Powiew
COOL – tury…
Taniec
wśród strzałów. „Inspekcja”.
(scenariusz:
Grzegorz Królikiewicz, Jacek Raginis – Królikiewicz, reżyseria: Jacek Raginis –
Królikiewicz, Teatr TVP, 2018)
Nie wiem, czy
zdecydowałabym się obejrzeć półtoragodzinny spektakl o Katyniu, w którym nie ma
ani jednej postaci kobiecej, gdyby nie nazwisko reżysera i współautora
scenariusza: Jacka Raginisa – Królikiewicza. Dlaczego? Bo zachwyciła mnie jego
adaptacja „Dnia gniewu” Romana Brandstaettera i postanowiłam śledzić jego
artystyczną drogę, tak bardzo bliską mojej wrażliwości, sposobowi odbierania
świata i wartościom, które wyznaję. Żeby było ciekawiej, spektakl niedawno otrzymał
nagrodę za reżyserię na włoskiej imprezie filmowej: Communism International
Film Festival. Jak się wyraził sam reżyser na Facebooku, spektakl zgłosił na
festiwal trochę z przekory, żeby pokazać młodym pasjonatom komunizmu, czym on
naprawdę był i jak działały jego struktury.
Co nowego można
powiedzieć o mordzie katyńskim? W jaki sposób zmierzyć się z legendą filmu
Andrzeja Wajdy? Po prostu mieć coś ważnego do powiedzenia.
Narracja „Inspekcji”
prowadzona jest z perspektywy głównego bohatera i nie jest nim bynajmniej jeden
z uwięzionych polskich oficerów. Wasilij Zarubin jest oficerem NKWD. Ma
przysłowiowy nóż na gardle, i to dosłownie: skazany na śmierć za nieudaną misję
w nazistowskich Niemczech, ledwo uchodzi z życiem. Stalin powierza mu nowe
zadanie: przekonanie polskich oficerów w obozach w Kozielsku, Starobielsku i
Ostaszkowie, aby przeszli na stronę Związku Radzieckiego. Jaki jest finał akcji
i co się ostatecznie dzieje z oficerami, doskonale wiemy. A jednak spektakl
Raginisa – Królikiewicza ogląda się na wstrzymanym oddechu. Tempo akcji, które
zawdzięczamy znakomitemu aktorstwu i wartkiemu, bardziej filmowemu niż teatralnemu
montażowi, świetnie napisane dialogi, w których pulsują podskórne emocje,
milczenie, które zawsze coś znaczy, przemyślana rola najdrobniejszych gestów,
rekwizytów i elementów scenografii (szachy, kieliszki z winem, pomarańcza,
które Zarubin wykorzystuje jako środek perswazji w rozmowach ze swoimi polskimi
„gośćmi”, fotele w gabinecie Stalina, a potem Zarubina, w których się siedzi
„zbyt wygodnie”). Do tego jeszcze muzyka Michała Lorenza, która jest jak krzyk,
by po chwili przypominać rytmiczne, pełne napięcia tykanie zegara w ciszy. Nie
sposób tutaj pominąć kreacji, jakie stworzyli Mariusz Ostrowski (Zarubin),
Piotr Głowacki (Stalin), Zygmunt Malanowicz (Generał Minkiewicz) czy Radosław
Pazura (Komarnicki). Całości dopełnia klaustrofobiczna scenografia Mariana
Zawalińskiego: metalowe konstrukcje tworzące więzienną przestrzeń, prycze i
najciekawsze: tajemnicze krużganki wypełnione wodą, w której brodzą oficerowie.
Przypomina mi to mityczny Styks – rzekę, przez którą musieli przepłynąć umarli
na Pola Elizejskie. Wreszcie, last but
not least: zakończenie wątku Zarubina. Kiedy inspektor już wie, że poniósł
porażkę, każe w pijanym zwidzie swojemu młodemu podwładnemu tańczyć w rytm
płynącej z gramofonu „Kalinki”. Młody żołnierz tańczy do utraty tchu, z
przerażeniem w oczach, ponieważ Zarubin popędza go oddawanymi na oślep
strzałami. Wszystko odbywa się w lekko czerwonym oświetleniu, na tle tablicy z
fotografiami uwięzionych oficerów. Życie w systemie totalitarnym jest właśnie
jak taniec wśród oddawanych na oślep strzałów. A może w ogóle życie w
jakimkolwiek zniewoleniu?
„Inspekcja” to opowieść
o strachu. Tytuł nie jest oczywisty, bo dla Zarubina inspektorem, co w Związku
Radzieckim oznaczało tyle co: panem życia i śmierci, jest Stalin. Dla
podwładnych, którzy mają prowadzić śledztwo wśród polskich oficerów,
inspektorem jest Zarubin. Pierwsze kilkanaście minut spektaklu to degradacja
Zarubina. Wszystko się dzieje bardzo szybko i przypomina koszmarny sen Senatora
z III cz. „Dziadów” Adama Mickiewicza: najpierw Senator jest „w łasce”, by po
chwili „wypaść z łaski”. A wypadnięcie z łaski Stalina oznaczało w najlepszym
wypadku wywózkę na Syberię. Częściej jednak strzał w tył głowy. Zarubin wie, że
to jego ostatnia szansa. Musi się wykazać.
„Inspekcja” to także
opowieść o wierności własnym wartościom. Nawet za cenę suchego chleba, braku
latryny, niepewności jutra, wreszcie - życia. Tak, byli tacy ludzie. Tak, nie
dali się przekupić ani pomarańczą, ani partyjką szachów, ani ekskluzywnym
alkoholem, ani perspektywą awansu zawodowego na warunkach radzieckich, ani
obietnicą wolności. Wiedzieli, że żadna to wolność, jeśli ofiarują ją z
uśmiechem Sowieci. Ci ludzie nie dali się także zastraszyć faktem, że NKWD wie
o nich jeśli nie wszystko, to bardzo dużo, łącznie z tym, czy przed wojną byli
zwolennikami sanacji, czy endecji, i jakie są ich ulubione lektury. Nie złamała
ich nawet groźba ukarania innych żołnierzy za ich „winy”.
„Inspekcja” to wreszcie
opowieść o Bogu w samym środku piekła. Tym, który nosi imię Jestem i Emmanuel: „Bóg
z nami”. Jeden z oficerów, który okazuje się być księdzem, czyta współwięźniom
fragment Ewangelii Świętego Mateusza:
Nie bójcie się tych,
którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który
duszę i ciało może zatracić w piekle.(Mt 10, 28).
Grający rolę uwięzionego kapelana Zbigniew Moskal zrobił to w sposób
tak intymny, a równocześnie z tak wielkim szacunkiem dla biblijnego teksu, że przeżyłam
wstrząs. Usłyszałam ten fragment na nowo, uświadomiłam sobie, co w kontekście
biblijnym oznacza „nie bójcie się”: Bóg jest tuż obok mnie i to wystarczy. Bez
względu na to, co dzieje się na zewnątrz.
Wzruszyła mnie również scena, gdy ksiądz odprawia Eucharystię: z
suchego, razowego chleba. I Wigilia Bożego Narodzenia, podczas której ten sam
więzienny chleb pełni rolę opłatka. Wreszcie: pożegnanie Swianiewicza (Marcin
Kwaśny) i Komarnickiego (Radosława Pazury). Swianiewicz daje Komarnickiemu
różaniec ze słowami: „Tylko to może nas uratować przed tym szatanem. Tylko to
może sprawić, że nawrócimy się do końca”. Tyle. Bez moralizowania i tandetnego
kaznodziejstwa. Widzimy dwóch twardych facetów w ekstremalnej sytuacji, którzy
przyznają, w sposób bardzo osobisty i przez to wiarygodny, że ich bronią przed
złem jest wiara w Boga. Nawrócenie do końca. Tak jak Jezus DO KOŃCA ich
umiłował.
Tematy, jakie podejmuje Jacek Raginis – Królikiewicz w „Inspekcji”, ale
także w innych projektach: wierność sobie, honor, ofiara z życia, Bóg jako
najwyższa wartość i punkt odniesienia, nie są tematami modnymi we współczesnej
kulturze. Za podejmowanie takiej problematyki można dostać łatkę „prawicowego
reżysera”. Oczywiście bez rzetelnego wyjaśnienia, na czym miałaby polegać owa „prawicowość”.
Te właśnie tematy są jednak dla reżysera najważniejsze. Tak naprawdę
najważniejsze są dla nas wszystkich, tylko nie zawsze chcemy się do tego
przyznać. Nawet przed sobą.
Link do zwiastunu:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz