Niedzielnie…
„Wtedy Judasz, który Go
wydał, widząc, że Go skazano, opamiętał się, zwrócił trzydzieści srebrników
arcykapłanom i starszym i rzekł: «Zgrzeszyłem, wydawszy
krew niewinną». Lecz oni odparli: «Co nas to obchodzi? To twoja sprawa». Rzuciwszy srebrniki ku przybytkowi, oddalił się, potem poszedł i
powiesił się.” (Mt 27, 3 – 5)
Niedziela Palmowa to
dzień, w którym zazwyczaj myślę o królowaniu Jezusa i o tym, jak złudna i
krótkotrwała ziemska popularność – jak kolorowe palmy, które wrzuca się w ogień
i pozostały po nich popiół wykorzystuje się do posypania głów w Środę
Popielcową. Taki krąg życia, gdzie radość przeplata się ze smutkiem, sukces z
porażką, świętowanie z pokutą.
Tymczasem usłyszałam w
Ewangelii, którą przecież dobrze znam, coś, czego nie słyszałam wcześniej:
dramat samotności Judasza. Człowieka, który był przyjacielem Jezusa i wyrzekł
się tej przyjaźni. Nie zaufał. Zabrakło mu cierpliwości, żeby w tym wszystkim,
czego był świadkiem – spadku popularności Mistrza, spisku elit religijnych,
ciągłego braku stabilizacji i obietnic, które spełniałyby jego ziemskie
oczekiwania – zobaczyć sens. I doczekać zmartwychwstania. Zwątpił i zdradził.
Chwilę potem zrozumiał, co zrobił, ale pobiegł - zamiast do Jezusa – do
arcykapłanów.
Piotr, który zaparł się
Jezusa, miał odwagę spojrzeć Mu w oczy. Miał odwagę zapłakać nad swoją porażką
i wrócić. Judaszowi tej odwagi zabrakło. Szukał ratunku nie tam, gdzie trzeba i
usłyszał od arcykapłanów straszne, cyniczne słowa: „Co nas to obchodzi? To twoja
sprawa”. Judasz został całkowicie sam i nie wytrzymał tej próby.
Kiedy idę ze swoim
grzechem do niewłaściwych osób, zwłaszcza tych, które mnie do tego grzechu
skłoniły, kiedy szukam ratunku nie tam gdzie trzeba, zawsze usłyszę: „To twoja
sprawa”. Odcięcie się od największego Przyjaciela prowadzi do samotności, ciemności
i śmierci. Ale dopóki żyję, w każdej chwili mogę do Niego wrócić. A wtedy będę świadkiem
zmartwychwstania jak Piotr.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz