Mówienie prozą…
CZAS
NIEOKREŚLONY. ZAPISKI Z CZASU ZARAZY.
ODSŁONA DWUDZIESTA
PIĄTA. DZIECI W AFRYCE GŁODUJĄ, A MY MAMY MELEKSY.
Meleksy są dwa, a oprócz tego kilka działających na
zasadzie rowerów gokartów. Szczególnie jeden meleks jest imponujący: duży,
stylowy, z lśniącą, białą karoserią. Wygląda jak ekskluzywny powóz sprzed stu
lat. Pasuje jak ulał do zabytkowego pałacu, w którym kiedyś mieszkali chłopcy z
Domu Chłopaków, a teraz mieszczą się biura i warsztaty terapii zajęciowej. I do
przestronnego parku z drzewami, z których niektóre pamiętają czasy, gdy
parkowymi alejkami jeździły prawdziwe powozy i spacerowali dostojnym krokiem poprzedni
mieszkańcy…
No
i ten właśnie meleks jest najbardziej oblegany przez najmłodszych chłopców,
wolontariuszy, a nawet dwa psy: rozszczekaną, ruchliwą Bronię i spokojną, ufną
Megi. Wszędzie go pełno. W całym parku niesie się echo pisków, śmiechów i
radosnego szczekania.
Może
powiesz, Czytelniku: nie przystoi. Świat rozpacza z powodu koronawirusa, a wy –
zamiast przyłączać się do powszechnego festiwalu narzekania - urządzacie tutaj
zabawy. Nie zdajecie sobie sprawy z powagi sytuacji?
Zdajemy.
Dlatego przyjechało do pomocy 12 sióstr i 4 świeckich wolontariuszy. Dlatego
Dom Chłopaków od kilku dni jest zamknięty, co oznacza, że przez dwa tygodnie
wszyscy – łącznie ze świeckimi pracownikami – tutaj mieszkamy i nie możemy się
stąd ruszyć ani na krok. Dlatego zarówno chłopcy, jak siostry i wolontariusze
codziennie modlą się o to, żeby „kulka z czułkami” nie dotarła do Domu
Chłopaków i o ustanie pandemii. Ale chcemy ten czas przeżywać z radością i
nadzieją, a przede wszystkim dać tę radość i nadzieję chłopakom. Chociaż coraz
częściej zastanawiam się, czy nie jest tak, że to oni nam bardziej ją dają niż
my im…
Może
powiesz, Czytelniku: dzieci głodują w Afryce, a siostry w Broniszewicach kupują
meleksy. Otóż nie kupują, tylko otrzymują od ludzi, którzy chcą chłopcom z Domu
Chłopaków podarować radość. Z dobrym skutkiem. Czasem ci ludzie mają poglądy
dalekie od oficjalnego nauczania Kościoła i może gdzieś po drodze – bardzo krętej
– zgubili Pana Boga, ale kiedy przyjeżdżają do Broniszewic, to jednogłośnie twierdzą,
że to miejsce ich zmienia… Że tu się nie da nie wierzyć w Boga. Są jak celnik
Zacheusz, który przyjął Jezusa rozradowany, choć raczej nie był znawcą Prawa i
stałym bywalcem synagogi… I pomagają. Ta pomoc dotyczy zarówno podstawowych
potrzeb, jak rzeczy, bez których z całą pewnością można przeżyć. Ale czy chodzi
tylko o przeżycie? Dom Chłopaków wygląda jak ekskluzywny hotel. W pięknie urządzonych,
dwuosobowych pokojach nawet fototapety są dostosowane do indywidualnych
zainteresowań mieszkańców. Nie ma tu ani jednego elementu, który by nadawał
temu miejscu charakter instytucji. Czy to już luksus? Jeśli radość, domowa
atmosfera i podarowanie tym, których kochamy, tego, co najlepsze, jest
luksusem, to tak. Przypomina mi się szczegół z życia siostry Julii. Jako kierowniczka
Zakładu dla Sierot w Wilnie ubierała swoje wychowanki w radosne, kolorowe
sukienki, zawsze najlepszej jakości, i to w czasach, gdy inne sierocińce
stosowały szare mundurki. Te mundurki były na pewno tańsze i bardziej
praktyczne, a także niezwykle przygnębiające.
Kiedy
Jezus przybywa do domu swoich przyjaciół w Betanii, siostra Łazarza Maria
wylewa na Jego włosy i stopy flakonik szlachetnego olejku. Dzisiaj kosztowałby
pewnie kilka pensji. Na to odzywa się Judasz, że lepiej byłoby sprzedać
pachnidło i pieniądze rozdać ubogim. Brzmi to bardzo rozsądnie, jeśli się nie
weźmie pod uwagę jego intencji. Jezus odpowiada: Zostaw ją! Przechowała to, aby Mnie namaścić na dzień mojego pogrzebu. Bo ubogich zawsze macie u siebie, ale Mnie nie zawsze
macie. (J 12, 7). Chwila, kiedy spotykam Jezusa w drugim człowieku,
jest jedyna i niepowtarzalna. Warto być rozrzutnym. I przejechać się z naszymi
chłopakami po broniszewickim parku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz