środa, 18 marca 2020



Mówienie prozą...



CZAS NIEOKREŚLONY. ZAPISKI Z CZASÓW EPIDEMII.

PROLOG

Wszystkie sprawy odkładam na „po 10 marca”. Ważne telefony, przeprosiny, czułe gesty, proste pytania „co u ciebie słychać”, prośby różnych znajomych o pomoc czy przysługę, nawet spowiedź. Priorytetem jest to, czym żyję od września, a wraz ze mną mój zespół teatralny Dzikie Koty: premiera musicalu „Miłość zmartwychwstała” o bł. Julii Rodzińskiej, mojej współsiostrze z grona 108 Męczenników II Wojny Światowej. Zakonnicy, która zmarła podczas epidemii. Tyfus, obóz koncentracyjny, masowe umieranie: to wydaje się piękne i odległe. Najważniejsze w tej chwili, żeby stanąć na wysokości zadania. Doprowadzić dzieło do końca. Zebrać zasłużone oklaski.
No więc „po dziesiątym”. Przecież wszystko inne może poczekać te kilka dni, prawda? Zagramy dwa spektakle 9 i 10 marca w ramach szkolnych rekolekcji wielkopostnych, powalimy widownię na kolana, a potem wielkie tournée. Mamy już do wakacji dziesięć umówionych spektakli, w tym jeden w Nowym Sączu, w imponującym, nowoczesnym domu kultury „Sokół”. Oficjalna premiera w Kłodzku przewidziana na 28 marca. Dzień po Międzynarodowym Dniu Teatru. Jak pięknie!
Coraz więcej mówi się o koronawirusie. Ojej, wielkie mi halo. Tak samo mówiło się o świńskiej grypie, ptasiej grypie, eboli i kilku jeszcze innych świństwach. I jakoś świat się nie skończył.

ODSŁONA PIERWSZA: TELEFON OD PANA AKUSTYKA.

Pierwszy spektakl dla uczniów Kłodzkiej Szkoły Przedsiębiorczości. Siedzę w pierwszym rzędzie i z dumą patrzę na moich aktorów, którzy z pasją opowiadają historię sprzed kilkudziesięciu lat o zakonnicy, która oddała życie za współwięźniarki w czasach zarazy. Nie poznaję Dzikich Kotów, tacy są piękni, dojrzali, przejęci. Po mojej lewej stronie siedzą zasłuchane i zapatrzone w scenę dziewczyny. Po prawej – ich koleżanki zapatrzone w telefony, znudzone i gadające. Drażni mnie to.
Finałowa piosenka o tym, że:


Zło nigdy nie zwycięży,
Światłość nam zajaśniała,
Ciemność jej nie ogarnia,
Bo Miłość zmartwychwstała.


Dobrnęliśmy do końca. Jest moc. Jutro będzie jeszcze lepiej: gramy dla naszej szkoły!
Wieczorem dzwoni do mnie jakiś obcy numer. Okazuje się, że to akustyk z Kłodzkiego Ośrodka Kultury – miejsca, gdzie mamy te dwa pierwsze przedstawienia.
- Siostro, czy to przedstawienie jutro się odbędzie?
- A dlaczego ma się nie odbyć? – pytam bezbrzeżnie zdumiona.
- No bo wszystko się odwołuje.
- Ale jak to „SIĘ ODWOŁUJE”?! – w moim głosie narasta irytacja. Biedny pan akustyk.
- No, koronawirus. U nas w KOK –u właśnie zawiesiliśmy wszystkie imprezy do końca kwietnia…
Czuję rosnącą złość, frustrację i zaskoczenie. Ale pod skórą coraz mocniej czai się lęk. Zaczyna dominować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz