Niedzielnie…
„Panie, gdybyś tu był,
mój brat by nie umarł” (J 11, 1 – 45)
W obecnej sytuacji
znowu ciśnie się nam na usta pytanie: gdzie jest Jezus? Dzisiejsza Ewangelia o wskrzeszeniu Łazarza przynosi
nam słowo nadziei. Jezus przychodzi. Wydaje się, że się spóźnia, że nic już nie
można zrobić, a tymczasem dokonuje się cud życia.
Przychodzi – ale nie
jak celebryta, który zamierza odstawić spektakl przed tłumem gapiów, lecz jak
ktoś, kto dzieli ból po stracie ukochanej osoby z przyjaciółmi. Płacze z
płaczącymi. Nie waha się pójść do grobu, odsunąć kamień i odkryć miejsca, gdzie
„już cuchnie”. Idzie tam, gdzie nikt nie ma odwagi wejść, nawet najbliżsi
Łazarza, gdzie nie ma już nadziei. Schodzi na samo dno ciemności, żeby wydobyć
z niej człowieka i przywrócić go do życia.
„Łazarzu, wyjdź na
zewnątrz!” – słowa Jezusa brzmią wstrząsająco dla nas, dzisiaj, kiedy jesteśmy
uwięzieni w swoich domach i nie wiemy, jak długo to potrwa i jak się skończy…Tymczasem
Jezus ma moc otworzyć nasze zaryglowane drzwi i przywrócić nam wolność. Ale ma
również o wiele większą moc: otworzyć zaryglowane drzwi naszych serc. Wydobyć nas
z grobów rezygnacji. Rozwiązać z więzów lęku. Przywrócić nam wolność dziecka
Bożego – a więc kogoś, kto bezgranicznie ufa Jezusowi pomimo złych wieści o
rozprzestrzeniającej się epidemii.
Bo On jest
zmartwychwstaniem i życiem. Tylko trzeba Go zaprowadzić do naszego grobu tak,
jak to zrobili bliscy Łazarza. Trzeba Go
zaprosić. Zgodzić się, żeby to On działał.
Dziękuję ♥️
OdpowiedzUsuń