poniedziałek, 12 sierpnia 2019

No to na dzień dobry wiersz, który jest próbą opisania tak skomplikowanej rzeczywistości jak ja. Żeby się przedstawić.


AUTOPORTRET

Stoję w połowie życia
jak w opuszczonym zaułku
pełnym cieni,
ale z wyłomem w murze,
z którego widać ruchliwą ulicę.

Mam dwadzieścia dwa lata,
choć moja metryka upiera się, że drugie tyle.

Noszę w sobie parę nieistotnych
dla statystyki wspomnień.
Smak jagód podczas pewnego spaceru w lesie.
Dzwonek telefonu stacjonarnego
po długim czekaniu pełnym ciszy.
Zapach starych kamienic w moim mieście.

Noszę w sobie kilka zauroczeń
jak kolorowe plamy
zrobione przez dziecko na obrazie mistrza.

Noszę w sobie pierwszą nastoletnią miłość,
po której nie nastąpił koniec świata,
lecz tylko koniec złudzeń.

Noszę w sobie Biblię, teatr i Mickiewicza.
Wszystko, co mnie ukształtowało
i odebrało mi spokój.

Noszę w sobie moich nauczycieli,
którzy mi pokazali jak patrzeć na świat
wzrokiem jasnym, ostrym i odważnym.
Noszę w sobie moich uczniów
z całą ich młodością bezbronną jak źdźbło,
a jednak nieśmiertelną.

Noszę w sobie tych, których kocham.
Jak bagaż na drogę do nieba.
Noszę w sobie nieprzyjaciół, o których uczę się milczeć.

Noszę w sobie kobietę,
która w zakonnym habicie czuje się
jak w domu.

A jeśli przynoszę państwu pecha,
to bardzo mi przykro,
ale nie zamierzam przepraszać.

Idę. Ciągle dokądś idę.
Za mną drepcze czas, odliczając sekundy
jak krople gorzkiego lekarstwa.
Co chwilę przystaje, zdyszany.

(Kraków, 18 lipca 2019)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz