niedziela, 1 marca 2020


Mówienie prozą…


- Chcesz się zemścić. To skuteczna motywacja, ale niewystarczająca. Tu potrzeba nadziei.
Boguś podniósł głowę, zdumiony.
- O czym ty mówisz, Stefan? Jakiej nadziei?
- Nadziei na to, że ta wojna się skończy. Że będziemy żyć w wolnym kraju. Że zaczniemy wszystko od nowa. Że uda nam się ocalić to, w co wierzymy i co kochamy.
- Stefan, ja już w nic nie wierzę i nie potrafię kochać.
- Masz narzeczoną.
- Tak, wiem. Ale nie wiem, czy potrafię z nią być. Tylko ją skrzywdzę.
- Paniczyku, nie opowiadaj głupot. Ona cię potrzebuje bardziej niż ktokolwiek inny na świecie. Zrób to dla niej. Odzyskaj nadzieję.
Oczy Bogusia pociemniały.
- Stefan, we mnie jest otchłań. Żadnej nadziei. Sowiecki ogień wszystko wypalił.
Chmurny blondyn podszedł do młodego hrabiego i położył mu rękę na ramieniu.
- Jest. Tylko się musisz do niej dokopać. Jeśli nie możesz zrobić tego dla dziewczyny, którą kochasz, to na pewno możesz to zrobić dla kogoś innego…
- Tak, tak. Zaraz mnie zaczniesz nawracać i mówić, że dla Pana Boga, ludzkości, ojczyzny! – rzucił drwiąco Boguś.
- Nie. Dla swojej matki.
Znowu to dławienie w gardle. I niebezpieczne pieczenie pod powiekami. Boguś odwrócił twarz.
- Zaprowadź mnie do twojego przełożonego.
- Tylko pamiętaj, paniczyku: jak złożysz przysięgę, to już nie ma odwrotu.
Słowa Stefana nie zrobiły na Bogusiu większego wrażenia. Tyle razy już tracił coś, co było bezpowrotne.

(fragment mojej powieści Niebo w kolorze popiołu, Edycja Świętego Pawła, 2020)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz