ZAPISKI SZPITALNE
Odsłona Szósta.
Mama. Zmęczona, ale
ciągle tu wraca. Zamyka oczy z niewyspania, ale z uporem czuwa. Z nogami
obolałymi po przebytych kilometrach, kiedy spacerowała przed salą operacyjną.
Zamartwiająca się i pełna nadziei. Nie przepada za gotowaniem, ale cały wieczór
stoi przy kuchni, przygotowując dietetyczny obiad, który w smaku nie ma nic
wspólnego z tym, co zazwyczaj kojarzy się z dietą. Poprawiająca mi pościel.
Pilnująca, żebym wzięła tabletki. Przynosząca magiczne mikstury na wzmocnienie,
złożone z takich czarodziejskich składników jak buraki, jabłka, pomarańcze i
pietruszka. Traktująca mnie, kobietę w zaawansowanej dorosłości, jak małą
dziewczynkę.
Mama trwająca w imieniu
wszystkich mam świata, siedzących przy szpitalnych łóżkach swoich dzieci, z
nadludzką siłą i podkrążonymi oczami.
Mama to jedno z imion
miłości.
Odsłona Siódma.
Ból. Bezradność.
Zależność od innych ludzi. Proste czynności są jak sport wyczynowy. Nierówna
walka z ciałem. Dużo hałasu, moich i niemoich gości i te lampy na suficie.
Białe, obojętne, zimne. Dopada mnie tęsknota za wieczornymi spacerami po
Kazimierzu, kawą latte pitą z przyjaciółmi w „Chimerze”, ulubionymi piosenkami,
zapachem kadzideł u dominikanów i rozgrzanej upałem Wisły na Bulwarach. Dopada
mnie tęsknota za normalnym życiem. Dopada mnie tęsknota za nieszpitalnym
światem, który się wydaje odległy od okna mojej sali o całe lata świetlne.
Sometimes
God will put Goliath in your life for you to find David within you.
Taką maksymę przesłała mi koleżanka z kursu Paweł. Dawid był w porównaniu z
Goliatem chudziną. Szedł do walki z uzbrojonym po zęby olbrzymem z procą,
wyglądającą w tych okolicznościach absurdalnie. Ale szedł w imię Pana Zastępów.
To wystarczyło. Bo Bóg naprawdę wystarczy. Trzeba tylko chcieć Go wezwać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz