wtorek, 1 grudnia 2020



 Powiew COOL - tury

Dziękuję ci, Kurtyno. Kilka słów o najlepszym festiwalu teatralnym w galaktyce.

Kiedy po raz pierwszy usłyszałam o tym przeglądzie teatralnym, to włączył mi się wewnętrzny automat do marudzenia. Eee…aż w Gdyni? Jak my tam dojedziemy. Eee, nie mam szczęścia do konkursów teatralnych. A jeszcze najczęściej w regulaminach jest ograniczenie czasowe (pamiętam próbę Romea i Julii na Albertianę, gdzie goniłam moich biednych niepełnosprawnych aktorów niemal ze stoperem, bo musieliśmy się zmieścić w 15 minutach; skończyliśmy zlani potem i się okazało, że jest szesnaście i 40 sekund…). Organizatorzy narzucają temat: „wolność była rok temu, w tym roku ma być o miłości”. Limitują liczbę aktorów: „do 10 i nie ma zmiłuj, dziesięć i pół już odpada”.  A do tego jeszcze można mieć bliskie spotkanie trzeciego stopnia z wybrzydzającym jury: „Kiepski scenariusz. Ta historia jest, z przeproszeniem, naiwna i trąci banałem. Jak się domyślamy, siostra jest katechetką i po prostu chciała przygotować z dziećmi jakiś pobożny obrazeczek zamiast lekcji religii.” No, a do tego jeszcze cała logistyka: dojazd, wyżywienie, zakwaterowanie…

Nie warto, myślałam. W dodatku impreza KATOLICKA? Tym bardziej nie warto. Moje doświadczenia z teatrem na imprezach katolickich są dramatyczne. I bynajmniej nie chodzi tu o rodzaj literacki, lecz o psujące się nagłośnienie, brak kogoś, kto miał siedzieć przy sprzęcie, ale jeden Bóg wie, gdzie aktualnie się znajduje, kilka innych zespołów, które właśnie w tym momencie muszą zrobić próbę, i organizatorów, którzy sprawiają wrażenie jeszcze bardziej zdezorientowanych niż ja i moja grupa… Do tego jeszcze w KOŚCIELE?! Z kościelną akustyką? Nigdy w  życiu. Choćby dzwonił sam papież, w co wątpię.

Obeszło się bez papieża. Usłyszałam od organizatorów z gdyńskiego ruchu Światło Życie, że:

a)   zapewniają wyżywienie;

b)   zakwaterowanie też;

c)    tylko dojazd musimy zorganizować sobie sami;

d)    nie ma limitu czasowego w spektaklu;

e)     limitu osób też nie;

f)   nie, tematu też nie narzucają, byle przedstawienie nie obrażało uczuć religijnych i nie podważało wartości chrześcijańskich;

g)      „To ile potrzebujecie tych mikroportów? 22? Pomyślimy.”

Jedziemy – zdecydowałam. Był wrzesień 2019. Wysłałam na przegląd naszą nową premierę: adaptację Wesela Stanisława Wyspiańskiego.  Dwa miesiące później trafiłam z grupą teatralną Dzikie Koty na najbardziej niezwykły festiwal teatralny, w jakim dane mi było uczestniczyć: IV Przegląd Teatrów Amatorskich im. Marka Hermanna w Gdyni – Małym Kacku. Wieczory teatralne odbywały się w goszczącej nas parafii: kościele Chrystusa Króla. Tak, WIECZORY TEATRALNE, a nie żadne ELIMINACJE. Nikt tu nikogo nie eliminował. Wręcz przeciwnie: ciepła, rodzinna atmosfera dawała poczucie wspólnoty.

A jednak była rywalizacja, a w jury zasiadali związani z teatrem profesjonaliści. A jednak było o co walczyć: główna nagroda to 3000 zł. na dalszą działalność. A jednak, co tu ukrywać, była adrenalina. Nie wiadomo było, czego się spodziewać, bo w tej samej konkurencji stanęły zespoły dziecięce, młodzieżowe, dorosłych i osób z niepełnosprawnościami. Twórcy Kurtyny uznali, że dobry spektakl zawsze się obroni, niezależnie od wieku i możliwości wykonawców, i tematu. Wygraliśmy.

To miało być pożegnanie z Weselem. Obiecaliśmy sobie, że za rok tutaj wrócimy z nowym spektaklem. Zaczęliśmy już przecież intensywne próby musicalu Miłość zmartwychwstała. Nikt nie był w stanie przewidzieć, jak beznadziejna dla wszelkiego rodzaju kultury będzie sytuacja za rok…

Jesień 2020 to był dla mnie bardzo trudny czas. Dużo trudniejszy niż wiosna, kiedy jeszcze miałam nadzieję, że ten przymusowy zastój nie potrwa długo. Odwołane targi książki, w których miałam brać udział jako autorka. Odwołane promocje książki. Odwołane spektakle Miłości zmartwychwstałej. Czekałam na ponury telefon od organizatorów Kurtyny, że niestety. Może za rok.

Zadzwonili: „Zmieniliśmy formułę, ale wszystko się odbędzie on line.” I tak zostaliśmy zaproszeni na Kurtynę 5 – lecia z nagraniem… Wesela. W konkurencji stanęły najlepsze spektakle wyróżnione od 2016 roku czyli od początku imprezy, a więc mieliśmy się zmierzyć z mistrzami.

Złota Kurtyna 5 – lecia przypadła w udziale nam. Nagrodzona została nie tylko jakość artystyczna spektaklu, ale przede wszystkim ogrom naszej pracy. Próby  po godzinach, kiedy po lekcjach padaliśmy ze zmęczenia. Maturzyści rezygnujący z jakichś korepetycji, żeby dotrzeć na próbę generalną. Walki o wolną salę. Komplikacje obsadowe i logistyczne. Chwile załamania. Porywy nadziei. I to przekonanie, które trzymało nas przy życiu: że choćby nie wiem co – warto! My po prostu wierzyliśmy w to, co robimy.

Tak jak twórcy Kurtyny. To ludzie, którzy żyją z pasją i się nie poddają. Pamiętam próbę przed naszym Kurtynowym występem rok temu. Coś nie chciało odpalić. Wpadłam w panikę. „Siostro, spokojnie. Nie ma  problemów, są tylko zadania do wykonania” – usłyszałam od uśmiechniętego i niezwykle opanowanego pana obsługującego nagłośnienie.

Kiedy w niedzielę Chrystusa Króla zaczął się tegoroczny wirtualny festiwal, siadłam przed monitorem w uroczystym nastroju, ze wzruszeniem i lekkim napięciem. Jakbym tam była fizycznie. Zaczęła się cudowna przygoda z teatrem, trwająca aż tydzień. Spektakle, wywiady, koncert uczniów z prowadzonej przez polskich misjonarzy w RPA African Music School, gala finałowa wyciskająca adrenalinę w nie mniejszym stopniu niż ta sprzed roku…

Zostało mi w pamięci kilka obrazów i sporo ważnych treści.

Anioł ze skrzydłami jak popiół z Apokalipsy. U wrót doliny Teatru Effatha. Przerażony jakby był w potrzasku. Ten, który powiedział Bogu: „Nie będę służył”.

Czułość niepełnosprawnych aktorów z Teatru 40 Serc opowiadających swoją własną wersję historii brzydkiego kaczątka: o dziecku z niepełnosprawnością, niechcianym przez rodziców.

Jezus w białych spodniach błąkający się w tłumie przed kościołem w spektaklu Teatru Krzesiwo Eksperyment. Jezus, na którego nikt nie zwraca uwagi. Przechodnie nie widzą, nie słyszą, śpieszą się…  Jezus wołający: „Skoro nie widzicie i nie słyszycie, to po co wam kościół?”.

Dziewczyna z Pociągu nienawiści Gwiazd z 13 - tki, która mówi: „Nikt nie nauczył mnie być dobrą.”

Pobity robotnik Stoczni Gdańskiej przejmująco zagrany przez niepełnosprawnego aktora z Teatru Biuro Rzeczy Osobistych w Moim mieście. I ten teatr cieni… I ta przejmująca muzyka… Od razu miałam skojarzenia z filmem Czarny czwartek Antoniego Krauzego i spektaklem Teatru Śląskiego w Katowicach Wujek.81. Czarna ballada Roberta Talarczyka.

Dzieci recytujące upiorną wyliczankę „wpadła bomba do piwnicy” i snujące marzenia o obiedzie z trzech dań w przedstawieniu Teatralnej Szóstki Wpadła bomba do piwnicy. Wojna widziana oczami dziecka jest pozbawiona patosu, prosta i może dlatego tak poruszająca.

I jeszcze zdanie, które wypowiedziała w wywiadzie Lidka Taborowska, wychowanka Placówki Opiekuńczo – Wychowawczej im. Marii Karłowskiej sióstr pasterek w Pniewitem:: „Piękne w teatrze jest to, że można wyrazić siebie, a widz, który to ogląda, nie zawsze wie, że my nie gramy, tylko wyrażamy siebie.”

I może właśnie tym jest teatr: opowieścią o nas. O naszych zwycięstwach i porażkach. Przekraczaniu siebie i ograniczeniach. Radościach i tęsknotach. Odwadze i lęku. Wyrażeniem tego wszystkiego w formie artystycznej. Bo przecież, jak mówi Gospodarz z Wesela:

To tak w każdym z nas coś woła,

Jakaś historia wesoła, a ogromnie przez to smutna.

 Dziękuję ci, Kurtyno, za lekcję nadziei i zaufania Bogu. Z Nim pokonaliście nawet pandemię! Dziękuję za pasję i zaangażowanie. Dziękuję za kreatywność. Dziękuję za gościnność i otwartość, bez względu na to, czy rzecz dzieje się w realu, czy online. Bo przecież tworzymy wielka Kurtynową wspólnotę.

Jestem dumna z mojego Kościoła. Ta impreza, choć nie miała charakteru bezpośrednio ewangelizacyjnego, bardzo mocno pokazała, czym jest Kościół. Jest wielką rodziną przyjaciół Jezusa. Potrzebujemy takiego świadectwa – zwłaszcza w tych trudnych czasach, kiedy się wydaje, że Kościół rozpada się na naszych oczach. Właśnie: WYDAJE SIĘ!

Zrozumiałam też, czym jest postulowana przez ruch Światło Życie Nowa Kultura. To zarażanie świata pozytywnymi wartościami: prawdą, dobrem, pięknem. To inspiracja do refleksji nad własnym życiem. To wezwanie do odkrycia piękna Ewangelii. Bo przecież Bóg jest największym Artystą i najlepszym Reżyserem naszego życia.

I jestem dumna z moich Dzikich Kotów. Są nie tylko świetnymi aktorami i muzykami, ale po prostu pięknymi, wrażliwymi, młodymi ludźmi i zgraną grupą. Dostałam najlepszy prezent od Pana Boga, jaki mogłam dostać. I już za nimi tęsknię.

Kurtyno - do zobaczenia za rok. Może  już w kościele Chrystusa Króla? Miłość zmartwychwstała to będzie duże wyzwanie dla ekipy technicznej. Ale przecież nie ma problemów. Są tylko zadania do wykonania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz