czwartek, 23 kwietnia 2020




Powiew COOL – tury


Opowieść o niekochaniu (Joker, reż. Todd Phillips, 2019)

Film zaczyna się od wyśmiania i pobicia ofiary, a kończy spektakularnym morderstwem na oczach tysięcy widzów. Ofiara staje się katem…
Czy można opowiedzieć o popularnym, znanym z komiksów upiornym klownie, przeciwniku Batmana, w taki sposób, żeby ta historia poruszała, dotykała najbardziej osobistych aspektów naszego życia i miała charakter uniwersalny? Reżyser Todd Phillips i odtwórca tytułowej roli, Joaquin Phoenix - który zresztą został za nią uhonorowany Oscarem - udowadniają, że można.
Film nie jest krwawym katalogiem wyrafinowanych zbrodni ani komiksową opowiastką z oczywistym podziałem na „dobrych” i „złych”. I nie ma tu Batmana ani jakiegokolwiek innego rycerza dzielnie broniącego bezpieczeństwa niewinnych obywateli. Jest tylko Joker. Samotny, odrzucony, odpychający ze swoim histerycznym, nieadekwatnym do sytuacji śmiechem. A obywatele wcale nie są tacy niewinni. Bohatera poznajemy najpierw jako nieudacznika, który nie może spełnić swojego największego marzenia: wystąpić w autorskim programie komediowym, i dorabia jako „reklamowy” klown do wynajęcia, ale i tu się kompletnie nie sprawdza. Jest życiowym wykolejeńcem, korzystającym z pomocy społecznej, mieszkającym ze schorowaną matką, aż do chwili, gdy kolega z pracy ofiaruje mu rewolwer. To jest ten moment, w którym twórcy filmu mogliby pójść w stronę taniej sensacji albo kolejnej wersji komiksu z happy endem. Geniusz Jokera polega na tym, że zaskakują widza. Opowiadają zupełnie inną historię. Bardzo smutną, bo o odrzuceniu i głodzie miłości, głodzie, który – niezaspokojony – może przerodzić się w rozpacz, chorobę psychiczną, a wreszcie: destrukcję.
Joker Phillipsa zaczyna się bardzo ciekawym obrazem katastrofy, z jaką nie mogą sobie poradzić mieszkańcy miasta Gotham: zalewu śmieci. W śmieciach wylęgają się szczury, których zastraszająco przybywa, a te z kolei mogą stać się nośnikiem epidemii… Władze miasta chcą wprowadzić stan wyjątkowy. Brzmi niezwykle aktualnie, choć twórcy filmu nie mogli przewidzieć tej aktualności. Potem jest tylko gorzej. Z zalewu śmieci wyłania się psychopatyczny morderca, którego działanie staje się inspiracją do zamieszek w mieście czyli powszechnego wołania o miłość wszystkich wykolejonych, odrzuconych, niekochanych, zepchniętych na margines. Symbolem tego wołania staje się maska klowna wykrzywiona w grymasie groteskowego uśmiechu. Wszyscy anarchiści zakładają takie właśnie maski. Gotham zalewają nie tylko śmieci, ale tłum rozwścieczonych klownów… Zaczyna się apokalipsa na miarę prowincjonalnego miasta, ale, że zacytuję Czesława Miłosza: innego końca świata nie będzie. Apokaliptyczny nastrój znakomicie podkreśla niepokojąca muzyka Hildura Guðnadóttira. Nic dziwnego, że twórca dostał za nią Oscara.
Śmieci i anarchia: symbol współczesnego świata. Rozkładu relacji międzyludzkich. Chaosu, do którego doprowadził człowiek. Wszystkich wojen, rewolucji i totalitaryzmów, które miały zniszczyć jakiś system, a wprowadzały nowy, jeszcze gorszy. A w samym środku tego piekła zagubiony bohater, który wcale nie chciał być mordercą. Chciał być zauważony, zaakceptowany, dla kogoś ważny, pokochany – jak każdy z nas. Joaquin Phoenix słusznie dostał Oscara za tytułową rolę. Jego Joker jest wyobcowany, niedostosowany społecznie, ale tak naprawdę pozwala się oswoić. Zrozumieć. Wywołuje u widza współczucie. Można w tej tragicznej postaci odnaleźć własną opowieść o niekochaniu. Joker Phoenixa jest tak naprawdę małym, porzuconym chłopcem. Nawet wtedy, gdy zabija.
Film mocno przygnębia, ale prowokuje do zadania sobie najważniejszego pytania: czy kocham i jestem kochany. I co mogę zrobić ze swoim niekochaniem, żeby powstrzymać w moim życiu anarchię?

Link do zwiastuna:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz