niedziela, 26 kwietnia 2020


Niedzielnie…

Dzisiaj jedna z moich ulubionych Ewangelii: o uczniach idących do Emaus. Zawiedzionych, zrezygnowanych, szukających ucieczki. Nagle na ich drodze pojawia się wędrowiec…
Gdy tak rozmawiali i rozprawiali z sobą, sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi. Lecz oczy ich były niejako na uwięzi, tak że Go nie poznali. (Łk 24, 15).
Bóg zawsze przychodzi inaczej niż myślę. Towarzyszy mi w smutku, rozczarowaniu, lęku. Słucha. Dzieli ze mną drogę do mojego Emaus – miejsca mojej ucieczki – ale się nie narzuca. Pozwala mi wybierać, czy chcę iść z Nim dalej.
Tak przybliżyli się do wsi, do której zdążali, a On okazywał, jakoby miał iść dalej.(Łk 24, 28).
Bóg chce być zaproszony, a nawet PRZYMUSZONY, żeby zostać z człowiekiem.
Wtedy oczy im się otworzyły i poznali Go, lecz On zniknął im z oczu. (Łk 24, 31).
Bóg pojawia się na moment, czasem na bardzo krótką chwilę, ale ta chwila wystarczy, żeby zrozumieć. Rzucić wszystko. Wyruszyć w drogę powrotną do Jerozolimy – czyli tego, co trudne, czego się boję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz