Mówienie prozą…
ODSŁONA CZTERDZIESTA PIERWSZA. PORTRET IZY.
Kiedy
tylko odwołali jej zajęcia na uczelni w Rzeszowie, wsiadła w pociąg i
przejechała pół Polski, żeby pomagać w Domu Chłopaków. Od razu wiedziała, że
skoro Chłopcy nie chodzą do szkoły, przedszkoli i na warsztaty terapii
zajęciowej, to niezbędna jest każda dodatkowa para rąk i każde serce, żebyśmy
nie zwariowali. I będzie tu z nami dopóki będzie taka potrzeba.
Równocześnie pisze pracę dyplomową. Chłopcy przywitali ją słowami: „wróciłaś”,
a nie „przyjechałaś”… Zapytałam Izę, w jaki sposób włączyła się w wolontariat.
Trafiłam tu przez
siostrę Tymoteuszę, która jest siostrą mojego taty. Zaprosiła mnie tu cztery
lata temu. Przyjechałam i tak poznałam chłopców. Z początku przyjeżdżałam raz
na jakiś czas kiedy miałam więcej wolnego, najczęściej w ferie albo wakacje, ale
odkąd pojawił się w tym domu Maciuś (którego zostałam matką chrzestną),
przyjeżdżam w każdej wolnej chwili. Nawet, jeśli jest to tylko dwa dni.
Zaznaczę, ze mieszkam w Rzeszowie i do Broniszewic jadę siedem godzin
pociągiem. Ale miłość do Maćka i innych chłopców nie zna odległości – opowiada
mi swoją historię piękna, radosna dziewczyna, studentka III roku pedagogiki.
Iza
robi tutaj rzeczy całkiem zwyczajne, jak wszyscy: pomaga przy codziennym funkcjonowaniu
grupy, porządkach, czynnościach pielęgnacyjnych, ale też organizuje chłopcom
czas wolny. Bawią się, spacerują, jeżdżą meleksami po parku. Pomaga im w lekcjach,
zwłaszcza teraz, kiedy szkoła przeniosła się do Internetu.
Do chłopców przyjeżdża się nie posiedzieć, nie
popatrzeć, tylko ciężko pracować. Czyli po prostu BYĆ – opowiada
Iza - Zależy mi na budowaniu relacji z
nimi, żeby była między nami jakaś więź. Zdążyłam już zostać żoną, narzeczoną,
mamą i siostrą kilku chłopców, a nawet i babochłopem… Dla mnie jako przyszłego
pedagoga i osoby, która otrzymała dużo miłości w rodzinie, ważne jest
przytulanie, obecność przy zasypianiu i każde objawy bliskości, miłości tak,
aby poczuli, czym jest obecność matki, której nie mają.
Miewa
trudne chwile. Po kilku tygodniach siedzenia w jednym miejscu zdarza jej się
tęsknić za mamą. Nawet płakać. Ale za nic na świecie nie oddałaby żadnej
spędzonej tutaj chwili. Pobyt tutaj nie
jest dla mnie poświęceniem, lecz darem. Otrzymuję od chłopców coś, co jest w
życiu najważniejsze: bycie dla kogoś całym światem. Tego nie da się kupić. To
miejsce jest dla mnie jak inna planeta. Tutaj mogę być w stu procentach sobą i
wiem, że jestem kochana, wyczekiwana, mile widziana. Ciężko się wyrwać z
Bronek… - wyznaje Iza.
Kiedy
wraca do domu po każdym takim wyjeździe, to zawsze zadaje sobie pytanie: czy
jest życie po Broniszewicach? Bo jak tu żyć z taką tęsknotą?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz