wtorek, 21 kwietnia 2020


Mówienie prozą…


CZAS NIEOKREŚLONY. ZAPISKI Z CZASU ZARAZY.

ODSŁONA DWUDZIESTA PIĄTA. DZIECI W AFRYCE GŁODUJĄ, A MY MAMY MELEKSY.


Meleksy  są dwa, a oprócz tego kilka działających na zasadzie rowerów gokartów. Szczególnie jeden meleks jest imponujący: duży, stylowy, z lśniącą, białą karoserią. Wygląda jak ekskluzywny powóz sprzed stu lat. Pasuje jak ulał do zabytkowego pałacu, w którym kiedyś mieszkali chłopcy z Domu Chłopaków, a teraz mieszczą się biura i warsztaty terapii zajęciowej. I do przestronnego parku z drzewami, z których niektóre pamiętają czasy, gdy parkowymi alejkami jeździły prawdziwe powozy i spacerowali dostojnym krokiem poprzedni mieszkańcy…
No i ten właśnie meleks jest najbardziej oblegany przez najmłodszych chłopców, wolontariuszy, a nawet dwa psy: rozszczekaną, ruchliwą Bronię i spokojną, ufną Megi. Wszędzie go pełno. W całym parku niesie się echo pisków, śmiechów i radosnego szczekania.
Może powiesz, Czytelniku: nie przystoi. Świat rozpacza z powodu koronawirusa, a wy – zamiast przyłączać się do powszechnego festiwalu narzekania - urządzacie tutaj zabawy. Nie zdajecie sobie sprawy z powagi sytuacji?
Zdajemy. Dlatego przyjechało do pomocy 12 sióstr i 4 świeckich wolontariuszy. Dlatego Dom Chłopaków od kilku dni jest zamknięty, co oznacza, że przez dwa tygodnie wszyscy – łącznie ze świeckimi pracownikami – tutaj mieszkamy i nie możemy się stąd ruszyć ani na krok. Dlatego zarówno chłopcy, jak siostry i wolontariusze codziennie modlą się o to, żeby „kulka z czułkami” nie dotarła do Domu Chłopaków i o ustanie pandemii. Ale chcemy ten czas przeżywać z radością i nadzieją, a przede wszystkim dać tę radość i nadzieję chłopakom. Chociaż coraz częściej zastanawiam się, czy nie jest tak, że to oni nam bardziej ją dają niż my im…
Może powiesz, Czytelniku: dzieci głodują w Afryce, a siostry w Broniszewicach kupują meleksy. Otóż nie kupują, tylko otrzymują od ludzi, którzy chcą chłopcom z Domu Chłopaków podarować radość. Z dobrym skutkiem. Czasem ci ludzie mają poglądy dalekie od oficjalnego nauczania Kościoła i może gdzieś po drodze – bardzo krętej – zgubili Pana Boga, ale kiedy przyjeżdżają do Broniszewic, to jednogłośnie twierdzą, że to miejsce ich zmienia… Że tu się nie da nie wierzyć w Boga. Są jak celnik Zacheusz, który przyjął Jezusa rozradowany, choć raczej nie był znawcą Prawa i stałym bywalcem synagogi… I pomagają. Ta pomoc dotyczy zarówno podstawowych potrzeb, jak rzeczy, bez których z całą pewnością można przeżyć. Ale czy chodzi tylko o przeżycie? Dom Chłopaków wygląda jak ekskluzywny hotel. W pięknie urządzonych, dwuosobowych pokojach nawet fototapety są dostosowane do indywidualnych zainteresowań mieszkańców. Nie ma tu ani jednego elementu, który by nadawał temu miejscu charakter instytucji. Czy to już luksus? Jeśli radość, domowa atmosfera i podarowanie tym, których kochamy, tego, co najlepsze, jest luksusem, to tak. Przypomina mi się szczegół z życia siostry Julii. Jako kierowniczka Zakładu dla Sierot w Wilnie ubierała swoje wychowanki w radosne, kolorowe sukienki, zawsze najlepszej jakości, i to w czasach, gdy inne sierocińce stosowały szare mundurki. Te mundurki były na pewno tańsze i bardziej praktyczne, a także niezwykle przygnębiające.
Kiedy Jezus przybywa do domu swoich przyjaciół w Betanii, siostra Łazarza Maria wylewa na Jego włosy i stopy flakonik szlachetnego olejku. Dzisiaj kosztowałby pewnie kilka pensji. Na to odzywa się Judasz, że lepiej byłoby sprzedać pachnidło i pieniądze rozdać ubogim. Brzmi to bardzo rozsądnie, jeśli się nie weźmie pod uwagę jego intencji. Jezus odpowiada: Zostaw ją! Przechowała to, aby Mnie namaścić na dzień mojego pogrzebu. Bo ubogich zawsze macie u siebie, ale Mnie nie zawsze macie. (J 12, 7). Chwila, kiedy spotykam Jezusa w drugim człowieku, jest jedyna i niepowtarzalna. Warto być rozrzutnym. I przejechać się z naszymi chłopakami po broniszewickim parku.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz