Myśli niedorzeczne...
KILKA
MYŚLI PRZY SŁUCHANIU YESTERDAY
Mieszkam obok mojego
miejsca pracy. Właściwie to prawie w jego obrębie, ponieważ liceum, w którym
uczę, było do II wojny światowej niemieckim kolegium jezuickim. A siostry
dominikanki w Kłodzku mają dom na terenie jezuickich posiadłości. Siedziałam sobie
wczoraj w pokoju, wsłuchując się w deszcz, bębniący nostalgicznie w moje małe okno.
Usiłowałam się przygotowywać do katechezy. Ciężko mi szło. Nagle usłyszałam
dźwięki muzyki. Tak! Dobiegały z naszej szkolnej auli. Szybko zidentyfikowałam
repertuar: Yesterday Beatlesów. Czyli
próba szkolnej orkiestry…
Ech… Rok szkolny tuż za
drzwiami. I dosłownie, i w przenośni. Czuję dreszcz podekscytowania na myśl o
kolejnych teatralnych wyzwaniach z moimi Dzikimi Kotami…
Czuję radość na myśl,
że znowu zobaczę moją młodzież: i tych „starych”, i nowych. Bardzo jestem
ciekawa tych nowych!
Czuję tęsknotę na myśl,
że już nie spotkam w tych murach maturzystów A.D. 2019. Są mi szczególnie
bliscy. Taka dziura w sercu, która się nie da niczym zapełnić. Bo każde
spotkanie z drugim człowiekiem jest wyjątkowe. Zdarza się tylko raz. I to
nieprawda, że nie ma ludzi niezastąpionych.
Czuję obawę. Jak głosić
Chrystusa tym młodym, wrażliwym ludziom, którzy najczęściej nie mają wiele
wspólnego z Kościołem? Tak: CHRYSTUSA, a nie konieczność chodzenia do kościoła,
szkodliwość ideologii „LGBT – i coś – tam” czy wartość czystości
przedmałżeńskiej. To wszystko samo się w życiu porządkuje i wyjaśnia, jeśli Bóg
jest obecny w naszym życiu.
Przyszła mi do głowy
myśl, że łatwiej ewangelizować na Woodstocku w ramach akcji Przyjaciele Jezusa.
Przeżyłam, to wiem. Dlaczego łatwiej? Może dlatego, że festiwalowa atmosfera
sprzyja szeroko rozumianemu dialogowi. Może dlatego, że rozmowa ze spotkanym
człowiekiem trwa tam zwykle kilka minut, a nie tak zwaną jednostkę lekcyjną,
która się czasem ciągnie w nieskończoność… Może dlatego, że nie jest to wpisane
w żaden system. Mało tego:
antysystemowość jest istotą takiej imprezy jak Pol’and’ Rock. Może dlatego, że
katecheza nie jest ekscytującą, jednorazową akcją, lecz często nużącą
codziennością, kiedy trzeba znosić „ciężar dnia i spiekoty” (Mt 20, 12).
I wtedy przypominam
sobie , jak często w Piśmie Świętym pojawiają się zdania: „NIE BÓJ SIĘ” i „PAN
JEST Z TOBĄ”.
Słyszy to Mojżesz, który
nie dość, że zabił człowieka i w związku z tym ma status ściganego przestępcy,
to jeszcze się jąka. A to właśnie on ma iść do faraona z misją dyplomatyczną od
samego Boga i – bagatelka! – poprosić, żeby władca Egiptu raczył wypuścić ze
swojego państwa darmową siłę roboczą. Słyszy to Gedeon, którego „ród jest
najbiedniejszy w pokoleniu Manassesa”, a on sam jest „ostatni w domu ojca”,
gdy Bóg do niego przychodzi z misją specjalną: uwolnienia Izraela z rąk
Madianitów (Sdz 6, 15). I mówi do niego takie piękne słowa: Idź z tą siłą, jaką posiadasz (...). czyż nie Ja ciebie posyłam? (Sdz 6, 14). Słyszy to wreszcie Maryja, kilkunastoletnia dziewczyna z Nazaretu,
który znajduje się gdzieś na końcu znanego ówcześnie świata. I to właśnie Ona ma
dać Zbawiciela światu: nie tylko znanemu tamtym ludziom, ale wszystkim światom
wszystkich epok.
Nie bój się – słyszę w
sercu głos Pana Zastępów – nie idziesz sama w ten rok szkolny.
Dźwięki muzyki
dochodzące z mojej szkolnej auli są jak zapowiedź czegoś nowego. Może nawet
piękniejszego niż to, co do tej pory przydarzyło mi się w Kłodzku.
Yesterday
zamienia się w Today. Bo to właśnie
DZISIAJ jest ten moment, kiedy przychodzi do mnie Bóg, bierze za rękę i mówi:
Chodź, ruszamy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz