Powiew COOL - tury
Szafa
pełna tajemnic
(Ałbena
Grabowska, Stulecie Winnych,
Zwierciadło 2015)
Są takie powieści, których
się nie czyta, lecz do których się wchodzi jak do wielkiej szafy z mnóstwem
szufladek, zakamarków i przegródek. Odkrywanie tych szufladek jest dla
czytelnika największą frajdą. Tak właśnie jest z trylogią Ałbeny Grabowskiej Stulecie Winnych: Ci, którzy przeżyli (tom I), Ci,
którzy walczyli (tom II) i Ci, którzy
wierzyli (tom III). Do przeczytania książki zachęcił mnie – jakże to
banalne! – serial emitowany w TVP1. Nie żałuję jednak ani jednej chwili
spędzonej z tą książką! Powieść Grabowskiej zaczyna się jak u Hitchcocka: od trzęsienia
ziemi. Co prawda nie całej Ziemi, lecz niewielkiego skrawka ziemi w
gospodarstwie przeciętnej chłopskiej rodziny w podwarszawskim Brwinowie, i nie
chodzi o zjawisko atmosferyczne, lecz o rodzinną katastrofę. Oto mamy 26
czerwca 1914 roku. Data dzienna jest ważna, bo będzie się jeszcze pojawiać
kilka razy w powieści. Młoda małżonka Kasia Winna rodzi bliźniaczki: Anię i
Manię. W ogromnych męczarniach, bo poród jest z powikłaniami. Ania jest źle
ułożona i przychodzi na świat właściwie dopiero następnego dnia. Matka niestety
umiera. A potem wybucha pierwsza wojna światowa, którą „zapowiedziała” nowo
narodzona Ania: młoda piastunka odkrywa, że dziecko ściska w rączce… małą kulę
od pistoletu. Chwilę potem świat dowiaduje się o zabójstwie arcyksięcia Ferdynanda
i jego małżonki, co, jak wiadomo, ma daleko idące skutki historyczne…
Opowieść o trzech
pokoleniach bliźniaczek przychodzących na świat w rodzinie Winnych w pełni zasługuje
na miano sagi i tutaj mam skojarzenia z Anią
z Zielonego Wzgórza Lucy Maud Montgomery (do której w jednym momencie
autorka wyraźnie nawiązuje), Jeżycjadą
Małgorzaty Musierowicz, gdzie przynajmniej jeden tom, Kalamburka, również opisuje najnowszą historię Polski, czy powstałą
w tym samym czasie co powieść Grabowskiej tetralogią Marii Paszyńskiej Owoc granatu, w której także opisane są
losy bliźniaczek i ich rodzin na tle II wojny światowej, komunizmu, ciekawej i
nietypowej rzeczywistości emigracyjnej i naszych najnowszych dziejów (bardzo
polecam!).
W fabule Stulecia Winnych pojawia się cała
galeria postaci w różnym wieku, różnego stanu, o bardzo różnych charakterach. Postaci
zmagających się z niełatwą rzeczywistością historyczną, a przede wszystkim – z samymi
sobą. Postaci nieidealnych. Postaci ulegających namiętnościom, ale także
świadomych, czym jest miłość, honor i poświęcenie. Dlatego prawdziwych. I tutaj
właśnie jest to „wejście” do szafy pełnej tajemniczych drzwiczek, zakamarków i
szufladek: poprzez postać. Bo każda z nich ma coś ważnego i ciekawego do opowiedzenia, każda przeżywa jakiś osobisty dramat, każda musi
ustosunkować się do rzeczywistości, w jakiej przyszło jej żyć, a tym samym
dokonywać trudnych wyborów moralnych. I każda wybiera trochę, a czasem –
całkiem inaczej. I dlatego podróż po świecie Winnych jest tak fascynująca. Ciekawe
tu jest wszystko: sposób, w jaki autorka maluje bohaterów – zwłaszcza kobiety –
z ich wyrazistością, nieoczywistymi decyzjami życiowymi, zróżnicowaną gamą
uczuć i wewnętrznym pięknem. Imponujące tło historyczne, które – zgodnie z
tytułem – obejmuje stulecie: lata 1914 – 2014, a więc jesteśmy świadkami dwóch
wojen, narodzin stalinizmu w Polsce, strajków studenckich w 1968 (jest wzmianka
nawet o słynnych Dziadach Kazimierza
Dejmka w Teatrze Narodowym, w których jedna z bohaterek, aktorka z zawodu, gra
Ewę), grudnia 1970 w Gdańsku, stanu wojennego, przemian w 1989 roku, a nawet…
sposobu funkcjonowania pruszkowskiej mafii w latach 90. XX wieku. Ostatni tom: Ci, którzy przeżyli, opowiada o czasach,
które sama pamiętam – pojawia się peerelowskie przedszkole z reżimem przyprawiającym
dzieci o wymioty, pierwszy komputer o wdzięcznej nazwie Atari, łóżka polowe z „zagranicznym”
towarem na Dworcu Centralnym w Warszawie, wielkie jak cegły i niedostępne dla
zwykłych śmiertelników telefony komórkowe, praca marzeń czyli asystentka szefa
korporacji, serial Dynastia i
teleturniej Koło Fortuny, które
sprawiały, że pustoszały ulice… Opowiadające o tym wszystkim rozdziały czytałam
nie bez wzruszenia.
Wzruszenie zresztą
towarzyszyło mi przez całą lekturę. Autorka nadaje metafizyczny sens rzeczom całkiem - wydawałoby się - zwyczajnym. Oto pierwszy dzień wakacji
1984 roku. Cała rodzina Winnych zebrała się przy stole na uroczystym obiedzie z
okazji zakończenia roku szkolnego:
Tamtego
lata wszyscy siedzieli przy wspólnym stole po raz ostatni.
-
Wszystko się zmienia – powiedziała wtedy Julia, patrząc na jabłonkę – dziczkę,
która dawała przez czterdzieści lat owoce na szarlotkę, a którą niespełna
miesiąc wcześniej powalił wiosenny piorun.
-
Tak musi być – powiedziała babcia Ania i spojrzała na nią tak, jakby rozumiała,
co się właśnie w Julii życiu zaczyna dziać.
-
Nie walcz z tym, moja kochana… Tak ma być…
Powieść o Winnych
dzieje się w dwóch planach: ziemskim i nadprzyrodzonym. Przy czym ten ostatni
jest ukazany w sposób bardzo delikatny i nienachalny. To dar przewidywania przyszłości,
który posiada Ania. To „głos bestii”, który każe złym ludziom przyczyniać się do
śmierci innych ludzi podczas wojny. To anioły, które towarzyszą trójce nowo
narodzonych dzieci w pruszkowskim szpitalu w 1971 roku. Jeden z nich nie
pozwala swojej podopiecznej umrzeć: Anioł
pracował ciężko, ciągnął dziecko w stronę życia sekunda po sekundzie, minuta po
minucie, szepcząc, że ma ono w życiu do spełnienia bardzo ważną misję i dlatego
bezwzględnie musi przeżyć. To wreszcie duchy zmarłych, które przychodzą do
bliskich im żywych na jawie lub we śnie.
Trochę mi brakuje w tej
historii Boga. Jego ziemscy przedstawiciele nie są przedstawieni zbyt
pozytywnie. Pozbawiona ludzkich odruchów przełożona brwinowskiego klasztoru
sióstr zajmujących się osieroconymi dziećmi nie wzbudza czytelniczego zaufania.
Podobnie dysfunkcyjna rodzina Jeremiego Wiśniewskiego, w której panuje bieda i
zaniedbanie, ale wieczorem wszyscy – pod wodzą apodyktycznego ojca – klękają do
różańca. Sympatię budzi jedynie przedstawiciel rodziny Winnych, ksiądz Ignacy,
który jednak podczas powstania warszawskiego wdaje się w romans z piękną
sanitariuszką. I pewnie takie sytuacje się zdarzały, ale podczas tego samego
powstania nie brakowało przecież księży DO KOŃCA zakochanych w Chrystusie i
oddających za Niego życie…
Bóg jest więc w Stuleciu Winnych obecny, choć nieoczywisty.
Przewija się przez nie oszczędzającą bohaterów historię, skłaniając ich do
tego, żeby mimo wszystko wierzyli, kochali, nie tracili nadziei, wybierali
dobro, nawet, gdyby ich to drogo kosztowało… W jednej z ostatnich scen sagi
nestorka rodu, babcia Anna Winna, zostaje zaproszona do brwinowskiego gimnazjum
jako świadek dwóch wojen. Kiedy doszłam do tego momentu, z zapartym tchem
czekałam, co stuletnia kobieta - która przecież straciła matkę przy porodzie,
musiała uciekać z rodziną przed carską (jeszcze) armią, z narażeniem życia
prowadziła podczas okupacji tajne komplety i adoptowała żydowską dziewczynkę,
przeżyła wydarzenia z 1968 i 1970 roku oraz stan wojenny - przekaże
współczesnym kilkunastolatkom. Słowa babci Ani są proste i przez to
poruszające: W obliczu zagrożenia każdy
pokazuje prawdziwą twarz. Niezależnie od tego, czy zagrożenie to niezapowiedziana
klasówka, czy wywózka na Syberię. I to jest najważniejsze przesłanie powieści:
Winni nie są bez winy - jak każdy z nas - ale KOCHAJĄ. I każdy z nas też jest
zaproszony do miłości w takiej rzeczywistości, w jakiej przyszło mu żyć. Bo
żadna rzeczywistość, nawet najbardziej ekstremalna, nie zabije naszej miłości,
jeśli postanowimy ją ocalić.
Czekam na kolejny sezon
telewizyjnego serialu, ale to, co mnie naprawdę urzekło, to powieść. Ja jeszcze
do tej szafy wrócę, żeby odkryć na nowo wszystkie jej zakamarki…