Mówienie prozą...
LATO 1939
Mam chusteczkę haftowaną
Co ma cztery rogi…
-
dziecięcy śpiew przeplatany śmiechem niósł się beztrosko po lesie. Barwne
sukienki tonęły w prześwietlonej słońcem zieleni Milejszyszek.
-
Marysiu, uważaj! Franiu, nie biegaj tak szybko! – wołała siostra Klementyna
pilnująca bawiącej się gromady wychowanek Zakładu dla Sierot im. Matki Bożej
Ostrobramskiej, które przyjechały do domku letniskowego na wakacyjny
wypoczynek. W tym czasie, jak w każde wakacje od kilku lat, na Witebskiej
odbywały się półkolonie. Lato 1939 roku było podobne do każdego innego lata.
Tak samo ciepłe i jasne. Tak samo nasycone zapachami, kolorami i muzyką
przyrody. Siostra Julia przechadzała się leśną drogą w towarzystwie kruchej
przyjaciółki w kremowej sukni, hrabiny Ostreyko – Horodyńskiej.
-
Piękna ta wasza posiadłość – uśmiechnęła się Antonina.
-
Prezent od Pana Boga i od dobrych ludzi. Takich jak ty, Tosiu.
-
Jestem twoją dłużniczką.
-
Powiedz, jak dzieci?
Zawsze,
kiedy ktoś ją pytał o dzieci, hrabina rozkwitała. Jak gdyby budziła się do
życia.
-
Bogusław to już prawie dorosły chłopak. Skończył osiemnaście lat. Wybiera się
na prawo, na Uniwersytet Batorego. Chce być politykiem – Antonina mówiła o synu
z wyraźną przyjemnością - A Klara… Cóż, to jeszcze dziecko.
-
A Ekspedyt?
Oczy
Antoniny pociemniały.
-
Bez zmian. Rzadko się widujemy. Lepiej mi powiedz, jak tam twoje plany związane
z sierocińcem – zmieniła pośpiesznie temat.
-
Marzy mi się rozbudowa domu i utworzenie skrzydła dla chłopców. Może
przywrócenie szkoły przyzakładowej, do której mogłyby również chodzić dzieci
wileńskiej biedoty. Żeby tylko nasza matka generalna wyraziła zgodę…
-
Piękne plany. Wiesz, że możesz na mnie liczyć, Julio. Mam środki i odpowiednie
kontakty.
-
Wiem, Tosiu. Jak tylko Pan Bóg pozwoli.
Antonina
zatrzymała się, porażona nagłą myślą. Popatrzyła na przyjaciółkę z pełną troski
powagą.
-
Ale wiesz, że sytuacja polityczna jest coraz bardziej niespokojna? Po ulicach
Wilna kręci się wojsko, pełno wojska. Zarządzili powszechną mobilizację.
-
Wiem, wiem, Tosiu – uśmiechnęła się siostra Julia, jak gdyby te opowieści
zupełnie nie dotyczyły ani jej, ani sierocińca na Witebskiej - Dobrze, że nasz rząd jest taki zapobiegliwy.
-
Julio, prasa donosi o realnym zagrożeniu wojną.
-
Oni zawsze przesadzają.
Kogo kocham, kogo lubię
Rzucę mu pod nogi…
Rzucę mu pod nogi…
-
perlisty śmiech dzieci wdarł się do ich rozmowy, jakby chciał ją przerwać. Dwie
dziewczynki biegły jak oszalałe z kolorową piłką i wpadły na spacerującą
kierowniczkę zakładu i hrabinę. Cofnęły się, onieśmielone. Siostra Julia
zaśmiała się serdecznie.
-
Idźcie już na podwieczorek, rozrabiaki!
Pobiegły.
Piosenka ucichła. W oddali jeszcze było słychać śmiechy i głosy, coraz cichsze,
coraz mniej wyraźne, coraz bardziej nieobecne, jakby należące do innego czasu.
Lato 1939 roku było podobne do każdego innego lata. Tak samo leniwe i senne.
Tak samo ufne wobec teraźniejszości i nie umiejące przepowiadać wydarzeń
przyszłych.
(fragment mojej powieści "Wszystko, co tutaj kochałam", która ukaże się w marcu 2020 nakładem Edycji Św. Pawła; fot. Robert Górak)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz