Książka
z duszą
Nie ma anioła – jest zmaganie
(Nie przyszedł do mnie anioł. O życiu,
śmierci i nadziei wbrew wszystkiemu. Paweł Grabowski w rozmowie z Agatą
Puścikowską, Wydawnictwo Esprit, 2023)
O Pawle Grabowskim dowiedziałam
się po raz pierwszy od mojej przyjaciółki, Kasi Wolak – Gąsowskiej, aktorki
supraskiego Teatru Wierszalin: że taki cudowny, że człowiek – orkiestra, że
jest lekarzem, a równocześnie poetą, że założył jakieś hospicjum na Podlasiu.
Mimo że bardzo cenię wrażliwość i mądre przemyślenia Kasi, i bardzo liczę się z
jej zdaniem, to te rewelacje nie zrobiły na mnie wielkiego wrażenia. Zwłaszcza
gdy usłyszałam o tym hospicjum. Nie moja bajka – mówiłam sobie, bo tak to już
jest, że jeśli nas jakaś sprawa osobiście nie dotyczy, to często ją bagatelizujemy.
Rzecz jasna, nie wszyscy i nie zawsze, ale ja niestety mam takie brzydkie
tendencje…
Nie moja bajka –
powtarzałam, a tak naprawdę chciałam uciec od tego tematu. Panicznie się go
bałam.
Tymczasem cierpienie to
nie bajka i nie da się od niego uciec. Ciężka choroba, umieranie i związana z
tym wszystkim mała apokalipsa w rodzinie to temat do bólu (nomen omen) realny i
wcześniej czy później będzie dotyczył każdego z nas… Diagnoza brutalnie wkracza
w nasze życie i wywraca świat do góry nogami. Bez względu na to, czy chorzy
jesteśmy my, czy ktoś z naszych bliskich.
No i znalazłam się w
takiej sytuacji. Zachorowała bliska osoba. Trzeba było przeorganizować i
przewartościować swoje życie. Wtedy właśnie wpadł mi w ręce wywiad – rzeka
Agaty Puścikowskiej z Pawłem Grabowskim Nie
przyszedł do mnie anioł. Już sam tytuł przykuł moją uwagę. Jest w tym
sformułowaniu coś przekornego, wręcz zadziornego, coś, co określa charakter
bohatera książki. Bo Paweł Grabowski często jest idealizowany w mediach czy
ludzkiej opinii: współczesny doktor Judym, który ze śpiewem na ustach poświęca
się dla ludzkości, nigdy nie jest zmęczony, nie klnie, żywi się powietrzem i
dla wszystkich jest miły. No i na pewno ukazał mu się jakiś anioł, a może nawet
sam Pan Jezus, który rzekł: „Pawle, zrób mi małą przysługę i załóż hospicjum na
Podlasiu. Wiesz, tak od zera, co to dla ciebie, raz, dwa i będzie gotowe!”.
Żaden anioł nie
przyszedł, choć „doktor Judym” z Podlasia całe swoje życie postrzega z
perspektywy wiary: i to takiej głębokiej, dojrzałej, pozbawionej naiwnego
sentymentalizmu i taniego hurraoptymizmu. Wiary, która wie, że czasem jest
ciężko, że są momenty ciemności, że lekarz nie jest bogiem, że umieranie jest
częścią życia i że wiele rzeczy może się nie udać… Mimo to się nie poddaje, bo
krzyż Chrystusa jest znakiem zwycięstwa nad złem i śmiercią, ale też, w związku
z tym, jest częścią naszego ludzkiego losu.
Nie było więc anioła –
było za to zmaganie. Z książki wyłania się fascynująca sylwetka człowieka o
wszechstronnych zainteresowaniach i licznych pasjach, bogatym życiorysie
(stomatolog, chirurg szczękowy, lekarz specjalizujący się w medycynie
paliatywnej, poeta, dramatopisarz, pisarz ikon, a nawet… pszczelarz!). Czego w
tej opowieści nie ma! Dowiadujemy się, że medycyna wcale nie jest niewinną
panienką, bliżej jej do prostytutki (!), a jednak warto poświęcić dla niej całe
życie, że wyrażenie „przegrał z chorobą” nie oddaje całej prawdy, czym jest
umieranie, że są cuda „naturalne” i „nienaturalne”, dlaczego to właśnie prorok
Eliasz jest patronem podlaskiego hospicjum i jednym z ulubionych świętych Pawła
Grabowskiego, że chirurg może mdleć przy pobieraniu krwi, czy można przypadkowo
stać się właścicielem trzech dobermanów, czy ktoś, kto chodzi na spotkania
świeckiego karmelu, może nazwać kotkę Lolita, co to jest karawaka i modlitwa
hezyhastyczna, czy precyzja chirurgiczna może się przydać przy pisaniu ikon, jak
wierszyk o wyrostku robaczkowym może pomóc w zdaniu egzaminu, czy można pisać o
śmierci w książeczce dla dzieci, co to jest węza, a co to miodarka, po co się
odymia pszczoły w ulu i czy pszczoły urządzają krwawe rewolucje, czy zdarzają
się przypadki wypisania pacjenta z hospicjum do domu, czy wolontariuszem w
hospicjum można zostać ot tak sobie, „z ulicy”…
Jednak z tej
różnorodności wyłania się spójny portret człowieka, który wie, czego chce od
życia i bardzo konsekwentnie idzie swoją drogą. A jest to droga miłości, choć
Paweł Grabowski nie znosi patetycznych określeń.
Poznajemy najważniejsze
wątki z biografii szalonego lekarza, który, jak się okazuje, pochodzi z mojego
rodzinnego Krakowa: marzenie o studiowaniu medycyny i wyboistą drogę do jego
realizacji, pracę w warszawskim szpitalu i odkrycie prawdziwego powołania w
dramatycznych okolicznościach, gdy sam otarł się o śmierć.
Przygoda z hospicjum
zaczęła się piętnaście lat temu od założenia hospicjum domowego w kilku gminach
powiatu hajnowskiego i białostockiego. Działalność zaczęła mieć coraz większy
zasięg. Od niespełna dwóch lat we wsi Makówka funkcjonuje już także hospicjum
stacjonarne. Wydawało się niemożliwe, żeby jeden człowiek zbudował tak wielkie
dzieło w jakiejś wsi zabitej dechami i pokonał bezduszny system przepisów,
które potrafią skutecznie ostudzić tego typu zapały. Przypominają mi się słowa
mojej współsiostry, Elizy Myk, na temat Domu Chłopaków w Broniszewicach.
Zabytkowy pałac nie spełniał wymogów przepisów przeciwpożarowych, trzeba było
wybudować nowy dom dla chłopców z niepełnosprawnością, bo inaczej mieszkańcom
groziło przeniesienie do państwowych placówek, siostry podjęły wyzwanie i… stał
się cud. Nowy Dom Chłopaków powstał w trzy lata. „Zrób pierwszy krok, a Pan Bóg
zajmie się resztą” – powiedziała mi wtedy siostra Eliza. Do dziś w trudnych
sytuacjach powtarzam sobie to zdanie…
Podobnie było z
podlaskim hospicjum.
Książka porusza też
kluczowe kwestie dotyczące opieki nad chorym, takie jak:
- Szacunek
do pacjenta. Niby to oczywiste, a przecież ciągle w szpitalach, domach
opieki czy hospicjach zdarza się, że personel medyczny zwraca się do pacjentów
w trzeciej osobie liczby pojedynczej, zupełnie jak w słynnej scenie z
filmu Pora umierać z Danutą
Szaflarską, gdzie lekarka mówi do bohaterki: „Niech się rozbierze i położy”,
na co bohaterka z subtelnym wdziękiem odpowiada: „Niech się pocałuje w d..pę." I wychodzi.
- To, że eutanazja wcale nie jest synonimem
godnej śmierci, lecz morderstwem, a współcześnie medycyna paliatywna jest
na tak wysokim poziomie, że naprawdę da się zredukować cierpienie
terminalnie chorych do minimum, a nawet do zera.
- To,
że hospicjum wcale nie musi być „umieralnią” ani ponurym miejscem, gdzie
się „oddaje” członka rodziny, lecz miejscem nadziei i kompleksowej opieki
medycznej, psychologicznej, a nawet duchowej nie tylko dla pacjenta, lecz
także dla członków jego rodziny.
- Istota powołania lekarza. Bo to jest powołanie: do walki z chorobą, na ile to
jest możliwe, niesienia ulgi, uśmierzania bólu. Bardzo mnie poruszył
rozdział dotyczący zachowań lekarzy w czasie pandemii, w którym Grabowski
przyznaje, że służba zdrowia nie zdała egzaminu…
To,
co robiliśmy, nie było bohaterstwem. I nie zgadzam się ze słowami, że „w dobie
koronawirusa, z uwagi na własne bezpieczeństwo, pracownicy służby zdrowia mogą
odmówić pomocy." Otóż nie, nie mogą! I nie mogli. Oprócz litery prawa jest
jeszcze duch prawa. Odejście od pacjenta, niezależnie od powodu, jest
nieetyczne. To tchórzostwo (…). Gdybym wybrał zawód strażaka tylko dlatego, ze
ślicznie wyglądam w galowym mundurze, lecz nie jeździłbym do pożaru, bo jest to
zbyt niebezpieczne, byłbym fajtłapą i kłamcą, a nie strażakiem. – mówi
dobitnie Grabowski.
Myślę, że te słowa
świetnie podsumowują istotę bycia lekarzem, nie tylko w czasie pandemii.
Nie
przyszedł do mnie anioł to książka, która w trudnym
momencie życia dała mi siłę. Pokazała, że może anioł do mnie nie przyjdzie, ale
Bóg będzie przy mnie zawsze. Ta książka była dla mnie jak rozmowa z
przyjacielem.
Koniecznie trzeba
przeczytać!