wtorek, 19 maja 2020


Mówienie prozą…

CZAS NIEOKREŚLONY. ZAPISKI PANDEMICZNE.
ODSŁONA CZTERDZIESTA. PORTRETY.

Są młodzi – studiują albo tuż po studiach. Mieliby mnóstwo możliwości zagospodarowania wolnego czasu. Wybrali Dom Chłopaków i nagle się okazało, że to jest właśnie ich życie. To najprawdziwsze…

Kamil

Ja już tutaj nie czuję się jak wolontariusz. To jest mój dom. Trafienie do tego miejsca zmieniło cale moje życie. W końcu udało mi się znaleźć szczęście i poczucie sensu tego, co robię – opowiada swoją niezwykłą historię niezwykły mieszkaniec Domu Chłopaków. Kamil nie wyobraża sobie już życia bez tego miejsca. Nie jest ani wolontariuszem, ani pracownikiem. Jest po prostu domownikiem. Mało kto potrafi zabrać rozbieganą bandę maluchów z grupy trzeciej na farmę i poradzić sobie z nimi tak, żeby wszystkie miały zajęcie. Wybrać się z pokaźną grupką chłopców do pizzerii albo do galerii handlowej na kawę i prowadzić długie, męskie rozmowy. Zagrać Jezusa w inscenizacji na Wielki Czwartek. W ciągu godziny za pomocą starych palet, desek, kilku gwoździ i młotka wyczarować tor przeszkód dla psów. Być jednocześnie szoferem w meleksie, alpakoterapeutą i przedszkolanką. A do tego jeszcze obiektem cichych westchnień damskiej części personelu w sklepach i innych instytucjach, gdzie Kamil ma coś ważnego do załatwienia.
Jest już tutaj prawie dwa lata. Trafił przypadkiem – jak większość przyjaciół Domu - ale to tego rodzaju przypadek, który potrafi zmienić całą biografię. Akurat byłem w takiej sytuacji, że wszystkie moje pomysły na życie z różnych powodów nie wyszły. I tak z braku innego wyjścia, po krótkiej wegetacji w domu, załatwiłem sobie pracę za granicą. W tym samym czasie kuzyni siostry Tymoteuszy zapytali mnie, czy chcę przyjechać do pracy w domu dla niepełnosprawnych. Siostry otwierają nowy dom i potrzeba pomocy w przygotowaniach do imprezy – wspomina Kamil. W dodatku dzień przed terminem wyjazdu do pracy za granicą dostał sms, że wyjazd nieaktualny. Pojechał do Broniszewic bez wahania. Miało być pięć dni. Rozkładał trawniki, układał ławki pod sceną, sprzątał teren. Kiedy upłynął termin, siostry go zapytały, czy chciałby zostać jeszcze tydzień. Został. Kiedy wrócił do domu, to tylko na trzy dni. Nie mógł przestać myśleć o Bronkach. Spakował się i pojechał z powrotem. Bezterminowo.
Zaczynałem od takich zwyczajnych rzeczy: graliśmy w piłkę, jeździliśmy na rowerach, na basen, na wieczorne męskie wypady na pizzę czy kebab. Później zacząłem jeździć na wycieczki dłuższe i krótsze. Zacząłem poznawać chłopaków z głębszymi niepełnosprawnościami i pomału uczyć się pracy z nimi. A później pojawiły się zwierzęta. Ja polubiłem je, a one mnie. Skończyłem kurs alpakoterapeuty i kynoterapeuty (terapia z psami) – opowiada.  Niedawno Kamil skończył jeszcze weekendowy kurs terapii zajęciowej. Przed kwarantanną uczył się prowadzić zajęcia z chłopakami z niepełnosprawnością głęboką i zajęcia relaksacyjne dla chłopaków po ich lekcjach w szkole.
Kamil nie planuje na razie wyjazdu z Broniszewic, ustatkowania się i założenia rodziny. Tutaj odnalazł swoje powołanie. Bez niego to miejsce byłoby uboższe o to jedno jedyne słowo, które często słyszy od chłopców: „tato”.


2 komentarze: