Mówienie prozą...
CZAS NIEOKREŚLONY. ZAPISKI Z CZASÓW EPIDEMII.
PROLOG
Wszystkie sprawy
odkładam na „po 10 marca”. Ważne telefony, przeprosiny, czułe gesty, proste
pytania „co u ciebie słychać”, prośby różnych znajomych o pomoc czy przysługę,
nawet spowiedź. Priorytetem jest to, czym żyję od września, a wraz ze mną mój
zespół teatralny Dzikie Koty: premiera musicalu „Miłość zmartwychwstała” o bł.
Julii Rodzińskiej, mojej współsiostrze z grona 108 Męczenników II Wojny Światowej.
Zakonnicy, która zmarła podczas epidemii. Tyfus, obóz koncentracyjny, masowe
umieranie: to wydaje się piękne i odległe. Najważniejsze w tej chwili, żeby
stanąć na wysokości zadania. Doprowadzić dzieło do końca. Zebrać zasłużone
oklaski.
No więc „po dziesiątym”.
Przecież wszystko inne może poczekać te kilka dni, prawda? Zagramy dwa
spektakle 9 i 10 marca w ramach szkolnych rekolekcji wielkopostnych, powalimy
widownię na kolana, a potem wielkie tournée. Mamy już do wakacji dziesięć umówionych
spektakli, w tym jeden w Nowym Sączu, w imponującym, nowoczesnym domu kultury „Sokół”.
Oficjalna premiera w Kłodzku przewidziana na 28 marca. Dzień po Międzynarodowym
Dniu Teatru. Jak pięknie!
Coraz więcej mówi się o
koronawirusie. Ojej, wielkie mi halo. Tak samo mówiło się o świńskiej grypie,
ptasiej grypie, eboli i kilku jeszcze innych świństwach. I jakoś świat się nie
skończył.
ODSŁONA
PIERWSZA: TELEFON OD PANA AKUSTYKA.
Pierwszy spektakl dla
uczniów Kłodzkiej Szkoły Przedsiębiorczości. Siedzę w pierwszym rzędzie i z
dumą patrzę na moich aktorów, którzy z pasją opowiadają historię sprzed
kilkudziesięciu lat o zakonnicy, która oddała życie za współwięźniarki w
czasach zarazy. Nie poznaję Dzikich Kotów, tacy są piękni, dojrzali, przejęci. Po
mojej lewej stronie siedzą zasłuchane i zapatrzone w scenę dziewczyny. Po prawej
– ich koleżanki zapatrzone w telefony, znudzone i gadające. Drażni mnie to.
Finałowa piosenka o
tym, że:
Zło nigdy nie zwycięży,
Światłość nam zajaśniała,
Ciemność jej nie
ogarnia,
Bo Miłość
zmartwychwstała.
Dobrnęliśmy
do końca. Jest moc. Jutro będzie jeszcze lepiej: gramy dla naszej szkoły!
Wieczorem
dzwoni do mnie jakiś obcy numer. Okazuje się, że to akustyk z Kłodzkiego
Ośrodka Kultury – miejsca, gdzie mamy te dwa pierwsze przedstawienia.
-
Siostro, czy to przedstawienie jutro się odbędzie?
-
A dlaczego ma się nie odbyć? – pytam bezbrzeżnie zdumiona.
-
No bo wszystko się odwołuje.
-
Ale jak to „SIĘ ODWOŁUJE”?! – w moim głosie narasta irytacja. Biedny pan
akustyk.
-
No, koronawirus. U nas w KOK –u właśnie zawiesiliśmy wszystkie imprezy do końca
kwietnia…
Czuję
rosnącą złość, frustrację i zaskoczenie. Ale pod skórą coraz mocniej czai się
lęk. Zaczyna dominować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz