Mówienie prozą…
CZAS NIEOKREŚLONY.
ZAPISKI PANDEMICZNE.
ODSŁONA CZTERDZIESTA
TRZECIA. PORTRET MARTYNY.
Jest
studentką III roku pielęgniarstwa w Krakowie i właśnie pisze pracę licencjacką.
Kiedy ogłoszono kwarantannę, bez wahania spakowała najpotrzebniejsze rzeczy i
pojechała do Domu Chłopaków. Była tu ponad
miesiąc. Pracowała na ośmiogodzinnych dyżurach w grupie dla leżących
chłopców. Trzeba było ich karmić, przewijać, myć, podawać im leki, a przede
wszystkim: budować relację. Żeby wiedzieli, że są kochani. To jest czasami
prawdziwe wyzwanie w wypadku chłopców z głęboką niepełnosprawnością
intelektualną, unieruchomionych w łózkach i na wózkach. Ci chłopcy nie mówią.
Martyna wie, że musi zwracać uwagę na szczegóły: spojrzenia, dotyk, rodzaje
wydawanych dźwięków. Uczy się ich języka, co wymaga czasu, delikatności i
cierpliwości, bo to język serca.
Martyna
przyjaźni się z tym miejscem od roku, a o jego istnieniu dowiedziała się z
dokumentu Patryka Vegi. Tak ją to zachwyciło, że od razu postanowiła poznać
bohaterów reportażu. Wsiadła w pociąg, nie wiedząc, że to taki kawał drogi od
jej domu (pochodzi z okolic Krosna). W
czasie podróży pomyślała w panice: "Co ja robię!?". Ale głupio byłoby
się tak nagle wycofywać…
I
tak zaczęła się najpiękniejsza, jak do tej pory, przygoda w jej życiu. Dom
Chłopaków jest dla niej miejscem, gdzie może pogodzić dwie ważne dla niej
rzeczy: miłość do Pana Boga i do pielęgniarstwa. Tutaj ma poczucie spełnienia i
bycia potrzebną.
Kiedy przyjechałam do
Bronek po raz pierwszy, to byłam przekonana, że nie potrafię kochać. Okazało
się, że to takie proste. Jak patrzę na Bronki, ile tu czułości i wsparcia, to
myślę, że tak powinien wyglądać świat – mówi Martyna i
płacze, bo musi wyjechać. Studia wzywają. Ale wróci. Przecież tu jest jej dom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz