sobota, 23 maja 2020




Mówienie prozą…

CZAS NIEOKREŚLONY. ZAPISKI PANDEMICZNE.

ODSŁONA CZTERDZIESTA TRZECIA. PORTRET MARTYNY.


Jest studentką III roku pielęgniarstwa w Krakowie i właśnie pisze pracę licencjacką. Kiedy ogłoszono kwarantannę, bez wahania spakowała najpotrzebniejsze rzeczy i pojechała do Domu Chłopaków. Była tu ponad  miesiąc. Pracowała na ośmiogodzinnych dyżurach w grupie dla leżących chłopców. Trzeba było ich karmić, przewijać, myć, podawać im leki, a przede wszystkim: budować relację. Żeby wiedzieli, że są kochani. To jest czasami prawdziwe wyzwanie w wypadku chłopców z głęboką niepełnosprawnością intelektualną, unieruchomionych w łózkach i na wózkach. Ci chłopcy nie mówią. Martyna wie, że musi zwracać uwagę na szczegóły: spojrzenia, dotyk, rodzaje wydawanych dźwięków. Uczy się ich języka, co wymaga czasu, delikatności i cierpliwości, bo to język serca.
Martyna przyjaźni się z tym miejscem od roku, a o jego istnieniu dowiedziała się z dokumentu Patryka Vegi. Tak ją to zachwyciło, że od razu postanowiła poznać bohaterów reportażu. Wsiadła w pociąg, nie wiedząc, że to taki kawał drogi od jej domu (pochodzi z okolic Krosna).  W czasie podróży pomyślała w panice: "Co ja robię!?". Ale głupio byłoby się tak nagle wycofywać…
I tak zaczęła się najpiękniejsza, jak do tej pory, przygoda w jej życiu. Dom Chłopaków jest dla niej miejscem, gdzie może pogodzić dwie ważne dla niej rzeczy: miłość do Pana Boga i do pielęgniarstwa. Tutaj ma poczucie spełnienia i bycia potrzebną.
Kiedy przyjechałam do Bronek po raz pierwszy, to byłam przekonana, że nie potrafię kochać. Okazało się, że to takie proste. Jak patrzę na Bronki, ile tu czułości i wsparcia, to myślę, że tak powinien wyglądać świat – mówi Martyna i płacze, bo musi wyjechać. Studia wzywają. Ale wróci. Przecież tu jest jej dom.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz