poniedziałek, 12 sierpnia 2019



ZAPISKI SZPITALNE

Odsłona Piąta.

Pielęgniarki. Wszędzie ich pełno. Przemykają prawie bezszelestnie po korytarzach. Pojawiają się szybko i cicho przy łóżku. Odkąd przestały nosić białe fartuchy i czepki z czarnym paskiem, jakie pamiętam z dzieciństwa, nie wyróżniają się niczym szczególnym. Zupełnie jak dobro, które rozdają. Dobro przybiegające na dzwonek. Dobro zmieniające kroplówki. Dobro uspokajające, że wszystko jest tak jak trzeba. Dobro asystujące przy stole operacyjnym. Dobro czuwające dwanaście godzin na sali pooperacyjnej. Dobro, które wkłuwa się w żyłę w taki sposób, że nawet tego nie zauważam. Dobro przyuczające praktykantów do pobierania krwi i mierzenia ciśnienia, i uśmiechające się do tych młodzików w taki sposób, jak gdyby właśnie przeprowadzili operację na otwartym sercu na miarę dokonań Zbigniewa Religi. Dobro zwyczajne, ze zmęczonym spojrzeniem, niewyspane, z osobistymi kłopotami, o których trzeba zapomnieć na nocnym dyżurze, z czekającymi w domu dziećmi i mężem. Spędzam noc na sali pooperacyjnej i podziwiam, z jaką czułością i delikatnością pielęgniarki z nocnej zmiany traktują starą, przerażoną kobietę w ciężkim stanie, która z jakichś nieznanych mi powodów rzuca się na łóżku i wyrywa sobie sondę.
Pacjentki. Pełne wiary, że się uda i zrezygnowane. Takie, które „jutro wychodzą” i te, które zapomniały już kiedy przyszły. Ufnie uśmiechnięte przed zabiegiem i zaniepokojone, bo są jakieś komplikacje po. Na szafkach przy łóżku mają różaniec albo kolorowe gazety. Po salach snują się telefoniczne opowieści. Już po wszystkim. Nie, jeszcze mnie nie wzięli. Tak, wszystko dobrze. Nie, coś poszło nie tak. Wypuszczają mnie. Siedzę tu czwarty miesiąc i okazało się, że jeszcze trzy tygodnie. Nic nie boli. Wszystko boli, a najbardziej dusza. Nad łóżkami płyną zabiedzone, odziane w szlafroki modlitwy. Jest w nich zdumiewająca siła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz