Mówienie
prozą…
CZAS NIEOKREŚLONY. ZAPISKI Z CZASÓW EPIDEMII
ODSŁONA
PIĘTNASTA – e- RZECZYWISTOŚĆ
Świeże powietrze.
Dotyk. Rozmowa w realu. Wspólnie wypita kawa. Pąki na drzewach. Wata cukrowa.
Wyprawa do teatru, na którą bilety mamy już od pół roku. Długo wyczekiwany
mecz. Twarze uczniów na lekcji i zapach kredy. Gwar na szkolnym korytarzu. Zapach
starych kamienic.
Mogę śmiało powiedzieć,
również w swoim imieniu: nie widzieliśmy tego. Omijaliśmy kolory, głosy,
twarze, bliskość, czułość, łagodność wiosennego słońca, piękno chwili obecnej.
Pędziliśmy do samochodu, na przystanek, na ważne spotkanie w interesach, szliśmy
pośpiesznie ulicą z nosem wetkniętym w nasz nabity grafik albo ekran telefonu.
Przenieśliśmy nasze życie do Facebooka, Instagrama, Netflixa. Nie zauważyliśmy
zmieniających się pór roku, smutku na twarzy bliskiej osoby i rosnących dzieci.
Dla mnie, siostry
zakonnej, Wielki Post niewiele się różnił od Bożego Narodzenia. Polowałam na
sukcesy, aplauz, nowe terminy prób i przedstawień z moją grupą teatralną. Nie
słyszałam jak Bóg przemawia do mnie z czułością: „Powstań, przyjaciółko moja,
piękna moja i pójdź!”. . Nie zauważałam, że „oto minęła już zima, deszcz ustał
i przeszedł, na ziemi widać już kwiaty, nadszedł czas przycinania winnic.”
Właśnie – nadszedł czas
PRZYCINANIA mojej iluzji, mojego wyobcowania, mojej nierzeczywistości w świecie
on – line. Przycinania – czyli porządkowania. Odrzucania tego, co niepotrzebne.
A to zawsze trochę boli.
Mówisz i masz - powiedziało
życie - aż ci to bokiem wyjdzie, człowieku. To trochę jak w micie o królu Midasie,
tym, który tak bardzo chciał być bogaty, że zapragnął, żeby wszystko, czego się
dotknie, zamieniło się w złoto. Z początku miał frajdę, ale bardzo szybko
zrozumiał, że sytuacja go przerasta…
Szkoła każe mi zainstalować
Skype, ale tylko do konwersacji z gronem pedagogicznym. Potem Teamsa, na którym
mamy pracować z uczniami – aplikację, która widzę pierwszy raz w życiu i jest
dla mnie jak lot w kosmos bez odpowiedniego przygotowania i w domowych
kapciach. Trzeba wpisać jakieś hasło zawierające kilka liter małych, kilka
dużych i cyfry. Brzmi jak zaklęcie do magicznego portalu. Nie chce się wklepać.
Zmieniam hasło, ale bez rezultatu. Loguję się więc na prywatnego, a nie
podanego przez szkołę maila. Jak wyżej. I kiedy już jestem na skraju
wytrzymałości psychicznej, to się okazuje, że w mailu podanym przez szkołę
trzeba wpisać „1lochrobry”, a nie „lochrobry”. Uff, wchodzi. Czuję się jak
zdobywca K2. Radość trwa krótko, bo okazuje się, że serwer jest przeciążony i
nic się nie da na tym Teamsie zrobić…
Jesteśmy teraz takimi
Midasami roku 2020, roku, który pewnie przejdzie do historii jako Rok Zdalnej
Egzystencji. Wszystko, czego się dotkniemy, zamienia się w Internet. Relacje,
spotkania, kultura, szkoła, praca… To pocieszające, że tego nie chcemy. Nagle
się okazuje, że pąki na drzewach, zapach starych kamienic i smak waty cukrowej
ma kluczowe znaczenie dla przetrwania ludzkości. Że mamy już dosyć określenia
„w czasach zarazy” (biedny Marquez!), „on – line” oraz „zdalny”, a także
przedrostka „e”. Bo świat zdominowało „zdalne nauczanie”, „zdalna praca”,
„e-learning” i „kultura on – line”. Nawet jeden z konkursów teatralnych zachęca
młodych aktorów, żeby nagrali spektakl… zdalnie.
Czuję w tym jakieś
kłamstwo. Jakiś falsyfikat życia. Przecież
dobrze wiem, że nie da się e-kochać, zawrzeć e-małżeństwa, zjeść e-lodów,
pogłaskać e-kota, odwzajemnić e-uścisku, poczuć na twarzy kropli e-deszczu, iść
do e-spowiedzi… Że to, co najważniejsze, dokonuje się w realu, w tym
nieuchwytnym, ale koniecznym dla budowania relacji „tu i teraz”. I żadna
e-rzeczywistość tego nie zastąpi.
Co dalej? Na razie nie
ma odpowiedzi. Tkwię zawieszona w e-rzeczywistości, zdalnie sterowana przez
koronawirusa. Jak wszyscy, których kocham. Trzyma mnie przy życiu nadzieja.
„Chciwi zysku, daliśmy
się pochłonąć rzeczom i oszołomić pośpiechem. Nie zatrzymaliśmy się wobec
Twoich wezwań, nie obudziliśmy się w obliczu wojen i planetarnych
niesprawiedliwości, nie słuchaliśmy wołania ubogich i naszej poważnie chorej
planety. Nadal byliśmy niewzruszeni, myśląc, że zawsze będziemy zdrowi w chorym
świecie. Teraz, gdy jesteśmy na wzburzonym morzu, błagamy Cię: Zbudź się, Panie!” – powiedział papież
Franciszek na pustym Placu Św. Piotra 27 marca 2020.
To jest szansa, żeby się obudzić.
Żeby uważniej przeżywać czas, który został nam dany. Żeby dostrzec tych, którzy
są najbliżej, i Tego, który nas kocha najbardziej. A kiedy wyjdziemy z domów,
to być może poczujemy na twarzy krople deszczu i zaczniemy żyć.
Czego życzę sobie i
Wam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz