wtorek, 14 kwietnia 2020



Mówienie prozą...


CZAS NIEOKREŚLONY. ZAPISKI Z CZASU ZARAZY.

ODSŁONA OSIEMNASTA. WIELKI CZWARTEK.

Obrzęd umycia nóg w kościele oglądałam ze zdumieniem po raz pierwszy w życiu, kiedy miałam 22 lata. Był to Wielki Czwartek w kościele krakowskich dominikanów. Dzień mojej Pierwszej Komunii Świętej. Nie przypuszczałam wtedy, że przyjdzie mi uczestniczyć w takim wydarzeniu osobiście, i to dwa razy, w zupełnie innych, ale równie mocnych okolicznościach: na polu Woodstockowym podczas Pol n’Rock Festival i w Domu Chłopaków.
Na Woodstock do Kostrzyna nad Odrą pojechałam latem 2019 w ramach inicjatywy ewangelizacyjnej Przyjaciele Jezusa. Staliśmy z salezjanami i młodzieżą z ich duszpasterstwa przy piaszczystej alejce, w kolorowym, podpitym, hałaśliwym tłumie, trzymając miski z wodą, ręczniki, mydło w płynie i kartki z napisami: „Myjemy nogi za free”. Ludzie zatrzymywali się z niedowierzaniem, zaciekawieniem, niektórzy dla tak zwanej beki. Zawsze jednak odchodzili poruszeni. Większość pytała, po co to robimy. I tu mogliśmy opowiedzieć Janową wersję Ostatniej Wieczerzy. Moją ulubioną. I powtórzyć to pytanie Jezusa: „Czy rozumiecie, co wam uczyniłem?”. Nie wiem, kogo to bardziej ruszyło: tych, którym myłam nogi, czy mnie.
Wielki Czwartek 2020, Dom Chłopaków. Dziwne to Triduum Paschalne. Wiemy, że nie pójdziemy do kościoła, lecz będziemy oglądać transmisję on line. Że Jezus będzie do nas przychodził „mimo drzwi zamkniętych” nie tylko w Wielkanoc, ale przez cały Wielki Tydzień, potem oktawę Wielkanocy, i nie wiadomo, jak długo jeszcze… Że w transmisjach mszy Wieczerzy Pańskiej nie będzie obrzędu umywania nóg, na który co roku czekam. Że mszy dla chłopaków ani w Wielkim Tygodniu, ani podczas świąt też nie będzie…
Ruszamy więc na grupy: siostry przyjezdne i wolontariusze. Nie mamy co prawda misek jak na Woodstocku, ale są chusteczki nawilżające. A nie: jest jedna miska z bułkami kajzerkami, które mają wyobrażać łamany przez Jezusa chleb.

Uwielbiam Ciebie, mój Baranku,
Błogosławię imię Twe,
Przed tronem Twoim, mój Baranku,
Z całym niebem wielbię Cię!

śpiewam z przekonaniem, choć w „normalnych” warunkach z całego serca nie lubię dziecięcych piosenek religijnych. Tutaj jednak, w tych okolicznościach, nabierają innego wymiaru. Nieco naiwny „Baranek” z dziecięcej piosenki staje się Barankiem paschalnym złożonym w ofierze za zbawienie świata. Ofierze, po której nie trzeba już żadnych innych ofiar, trzeba tylko uwierzyć…
Opowiadam chłopakom Janową wersję Ostatniej Wieczerzy. Zupełnie jak wtedy, na Woodstocku. Tylko że chłopcy z Broniszewic patrzą na mnie mądrym wzrokiem, w którym zawiera się cała Ewangelia. Oni nie potrzebują wyjaśnień. Nie pytają, po co. Nie dyskutują. Siostry i dziewczyny z wolontariatu pochylają się nad podopiecznymi z mokrymi chusteczkami. Niektórzy są na wózkach, a ich nogi są zbyt małe i wątłe, żeby mogły ich gdziekolwiek zanieść. To my jesteśmy ich nogami i dłońmi. Ich oknem na świat. A może odwrotnie: to oni pokazują nam świat, którego sami byśmy nie odkryli. Świat, w którym bez zbędnych słów smakuje się każdą chwilę i kontempluje jej piękno.
Czy rozumiecie, po co wam to uczyniłem? – słyszę, jak tyle razy w życiu, pytanie Jezusa. Nie, Jezu, nie rozumiem. I być może nigdy nie zrozumiem. Dlatego potrzebne mi są takie miejsca jak Dom Chłopaków i ten przymusowy Czas Nieokreślony. Czas zatrzymania. Czas smakowania każdej chwili. Czas umywania nóg.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz