Na pierwszy ogień wrzucam zapiski sprzed roku, kiedy przytrafił mi się pobyt w szpitalu i myślałam przez chwilę, że to mój mały koniec świata. Ten czas był dla mnie jak bardzo intensywne rekolekcje. Taki duchowy survival. I szkoła nadziei...
ZAPISKI SZPITALNE
Odsłona Pierwsza.
Ogromny guz. Do
wycięcia. Trzeba zbadać pod kątem zmian nowotworowych. Jutro siostra się zgłosi
do szpitala. Konieczna jest operacja. Słowa lekarki w gabinecie były ostre jak
skalpel. Siedziałam oszołomiona, bezradna, pozostawiona sam na sam z tym, co usłyszałam.
Z przytłaczającą świadomością, że na korytarzu czeka moja mama, której to muszę
powiedzieć. To był pierwszy dzień moich wakacji. Wizytę zamówiłam wcześniej
przez internet. Miało się okazać, że to nic poważnego i skończyć na jakichś
tabletkach. A najlepiej na niczym.
Do ostatniej chwili
myślałam, że to jakieś nieporozumienie albo żart. Że zaraz ktoś przyjdzie i
każe mi się zbierać do domu. Ale nie. Wszystko się działo z bezlitosną
konsekwencją: szatnia, w której kazali mi zamienić habit na piżamę, bransoletka
z numerem PESEL, łóżko na sali, krew, ciśnienie, EKG, seria innych
nieprzyjemnych badań, zszarzała z przerażenia twarz mojej mamy. Jakby mnie ktoś
wrzucił przez pomyłkę w ckliwy scenariusz filmu, jednego z tych łzawych
dramatów o chorobach, jakich nie znoszę. Filmu nie o mnie.
Studenci, stażyści,
rezydenci. Trudno odróżnić, kto jest kto. Piękne, młode twarze chłopców i
dziewczyn, na których maluje się zapał albo chłodny, nie pasujący do ich wieku
spokój, trema albo pewność siebie. Pełno
ich tutaj, bo to klinika Collegium Medicum UJ. Kiedy na nich patrzę, jakoś tak
mi cieplej, lżej i radośniej. Przypominają mi moje dzieci z Kłodzka. W liceum,
w którym uczę. Pan doktor z drugiego roku medycyny pobiera mi krew pod czujnym
okiem pielęgniarki. Pierwszy raz w życiu. Drży mu ręka. Dasz radę, młodzieńcze,
uśmiecham się do niego, chociaż sama się boję. Bo też mam swój pierwszy raz. W
takim miejscu. W takiej roli…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz