wtorek, 31 marca 2020




Mówienie prozą…

CZAS NIEOKREŚLONY. ZAPISKI Z CZASÓW EPIDEMII

ODSŁONA PIĘTNASTA – e- RZECZYWISTOŚĆ

Świeże powietrze. Dotyk. Rozmowa w realu. Wspólnie wypita kawa. Pąki na drzewach. Wata cukrowa. Wyprawa do teatru, na którą bilety mamy już od pół roku. Długo wyczekiwany mecz. Twarze uczniów na lekcji i zapach kredy. Gwar na szkolnym korytarzu. Zapach starych kamienic.
Mogę śmiało powiedzieć, również w swoim imieniu: nie widzieliśmy tego. Omijaliśmy kolory, głosy, twarze, bliskość, czułość, łagodność wiosennego słońca, piękno chwili obecnej. Pędziliśmy do samochodu, na przystanek, na ważne spotkanie w interesach, szliśmy pośpiesznie ulicą z nosem wetkniętym w nasz nabity grafik albo ekran telefonu. Przenieśliśmy nasze życie do Facebooka, Instagrama, Netflixa. Nie zauważyliśmy zmieniających się pór roku, smutku na twarzy bliskiej osoby i rosnących dzieci.
Dla mnie, siostry zakonnej, Wielki Post niewiele się różnił od Bożego Narodzenia. Polowałam na sukcesy, aplauz, nowe terminy prób i przedstawień z moją grupą teatralną. Nie słyszałam jak Bóg przemawia do mnie z czułością: „Powstań, przyjaciółko moja, piękna moja i pójdź!”. . Nie zauważałam, że „oto minęła już zima, deszcz ustał i przeszedł, na ziemi widać już kwiaty, nadszedł czas przycinania winnic.”
Właśnie – nadszedł czas PRZYCINANIA mojej iluzji, mojego wyobcowania, mojej nierzeczywistości w świecie on – line. Przycinania – czyli porządkowania. Odrzucania tego, co niepotrzebne. A to zawsze trochę boli.
Mówisz i masz - powiedziało życie - aż ci to bokiem wyjdzie, człowieku. To trochę jak w micie o królu Midasie, tym, który tak bardzo chciał być bogaty, że zapragnął, żeby wszystko, czego się dotknie, zamieniło się w złoto. Z początku miał frajdę, ale bardzo szybko zrozumiał, że sytuacja go przerasta…
Szkoła każe mi zainstalować Skype, ale tylko do konwersacji z gronem pedagogicznym. Potem Teamsa, na którym mamy pracować z uczniami – aplikację, która widzę pierwszy raz w życiu i jest dla mnie jak lot w kosmos bez odpowiedniego przygotowania i w domowych kapciach. Trzeba wpisać jakieś hasło zawierające kilka liter małych, kilka dużych i cyfry. Brzmi jak zaklęcie do magicznego portalu. Nie chce się wklepać. Zmieniam hasło, ale bez rezultatu. Loguję się więc na prywatnego, a nie podanego przez szkołę maila. Jak wyżej. I kiedy już jestem na skraju wytrzymałości psychicznej, to się okazuje, że w mailu podanym przez szkołę trzeba wpisać „1lochrobry”, a nie „lochrobry”. Uff, wchodzi. Czuję się jak zdobywca K2. Radość trwa krótko, bo okazuje się, że serwer jest przeciążony i nic się nie da na tym Teamsie zrobić…
Jesteśmy teraz takimi Midasami roku 2020, roku, który pewnie przejdzie do historii jako Rok Zdalnej Egzystencji. Wszystko, czego się dotkniemy, zamienia się w Internet. Relacje, spotkania, kultura, szkoła, praca… To pocieszające, że tego nie chcemy. Nagle się okazuje, że pąki na drzewach, zapach starych kamienic i smak waty cukrowej ma kluczowe znaczenie dla przetrwania ludzkości. Że mamy już dosyć określenia „w czasach zarazy” (biedny Marquez!), „on – line” oraz „zdalny”, a także przedrostka „e”. Bo świat zdominowało „zdalne nauczanie”, „zdalna praca”, „e-learning” i „kultura on – line”. Nawet jeden z konkursów teatralnych zachęca młodych aktorów, żeby nagrali spektakl… zdalnie.
Czuję w tym jakieś kłamstwo. Jakiś falsyfikat życia.  Przecież dobrze wiem, że nie da się e-kochać, zawrzeć e-małżeństwa, zjeść e-lodów, pogłaskać e-kota, odwzajemnić e-uścisku, poczuć na twarzy kropli e-deszczu, iść do e-spowiedzi… Że to, co najważniejsze, dokonuje się w realu, w tym nieuchwytnym, ale koniecznym dla budowania relacji „tu i teraz”. I żadna e-rzeczywistość tego nie zastąpi.
Co dalej? Na razie nie ma odpowiedzi. Tkwię zawieszona w e-rzeczywistości, zdalnie sterowana przez koronawirusa. Jak wszyscy, których kocham. Trzyma mnie przy życiu nadzieja.
„Chciwi zysku, daliśmy się pochłonąć rzeczom i oszołomić pośpiechem. Nie zatrzymaliśmy się wobec Twoich wezwań, nie obudziliśmy się w obliczu wojen i planetarnych niesprawiedliwości, nie słuchaliśmy wołania ubogich i naszej poważnie chorej planety. Nadal byliśmy niewzruszeni, myśląc, że zawsze będziemy zdrowi w chorym świecie. Teraz, gdy jesteśmy na wzburzonym morzu, błagamy Cię: Zbudź się, Panie!” – powiedział papież Franciszek na pustym Placu Św. Piotra 27 marca 2020.
To jest szansa, żeby się obudzić. Żeby uważniej przeżywać czas, który został nam dany. Żeby dostrzec tych, którzy są najbliżej, i Tego, który nas kocha najbardziej. A kiedy wyjdziemy z domów, to być może poczujemy na twarzy krople deszczu i zaczniemy żyć.
Czego życzę sobie i Wam.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz