Powiew
COOL - tury
Spis
lektur nieszkolnych
(Paulina
Mikuła, Literatoura, Altenberg,
Warszawa 2020)
Paulinę Mikułę poznałam
dzięki jej kanałowi na YouTube: Mówiąc
inaczej. Polecam, bo to bardzo ciekawe i rzeczowe podejście do kwestii
poprawnej polszczyzny. Kiedy więc reklamowała swoją nową książkę, tym razem nie
o języku, lecz literaturze, wiedziałam, że po nią sięgnę. Od razu miałam
skojarzenie z rewelacyjnymi felietonami Wisławy Szymborskiej Lektury nadobowiązkowe.
Moja pierwsza myśl po
przeczytaniu Literatoury: ja bym to
napisała inaczej. Inne byłoby moje spojrzenie na teksty literackie i pewnie
zupełnie inny ich dobór. Tylko jeden wiersz Szymborskiej? Tylko Sezon burz Sapkowskiego? A gdzie Dziady?! I nie ma nic, absolutnie nic
Brandstaettera? A Schulza? A potem pomyślałam: dzięki Bogu, że nie jestem
Pauliną Mikułą. Nie zmienia to faktu, że Literatourę
przeczytałam jednym tchem, nie tyle jako przewodnik po historii literatury
polskiej, co – dziennik duchowy autorki.
Zupełnie się z nią nie
zgadzam. Irytują mnie jej poglądy. Drażni ekshibicjonizm, gdy autorka przyznaje
się, że w czasach studenckiej młodości dziarsko i odpowiedzialnie ruszyła po receptę na środki
antykoncepcyjne, popiera Strajk Kobiet czy jest w trakcie terapii. Po prostu nie
czuję potrzeby, żeby takie rzeczy na temat Pauliny Mikuły wiedzieć, ale rozumiem kontekst. Ma do tego
prawo. Tak samo, jak ja mam prawo pisać o tym, co jest ważne dla mnie. Zresztą
na moim blogu też pełno mnie i może to być dla niektórych czytelników
irytujące. Nie da się tego uniknąć, gdy się pisze o czymś, co jest bardzo
osobiste i bliskie. A taka może być przecież literatura i autorka świetnie to
ukazuje. Chciałam opowiedzieć Wam o
literaturze nie tak, jak robi się to w szkole. Chciałam pokazać, że z tych
samych nudnych lektur da się wyciągnąć o wiele więcej niż może się wydawać.
Starałam się udowodnić, że warto do nich wrócić, by odkryć je na nowo, bez
pośpiechu i ryzyka, że zawalimy kartkówkę z treści – pisze autorka we
wstępie. I to jej się udało. Paulina
Mikuła zaprasza nas w wyjątkową podróż po literaturze widzianej jej oczami.
Poza takimi „pewniakami” jak Pan Tadeusz,
Kordian czy Wesele, mamy tutaj galerię tytułów nieoczywistych, a nawet
zaskakujących, ale takich, które mogą dużo powiedzieć o współczesnym świecie: Fejm Krzysztofa Kościelskiego, Twój ból jest lepszy niż mój Kazika
Staszewskiego czy publicystykę – Pokochawszy.
O miłości w języku Jerzego Bralczyka i Lucyny Kirwil w rozmowie z Karoliną
Oponowicz i Young Power. 30 historii o
tym, jak młodzi zmieniają świat Justyny Sucheckiej.
Sięgnęłam po tę książkę
myśląc, że jest historią literatury napisaną w języku młodzieżowym. Szybko się
okazało, że ani to historia, ani literatury. To pamiętnik. Intymne zapiski
autorki. Coś w rodzaju autoportretu. Irytowało mnie, że tak dużo pisze o sobie,
ale ja potraktowałabym temat dokładnie w ten sam sposób. Tyle, że byłaby to
historia zupełnie innej kobiety.
Autorka porusza kilka
istotnych zagadnień: patriotyzmu i tożsamości narodowej, poczucia własnej
wartości, życiowych wyborów, zwłaszcza z perspektywy kobiecej, miłości i jej
braku, rodziny, przemocy, a nawet zespołu Tourette’a. To pomaga sobie
uświadomić, że literatura, nawet, jeśli jest pisana w trudnym języku, którego
czasem trzeba się uczyć jak obcego, dotyka życia. I to nie „jakiegoś” życia
oddalonego od naszej epoki o miliony lat, lecz Twojego i mojego. Co
najważniejsze: Mikuła uczy samodzielnej lektury. „Odczarowuje” pisarzy, ściąga
ich z pomnika i pokazuje, że też byli ludźmi. Zamiast się zastanawiać, co poeta miał na myśli, możemy pomyśleć, co my
w jego utworze dostrzegamy, co możemy z niego wyciągnąć i uważam, że to lepsza
zabawa niż sztywna interpretacja pod klucz – pisze w rozdziale o Mironczarni Mirona Białoszewskiego. I to
jest w jej podejściu bezcenne! Dzięki Mikule odkryłam, że Gabriela Zapolska
jest autorką bardzo smutnego, ale niestety oddającego realia tamtej epoki (czy
tylko tamtej?) tekstu Z pamiętników młodej
mężatki, Eliza Orzeszkowa napisała ponure opowiadanie Ascetka, utrwalające niestety stereotypowe przekonanie, że do
klasztoru idzie się z powodu nieszczęśliwej miłości i życiowych niepowodzeń, a
Maria Konopnicka poza nowelami, wierszami, za którymi nigdy nie przepadałam, i wiekopomnego
dzieła O krasnoludkach i sierotce Marysi,
jest autorką świetnych reportaży Za
kratami i Na normandzkim brzegu. Przy
okazji zrobiłam sobie listę kilku tytułów, które mnie zaintrygowały i chętnie
je przeczytam: Rejwach Mikołaja
Grynberga, Między nami dobrze jest
Doroty Masłowskiej, Jak zawsze
Zbigniewa Miłoszewskiego, Inna dusza
Łukasza Orbitowskiego, Sońka Ignacego
Karpowicza, opowiadań Joanny Rudniańskiej, Pypcie
na języku Michała Rusinka.
Szkoda, że sporo też w
tych interpretacjach płycizny. Świtezianka
jako przykład „shit testu”? Lalka
jako antyprzepis na trwały związek? Interpretacja słów Cypriana Kamila Norwida:
Polak jest olbrzym, a człowiek w Polaku
jest karzeł w kontekście.. przepisów ruchu drogowego? To moim zdaniem
bardzo zuboża to, co w tych tekstach najpiękniejsze…
Szkoda, że autorka odrzuca religijność widząc w niej jedynie pusty rytuał przy jednoczesnym zapewnieniu, że w „coś” wierzy: w
Anioła Stróża, który jest jej zmarłą babcią, w jakieś słowa szamana, w bliżej
nieokreśloną „energię”. Szkoda, że zamiast Brandstaettera w książce pojawia się
Boy z Piekłem kobiet.
Ale największy smutek
wzbudził we mnie rozdział o Sezonie burz
Andrzeja Sapkowskiego. Przyznaję, że Wiedźmina
przeczytałam dopiero trzy lata temu. Pokonanie pięciu tomów sagi i kilku tomów
opowiadań z gatunku fantasy, za którym nie przepadam, zawdzięczam mojemu uczniowi.
Sama, bez „odgórnej” mobilizacji nigdy bym pewnie po tę pozycję nie sięgnęła. I
dziękuję, Kacprze, bo zakochałam się w prozie Sapkowskiego! Fascynuje mnie
podróż przez różne konwencje i epoki, mieszanie elementów współczesnych z historycznymi,
intertekstualność i poruszanie zagadnienia dobra i zła, miłości i nienawiści,
cynizmu i „sikania pod wiatr” czyli stawania w obronie słabszych, i wybierania
takich nieopłacalnych wartości jak honor i przyjaźń. Miałam wielką nadzieję, że
Mikuła zwróci na to uwagę. Cóż. Rozdział o Sezonie
burz dotyczy w zasadzie niechcianej ciąży oraz jej zapobiegania i usuwania.
A już kompletnie powaliła mnie konkluzja, że autorka nie chce mieć dzieci,
ponieważ… światu grozi katastrofa klimatyczna.
Tak właśnie nazwałabym
moje uczucie po lekturze tego rozdziału i niektórych innych fragmentów książki:
smutek. Nie złość, nie pragnienie walki, nie chęć udowodnienia, że to ja mam
rację, stojąc po stronie życia i oczekując od autorki przesłania nadziei.
Zawsze w takich sytuacjach sobie powtarzam: ma do tego prawo. A ja mam prawo
głosić, że Życie – świadomie pisane z wielkiej litery – pokonało śmierć. I przez
pryzmat tej chrześcijańskiej nadziei czytam również literaturę.
A z książką Mikuły warto
się zapoznać. Choćby po to, żeby wyrobić sobie własne zdanie. A może napisać
swój osobisty dziennik literackiej podróży? Bo czytanie książek jest niczym innym jak właśnie fascynującą podróżą w rejony, w które być może nigdy byśmy się sami nie
zapuścili. Dodajmy, że pozycja ma przepiękną okładkę i szatę graficzną
Katarzyny Placek. Aż się chce po tę książkę sięgnąć!
I dlatego jedno mnie na pewno
łączy z autorką Literatoury:
przekonanie, że dzięki czytaniu możemy mieć nie tylko swój mały świat, ale
wszystkie życia i wszystkie światy, jakie tylko zapragniemy. Tego nie odbierze
nam nawet pandemia.