Powiew
COOL - tury
Pandemia
nienawiści (Sala samobójców. Hejter,
reż Jan Komasa, 2020)
Chciałam koniecznie zobaczyć
ten film, bo to przecież kolejny „Komasa”. W dodatku pierwsza część Sali samobójców bardzo mnie poruszyła. Zasiadłam
przed monitorem. Tomek Giemza, student prawa o twarzy niemal dziecięcej,
wylatuje ze studiów za plagiat. Prawie płacze Wydaje się, że chłopaka naprawdę
ruszyło sumienie. Kiedy się okazuje, że nic nie wskóra, bo złamał prawo i
władze uczelni są nieprzejednane, wyciąga książkę i prosi panią profesor, która
go właśnie wyrzuca ze studiów, o… dedykację. „Zmieniła pani moje spojrzenie na
prawo” – wyjaśnia student. Autorka książki, nieco skonsternowana, spełnia
prośbę. Wrażliwy dzieciak - myśli widz – niezbyt mądry, ale ma sumienie i
dopuszcza je do głosu. Nic bardziej mylnego.
W filmie jest jeszcze
wiele momentów, kiedy można prawie uwierzyć, że coś bohatera „ruszyło’, ale za
chwilę spada na naszą głowę zimny prysznic. Wszystko – ABSOLUTNIE WSZYSTKO –
jest elementem cynicznej gry i jedynie środkiem do celu, którym jest
wyrafinowana zemsta bohatera na zaprzyjaźnionej rodzinie nie spełniającej jego oczekiwań.
Tomek zaczyna od zatrudnienia się w firmie specjalizującej się w Public
Relations, a tak naprawdę zawodowo niszczącej ludzi poprzez metodyczny, dobrze
zaplanowany hejt. Potem jest tylko gorzej… Beata Santorska, szefowa korporacji
(brawurowo zagrana przez Agatę Kuleszę!) jest bezwzględna i nie waha się przed
przekroczeniem żadnych granic. To ona jest fabularnym łącznikiem między pierwszą
Salą samobójców a Salą samobójców. Hejterem. Właśnie jej nastoletni
syn odebrał sobie życie. Wygląda na to, że niczego jej to doświadczenie nie
nauczyło, nie spowodowało jakiejkolwiek zmiany w myśleniu, choćby
najdrobniejszego pęknięcia w betonowej fasadzie, jaka odcina ją od ludzkich
uczuć i odruchów…
Jaki jest Tomasz w
wykonaniu Macieja Musiałowskiego? Męczący. Rozumiem zamysł reżysera, który
chciał pokazać młodego człowieka sprawiającego wrażenie nieporadnego, „mięczakowatego”
dzieciaka, a w rzeczywistości do gruntu zepsutego i bezwzględnego, ale uważam,
że aktor nie sprostał zadaniu. Depresyjny wyraz twarzy i prawie nieustający
płacz nie „załatwia” pracy nad rolą. Takie zachowanie irytuje zamiast przekonywać
do postaci. Brakuje ewolucji bohatera, który przecież musiał się zmieniać pod
wpływem niszczących go doświadczeń. Uodparniać się na emocje. Stawać się coraz
sprawniejszym graczem. Twardnieć. Ech, jakoś żal, kiedy się ma za sobą Boże Ciało i wspomnienie kreacji
Bartosza Bieleni…
Czekam na jakiś
pozytywny wątek, przynajmniej jednego bohatera przeciwstawiającego się złu… Nic
z tego. Egoistyczni i zepsuci do szpiku kości, albo przynajmniej przeraźliwie
głupi, są tutaj wszyscy, może oprócz kilku epizodycznych postaci: Beata i jej
współpracownicy, Gabi Krasucka i jej rodzice, kandydat na prezydenta Warszawy
Paweł Rudnicki, portier w strzelnicy oglądający pornosy zamiast pilnować posesji,
zmanipulowany przez Tomasza zamachowiec… W poprzednich filmach Komasy - Mieście 44 i Bożym Ciele – bohaterom o coś chodzi, za coś konkretnego oddają
życie, w coś wierzą. W Hejterze jest
jedynie manipulacja drugim człowiekiem, wyrachowanie i ostatecznie destrukcja. W
większym nawet stopniu niż w poprzedniej Sali
samobójców, gdzie finał, pomimo tragizmu, jednak daje widzowi cień nadziei.
Film Komasy przypomina
mi koreański Parasite. Bardzo podobna
historia o manipulacji i metodycznym niszczeniu, o Nikim, który za wszelką cenę
chce być Kimś i używa do tego wszystkich dostępnych i niedostępnych środków, i o
finałowej tragedii, do której doprowadza sieć przerażających w swoim cynizmie
intryg.
To opowieść o wirusie nienawiści, który
bezwzględnie opanowuje świat. Nie ma tu podziałów na oprawców i prześladowanych.
Wszyscy bywamy zarówno hejterami, jak ofiarami, oszustami i oszukiwanymi,
terrorystami i tymi, którzy są zaszczuci.
Film prowokuje do myślenia
i nie daje spokoju, ale lepiej go nie oglądać w czasie pandemii. Mocno przygnębia.
Link do zwiastuna:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz