poniedziałek, 12 sierpnia 2019




PRZYJACIELE JEZUSA W KOSTRZYNIE. DZIEŃ TRZECI.

Dzieci po obu stronach "obozu" - "woodstockowiczów" i "pejotowców". Ich obecność w tym miejscu mnie zadziwia. Chyba w obu wypadkach traktują tę imprezę jak przygodę życia. Są chłonne, zarażone świeżą fascynacją, ciekawe tego niecodziennego, barwnego świata, podsuwającego im absolutnie wszystkie oferty światopoglądowe. Nieznudzone. Niemarudzące. Niewypełniające dłużącego się czasu zabawą smartfonem... Chodzące spać w środku nocy z nieumytymi zębami i w hałasie o wiele za dużym dla delikatnych dziecięcych uszu. Towarzyszące rodzicom w ich pasji. Mające poczucie bycia wtajemniczanym w coś ważnego... Pomyślałam: jak łatwo dziecko ukształtować. Naznaczyć. Wyposażyć w pokarm na dalszą drogę. I to od nas, dorosłych, zależy, czym ono będzie się karmić. Dwa obrazki. Jedziemy busem na nabożeństwo do kościoła. Z nami trzech chłopców, wiek mniej więcej 10 - 15 lat. "Ku wolności ! Ku wolności!" - wołają z zapałem do kierowcy. Okazuje się, że chodzi o rapowy kawałek o tym tytule. Kierowca odpala "zamówioną" piosenkę. Znają słowa, zwłaszcza te najważniejsze: "Ku wolności wyswobodził nas Chrystus". Druga sytuacja ma miejsce po południu, na rynku w Kostrzynie. Ewangelizujemy mieszkańców miasta poprzez zabawy z dzieciakami. Nie ma tłumów. Prawie wszyscy na Woodstocku. Przybiega energiczna dziewczynka, lat około 12. Kolorowe włosy (pomalowane na szczęście farbą zmywalną), a na ramieniu tatuaż (na szczęście taki "na niby"): "Wspieram LGBT". Jest tutaj z rodzicami, ale nie, nie mieszkają na polu namiotowym, lecz w hotelu. Nie chodzi do kościoła, rodzice też nie. Za to na Pierwszą Komunię dostała nowy telefon. Szkoda, że się tak szybko zepsuł. - "Czy wiesz, co wspierasz?" - pytam rezolutną małą, patrząc na ten tatuaż - naklejkę. "Tak" - odpowiada - "A to, co się ostatnio wydarzyło w Białymstoku, to już lekka przesada!" Wiem, że nie rozumie. Wiem, że powtarza słowa rodziców. Wiem, że "nasiąkła" poglądami dorosłych, zupełnie nie pasującymi do dziecięcego świata. I bardzo, bardzo mi smutno...
Wieczorem idziemy ewangelizować na pole Woodstockowe. Ludzie chcą rozmawiać, chcą, żeby się z nimi pomodlić czy choćby pobłogosławić. Nawet, gdy się deklarują jako niewierzący. Podchodzi do mnie chwiejnym krokiem skąpo odziany mężczyzna z puszką piwa. "Napijesz się ze mną?" - pyta. "Nie, dziękuję" - mówię, ale przybijam mu "piątkę". "No" - rzecze - "Teraz wiem, że jesteś prawdziwa." Tak, niektórzy biorą nas, osoby zakonne za przebierańców, których na Pol'and'Rock nie brakuje. Ale rzadko się to zdarza. Do naszej grupki dołącza młodzieniec o ogromnej wiedzy i - powiedziałabym - ciekawości teologicznej. Okazuje się, że jest grekokatolikiem z wyboru. Ale idzie z nami i pomaga nam głosić Chrystusa. Świetnie mu idzie. Namawiam go, żeby za rok dołączył do ekipy PJ.
Chodzimy z kartką "Czy wiesz, czego Bóg nie może?". Napis przyciąga uwagę. Odpowiedzi są różne: nie może grzeszyć, pić, palić, uprawiać seksu i oczywiście klasyka: nie może stworzyć kamienia, którego sam by nie udźwignął. Tymczasem odpowiedź jest jedna i piękna w swojej prostocie: BÓG NIE MOŻE PRZESTAĆ CIĘ KOCHAĆ. I z tym przesłaniem chodzą wszyscy ewangelizatorzy PJ. Nawet, jak nie mają kartki...
Czwarta rano. Wstaję na adorację. Jezus w Najświętszym Sakramencie mieszka w namiocie, tak jak my. Opowiadam Mu o całym dniu, dziękuję za wszystkie spotkania i powierzam Mu tych wszystkich ludzi głodnych Boga, choć tak często nie zdających sobie z tego sprawy. Również moich licealistów z Kłodzka...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz