niedziela, 5 kwietnia 2020



Powiew COOL - tury

Reszta jest milczeniem czyli krzyk Iwony
(Iwona księżniczka Burgunda, reż. Attila Keresztes, Teatr Śląski im. S. Wyspiańskiego w Katowicach, premiera: 26. 02. 2010)

W czasie, kiedy całe nasze życie - również kultura - przeniosło się do Internetu, miałam okazję obejrzeć on - line kolejną perełkę inscenizacyjną: Iwonę, księżniczkę Burgunda w reżyserii Attili Keresztesa. Ale kiedy spektakl jest ciekawy i poruszający, to nawet tak bardzo nie boli brak kontaktu z żywym aktorem.
To, co od samego początku rzuca się w oczy to sterylność scenografii Bianci Imeldy Jeremias: bezduszne, plastikowe, białe wnętrza pałacu przypominającego siedzibę korporacji. Mieszkańcy pałacu – Król Ignacy, Królowa Małgorzata (charyzmatyczna Anna Kadulska), Szambelan (wyrazisty Jerzy Głybin), książę Filip (groteskowy Michał Rolnicki) oraz Damy Dworu – w gotyckich makijażach, ubrani są w stroje trochę stylizowane na modę dworską z XVIII wieku, a trochę przypominające niepraktyczne i pretensjonalne ubrania z pokazów współczesnych projektantów. Dominuje czerń i biel. Trzeba jeszcze wziąć pod uwagę, że spektakl miał premierę 10 lat temu. Przypuszczam, że teraz poziom absurdalności tych strojów byłby o niebo większy… Trudno się zresztą dziwić: w końcu to Gombrowicz. Ale także obraz współczesnego świata: zimnego, wypłukanego z emocji i sztucznego jak plastik. Odpowiednią atmosferę buduje też oszczędna, ale bardzo niepokojąca muzyka, która momentami przechodzi po prostu w irytujący odgłos kapania wody albo niepokojący rytm bijącego serca. Do tego jeszcze niezidentyfikowana, przewijająca się przez cały spektakl postać nazwana przez reżysera „X”, wypowiadająca jakieś tajemnicze słowa w obcym języku (świetna, pełna ekspresji słuchaczka Studium Aktorskiego Joanna Wawrzyńska). Demon? Wyobrażenie zła? Pewnie każda interpretacja jest tutaj dozwolona.
I nagle pojawia się ONA: taka zwyczajna, bez żadnej pozy, czysta, prosta i denerwująco milcząca. Tytułowa Iwona. W tej roli Agnieszka Radzikowska, aktorka, którą podziwiam za kreacje w Hamlecie (reż. Attila Kereszkes, 2012), Piątej stronie świata (reż Robert Talarczyk, 2013) czy Himalajach (reż. Robert Talarczyk, 2018). Trzeba jednak nadmienić, że Iwonę zagrała jako bardzo młoda osoba, dwa lata po studiach. I zmierzyła się z tym zadaniem w sposób wyjątkowo dojrzały, żeby nie powiedzieć: brawurowy. Twarz aktorki, oczy i całe ciało to cała paleta emocji: od lęku, przerażenia, rozpaczy, aż po nadzieję i czułość. Gombrowiczowska Iwona to jedna z legendarnych ról – wyzwań polskiej dramaturgii. Wypowiada w dramacie zaledwie kilka pojedynczych słów. Cała reszta dzieje się poza słowami i to właśnie ta „reszta” jest najważniejsza. Iwona Agnieszki Radzikowskiej absolutnie nie jest ofiarą. Ona ma przewagę. Milczy nie dlatego, że nie może mówić, ale dlatego, że CHCE milczeć. Tym milczeniem opowiada całą swoją historię: może osoby niepełnosprawnej? Może zmagającej się z depresją? Może o odmiennych przekonaniach? Może po prostu mającej swój własny, wewnętrzny świat nie pasujący do schematu? Iwona, księżniczka Burgunda w Teatrze Śląskim to opowieść o INNYM, którego jakiś „dwór”, na którym przyszło mu funkcjonować, nie tylko odrzuca, ale także poniża i hejtuje. Pozostali bohaterowie przeglądają się w Iwonie jak w lustrze i nie mogą znieść widoku samych siebie. Bronią się cynizmem i agresją.
Milczenie Iwony jest jak krzyk wszystkich słabych, bezbronnych, zepchniętych na margines w imię jakichś społecznych, absurdalnych wyobrażeń o „normalności”. To głos nastolatków niekochanych przez rodziców i odrzuconych przez rówieśników, ludzi, którzy z jakichś powodów są daleko od Kościoła i dlatego atakowanych przez „gorliwych” obrońców wiary, wyznawców Chrystusa zalewanych antykościelnym hejtem, chorych psychicznie, niepełnosprawnych, zmagających się z uzależnieniem, karanych… Głos wykluczonych.
Aktualnie przebywam w Domu Chłopaków w Broniszewicach: ośrodku dla dzieci i młodzieży z niepełnosprawnością intelektualną. Na co dzień jednak pracuję z młodzieżą w liceum. Oba te miejsca mnie uczą, co to znaczy być „innym” i przez to niezrozumianym. Ciągle słyszę ten milczący krzyk Iwony. Ona jest obecna w rozpaczy nastolatków po próbach samobójczych. W spojrzeniu niepełnosprawnych chłopców. W tylu ludziach, których spotykam i czasem jestem bezradna wobec ich cierpienia. Ona jest obecna także we mnie, tej małej dziewczynce, z której śmiali się rówieśnicy, bo wierzyła w krasnoludki i wróżki...
Każdy z nas jest Iwoną. Ocalmy ją w sobie i w drugim człowieku.

fot. Krzysztof Lisiak 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz