czwartek, 22 sierpnia 2019


Mówienie prozą...

LATO 1939


Mam chusteczkę haftowaną
Co ma cztery rogi…

- dziecięcy śpiew przeplatany śmiechem niósł się beztrosko po lesie. Barwne sukienki tonęły w prześwietlonej słońcem zieleni Milejszyszek.
- Marysiu, uważaj! Franiu, nie biegaj tak szybko! – wołała siostra Klementyna pilnująca bawiącej się gromady wychowanek Zakładu dla Sierot im. Matki Bożej Ostrobramskiej, które przyjechały do domku letniskowego na wakacyjny wypoczynek. W tym czasie, jak w każde wakacje od kilku lat, na Witebskiej odbywały się półkolonie. Lato 1939 roku było podobne do każdego innego lata. Tak samo ciepłe i jasne. Tak samo nasycone zapachami, kolorami i muzyką przyrody. Siostra Julia przechadzała się leśną drogą w towarzystwie kruchej przyjaciółki w kremowej sukni, hrabiny Ostreyko – Horodyńskiej.
- Piękna ta wasza posiadłość – uśmiechnęła się Antonina.
- Prezent od Pana Boga i od dobrych ludzi. Takich jak ty, Tosiu.
- Jestem twoją dłużniczką.
- Powiedz, jak dzieci?
Zawsze, kiedy ktoś ją pytał o dzieci, hrabina rozkwitała. Jak gdyby budziła się do życia.
- Bogusław to już prawie dorosły chłopak. Skończył osiemnaście lat. Wybiera się na prawo, na Uniwersytet Batorego. Chce być politykiem – Antonina mówiła o synu z wyraźną przyjemnością - A Klara… Cóż, to jeszcze dziecko.
- A Ekspedyt?
Oczy Antoniny pociemniały.
- Bez zmian. Rzadko się widujemy. Lepiej mi powiedz, jak tam twoje plany związane z sierocińcem – zmieniła pośpiesznie temat.
- Marzy mi się rozbudowa domu i utworzenie skrzydła dla chłopców. Może przywrócenie szkoły przyzakładowej, do której mogłyby również chodzić dzieci wileńskiej biedoty. Żeby tylko nasza matka generalna wyraziła zgodę…
- Piękne plany. Wiesz, że możesz na mnie liczyć, Julio. Mam środki i odpowiednie kontakty.
- Wiem, Tosiu. Jak tylko Pan Bóg pozwoli.
Antonina zatrzymała się, porażona nagłą myślą. Popatrzyła na przyjaciółkę z pełną troski powagą.
- Ale wiesz, że sytuacja polityczna jest coraz bardziej niespokojna? Po ulicach Wilna kręci się wojsko, pełno wojska. Zarządzili powszechną mobilizację.
- Wiem, wiem, Tosiu – uśmiechnęła się siostra Julia, jak gdyby te opowieści zupełnie nie dotyczyły ani jej, ani sierocińca na Witebskiej -  Dobrze, że nasz rząd jest taki zapobiegliwy.
- Julio, prasa donosi o realnym zagrożeniu wojną.
- Oni zawsze przesadzają.

Kogo kocham, kogo lubię
Rzucę mu pod nogi…

- perlisty śmiech dzieci wdarł się do ich rozmowy, jakby chciał ją przerwać. Dwie dziewczynki biegły jak oszalałe z kolorową piłką i wpadły na spacerującą kierowniczkę zakładu i hrabinę. Cofnęły się, onieśmielone. Siostra Julia zaśmiała się serdecznie.
- Idźcie już na podwieczorek, rozrabiaki!
Pobiegły. Piosenka ucichła. W oddali jeszcze było słychać śmiechy i głosy, coraz cichsze, coraz mniej wyraźne, coraz bardziej nieobecne, jakby należące do innego czasu. Lato 1939 roku było podobne do każdego innego lata. Tak samo leniwe i senne. Tak samo ufne wobec teraźniejszości i nie umiejące przepowiadać wydarzeń przyszłych.

(fragment mojej powieści "Wszystko, co tutaj kochałam", która ukaże się w marcu 2020 nakładem Edycji Św. Pawła; fot. Robert Górak)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz