środa, 14 sierpnia 2019



OVER THE RAINBOW czyli o tęczy inaczej
Muszę się podzielić pewną refleksją. Bardzo smutną. Otóż  jakiś czas temu dołączyłam do facebookowej grupy dla rodziców nastolatków. Zostałam przyjęta przez administratora. Skąd taki pomysł? Narodził się zupełnie spontanicznie. Zaintrygowała mnie nazwa i temat. Jako że od dwóch lat mam codzienny kontakt z nastolatkami z racji wykonywanej pracy. Byłam ciekawa, z jakimi problemami borykają się rodzice rówieśników "moich" dzieci. Ciekawa ich poglądów, codziennych kłopotów, świata, w jakim żyją... Bez wartościowania, oceniania, osądzania kogokolwiek. Nie odzywałam się zresztą. Pewnego pięknego dnia jednak coś mnie podkusiło, żeby tam wrzucić anegdotkę z życia wziętą dotyczącą właśnie nastolatków. Zupełnie niewinną, neutralną, nikogo nie obrażającą i nie mającą nic wspólnego z Kościołem. I zaczęło się... Fala hejtu, jaką zostałam dosłownie zalana, przekroczyła moje najśmielsze oczekiwania. Zostałam nazwana "funkcjonariuszką KK", "członkiem mafii", "obrońcą pedofilów", "indoktrynatorem". Trzeba przyznać, że było też sporo osób, które stanęły w mojej obronie. Właściwie nie tyle mojej, co obronie zdrowego rozsądku, wzajemnego szacunku i kultury osobistej. Chwała im za to. Dodajmy, że nie wszystkie z tych osób są wierzące.
Podobno żyjemy w państwie demokratycznym. Podobno tolerujemy wszystkich bez względu na rasę, narodowość, kolor skóry, religię, orientację seksualną, światopogląd, kulturę, bez względu na to, czy ktoś jest weganinem, czy bezglutenowcem, czy lubi koty, psy, czy jednorożce, czy wierzy w Boga, czy w jakąś bliżej nieokreśloną energię kierującą kosmosem...
Podobno.
Finał tej sprawy jest jeszcze bardziej gorzki. W tej grupie mnie zablokowano. OK. Płakać na pewno nie będę. Nie dziwi mnie już jednak, skąd się bierze dystans czy wręcz niechęć nastolatków, z którymi na co dzień mam kontakt, do Pana Boga i Kościoła. To są często wspaniali, mądrzy i wrażliwi młodzi ludzie. Szkoda ich. Bardzo.
Podobnie jest w wielu innych grupach. W jednej z amatorskich grup pisarskich po wstawieniu swojego wiersza inspirowanego Ewangelią przeczytałam komentarz następującej treści: „A kiedy PANI wstawi jakieś erotyki?”. Nie dalej jak wczoraj w grupie dla nauczycieli pewna pani skierowała do mnie – bo śmiałam się odezwać i znowu dotyczyło to czegoś zupełnie nie związanego ani z Kościołem, ani z religią, ani z aktualną sytuacją społeczno – polityczną - następujące słowa (pisownia oryginalna): „ Czy nie powinna pani byc w kole oazy, albo ordo luris, czy u rydzyka albo innego jedraszewskiego a najlepiej w salce przy kosciele zamiast w tej grupie? Apeluję o przyzwoitość - kosciol niech trzyma sie jak najdalej od szkoły, bo wprowadza w niej niesprawiedliwosc i zlo dla dzieci i zle wplywa i na nauczycieli i rodzicow.”
Po drugiej stronie „barykady” – tam, gdzie są gorliwi obrońcy Kościoła i tak zwanych wartości chrześcijańskich – doświadczam zniesmaczenia, bo na przykład w swoich wspomnieniach z ewangelizacji na Pol’and’Rock Festival ŚMIAŁAM wspomnieć o swoim trwającym ledwie minutę spotkaniu z Adamem Bodnarem, Rzecznikiem Praw Obywatelskich. I tylko tyle zapamiętali z całego tekstu, który opowiadał o czymś zupełnie innym…
Czasem chce mi się krzyczeć: „Ludzie! Ogarnijcie się! Zacznijcie myśleć! Przestańcie etykietować, definiować, sortować”. Właśnie: sortować. Przecież doskonale wiemy, czym się kończyło sortowanie ludzi w przeszłości. Inicjatorzy takich działań też chcieli dobrze, wierzyli w to, co robią, stawali w obronie czegoś, co potem zamieniło się w popiół.
Żeby było jasne: nie jestem i nie będę ani „narodowcem”, ani „tęczowcem”. Choć swoją drogą szkoda mi tęczy, tego malarskiego cuda, jakie nam, ludziom, podarował największy Artysta, żeby po raz kolejny wyznać nam miłość. Przejawu Jego piękna. Znaku przymierza Boga z człowiekiem. Cóż, trudno. Widząc tęczę, zawsze będę miała skojarzenia biblijne.
Po czyjej jestem więc stronie? Po stronie Chrystusa, który przyszedł „szukać i ocalić to, co zginęło” (por. Mt 18, 11). I szukał: uczonych w Piśmie, biednych, niewykształconych rybaków, celników, prostytutek, skazańców, trędowatych, a nawet żołnierzy rzymskich oraz kobiet i dzieci, które w tamtej rzeczywistości nic nie znaczyły… Wszystkich. I to mnie w moim Bogu zachwyca, bo sama jestem przez Niego odnaleziona, nazwana po imieniu, wydobyta z egzystencjalnej pustki. I dlatego mam zaufanie do Kościoła – wspólnoty, którą nam pozostawił.

8 komentarzy:

  1. Brawa za głos rozsądku.
    Denerwuje mnie to, że można być tylko po jednej ze skrajnych stron "konfliktu" (według tzw. opinii publicznej, udzielającej się na rozmaitych forach czy w komentarzach). Albo jestem za tymi, albo za tamtymi. I że jak jestem za tymi, to piję herbatkę u ojca Rydzyka i wysyłam swoje dzieci do pedofilów. A jak jestem za tamtymi, to wieszam sobie tęczowe flagi w oknach, zamiast firanek i mam pięć partnerek swojej płci. To paranoja! Czy nie mogę szanować kogoś, nawet jeśli się z nim nie zgadzam w pewnych kwestiach? Czy nie mogę kochać Kościoła, nie zamykając oczu na złe czyny, które popełniali jego kapłani? Niedługo naprawdę najlepiej będzie zaszyć sobie usta.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za te słowa. Ważne, sensowne i po prostu w punkt.

    OdpowiedzUsuń
  3. Znam sporo ateistów o poglądach zbliżonych do prezentowanych w tym tekście. Sam utożsamiam się z chrześcijaństwem, którego integralną częścią jest humanizm. W kontaktach osobistych, obrońcy praw człowieka, nie mają problemu z porozumieniem się z katolikami dla których "drogą Kościoła jest człowiek". Jednocześnie ostre konflikty są naszą trudną codziennością.

    Nie wszystko da się wytłumaczyć tym, że władzę w naszym kraju przejęli ludzie o poglądach skrajnych jak również tym, że prowokacje są skuteczną metodą na to by być usłyszanym.

    Moim zdaniem mamy kłopot ze stawianiem pytań. Bardzo chciałbym, by Kościół o którym pisze siostra przetrwał. Jednocześnie rozumiem argumenty przeciwników Kościoła.

    Dopóki będą chociaż dwie osoby wierzące, Kościół będzie istniał i w tym sensie jest On święty i niezagrożony. Zarzuty dotyczą sposobu jego funkcjonowania. Moim zdaniem w zbudowaniu dobrych relacji pomiędzy wierzącą i nie wierzącą częścią społeczeństwa to: 1. audyt finansowy Kościoła, 2. utworzenie niezależnego od Kościoła i polityków organu, najlepiej w oparciu o środowiska naukowe, który w sposób wiarygodny wyjaśniłby problem pedofilii w Kościele, 3. Zbadanie powiązań Kościoła ze światem biznesu i polityki, usunięcie patologii związanych z odpowiedzialnością karną oszustów wykorzystujących specjalny status prawny instytucji kościelnych. To są postulaty nie mające nic wspólnego z wiarą Boga i jako takie stosunkowo łatwe do przeprowadzenia.

    Rozumiem, że to co napisałem dotyczy rozwiązywania kwestii sporów społecznych i jest poza zasięgiem możliwości pojedynczych osób. Dlatego chciałbym zakończyć wyrażeniem wiary w to, że dopóki są ludzie - "wierzący w Boga będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna, jak i nie podzielający tej wiary, a te uniwersalne wartości wywodzący z innych źródeł, równi w prawach i w powinnościach wobec dobra wspólnego" - dopóty jest Nadzieja.

    PS. Proszę usunąć ten komentarz jeśli w odczuciu Siostry jest on atakiem na Kościół.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie, nie uważam tego za atak. Ma Pan prawo do wyrażenia własnej opinii i bardzo dziękuję za kulturę osobistą i elegancję słowa, jaką Pan prezentuje. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Trudny to temat Siostro. Też się z nim zmagam. Myślę,że wiara to jedna kwestia a życie w społeczeństwie zgodnie z wiara to mistrzostwo. Myślę, że demokrację mamy, jednak życie w demokracji okazuje się o wiele trudniejsze niż w komunizmie. Jak obronić wartości nie tracąc nic z chrześcijaństwa? Czy w ogóle bronić? Czy pozwalać się obrażać w imię Ewangelii?. Naprawdę rodzi się wiele pytań. W tej smutnej rzeczywistości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bronić, na ile się da. Pewnie najbardziej swoim życiem. Słowa często są puste, zwłaszcza w przestrzeni wirtualnej, gdzie każdy może publikować kiedy chce i co chce. I czasem po prostu nie ma sensu kontynuować dyskusji. A tak na marginesie: trafiłam na Siostry blog. Bardzo sensowne przemyślenia. Dziękuję.

      Usuń
  6. Jednak być katolikiem w Polsce coraz częściej oznacza nie być chrześcijaninem. Nie kierować się Słowem Bożym A szczególnie Ewangelią. Wypowiadać posłuszeństwo namiestnikowi Jezusa na ziemi. Polski kościół katolicki stał się heretycką sektą. To dramat dla wielu wierzących.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie uogólniajmy. Chodzi o poszczególne osoby czy zachowania, a nie "polski Kościół".

    OdpowiedzUsuń