Mówienie
prozą…
CZAS NIEOKREŚLONY. ZAPISKI Z CZASÓW EPIDEMII.
ODSŁONA
SIÓDMA: STRÓŻE MIEJSCA
Jest ich troje. Stoją w
różnych miejscach broniszewickiego parku: Matka Boska Konwaliowa, Święty Józef
z Klombu i Jezus Ławeczkowy. Ten ostatni to właściwie siedzi i zaprasza. Bo
miejsce obok niego jest wolne. Można usiąść i pogadać. Albo pomilczeć. Albo się
przytulić. Jezus dołączył do tej kolekcji całkiem niedawno, ale w czasach mojej
młodości, kiedy tu byłam kilkanaście lat temu na placówce, była już Matka Boska
i Józef. Są i strzegą tego miejsca. Widać, że dobrze się czują wśród Chłopaków,
dla których ich obecność jest czymś naturalnym.
Matka Boska Konwaliowa
to moja odwieczna Przyjaciółka. Jej biała figurka stoi w grocie, w głębi parku.
Na przełomie kwietnia i maja wokół groty wyrasta morze konwalii. Pachną
oszałamiająco. Dla mnie te konwalie były od zawsze symbolem odradzającej się nadziei.
Choćby się świat walił, to wiadomo było, że na wiosnę znów zakwitną. I to był
dowód na to, że pewne rzeczy we wszechświecie są trwałe. Przed laty biegałam do
Madonny Konwaliowej z różańcem i modliłam się z płaczem w pewnej bardzo ważnej
dla mnie sprawie. Sprawa nie zakończyła się tak, jak wtedy oczekiwałam. Może
dlatego, że to była jeszcze głęboka zima i konwalie nie zdążyły wyłonić się ze
skostniałej ziemi. W każdym razie nasza przyjaźń przetrwała. Kiedyś nawet Matka
Boska Konwaliowa uratowała życie mnie, mojej mamie i siostrze, która moją mamę
zawoziła na dworzec. Mama przed wyjazdem uparła się, żeby iść do groty i zmówić
„Pod Twoją obronę”. A potem był wypadek, w którym nasz samochód został
zgnieciony na miazgę, a nam się nic nie stało. Ot, taka historia. Ile razy
przyjeżdżam do Broniszewic, to wiem, że Ona na mnie czeka. Teraz też czekała,
więc znów do Niej poszłam z różańcem.
Świętego Józefa
odkryłam właściwie dopiero dzisiaj, w uroczystość Świętego Józefa Oblubieńca.
Nie żebym wcześniej nie zauważyła tej figurki, ale jakoś nie miałam do niego
nabożeństwa. A dzisiaj uświadomiłam sobie, że to patron wszystkich, którzy się
boją, są niepewni jutra, zawalił im się jakiś mały świat. Czyli – patron nas wszystkich, sparaliżowanych
strachem przed pandemią. A więc i mój… Ten, który usłyszał od anioła: „Nie bój
się” i zaufał Komuś, kto jest większy niż wszystkie katastrofy, jakie
kiedykolwiek nawiedziły ludzkość, wie, co to znaczy przejść przez ciemność i
nie stracić nadziei.
Jezus Ławeczkowy w
cierniowej koronie, ze zmierzwionymi, blaszanymi włosami, patrzy na mnie
smutnymi oczami i zaprasza, żebym usiadła obok. Zawsze ma czas. Zawsze czeka na
tej samej ławeczce. Zawsze słucha. Przysiadam się do Niego, żeby dokończyć
różaniec, opowiedzieć o swoich koronawirusowych lękach i po prostu pomilczeć.
Wieczór z czułością głaszcze nas po głowie. Niebo pęcznieje od nasyconego
granatu. Świat powoli się uspokaja pod łagodnym dotykiem zmierzchu, a ja znowu
wierzę, że będzie dobrze. Bo z Nim może być tylko dobrze.
Cudnie to siostra poisała.Ma siostra gdzie pojsc pogadac czy się przytulic mi się podoba Jezus ławeczkowy🙏❤
OdpowiedzUsuń