środa, 30 grudnia 2020


Powiew COOL – tury…

 

Taniec wśród strzałów. „Inspekcja”.

 (scenariusz: Grzegorz Królikiewicz, Jacek Raginis – Królikiewicz, reżyseria: Jacek Raginis – Królikiewicz, Teatr TVP, 2018)

Nie wiem, czy zdecydowałabym się obejrzeć półtoragodzinny spektakl o Katyniu, w którym nie ma ani jednej postaci kobiecej, gdyby nie nazwisko reżysera i współautora scenariusza: Jacka Raginisa – Królikiewicza. Dlaczego? Bo zachwyciła mnie jego adaptacja „Dnia gniewu” Romana Brandstaettera i postanowiłam śledzić jego artystyczną drogę, tak bardzo bliską mojej wrażliwości, sposobowi odbierania świata i wartościom, które wyznaję. Żeby było ciekawiej, spektakl niedawno otrzymał nagrodę za reżyserię na włoskiej imprezie filmowej: Communism International Film Festival. Jak się wyraził sam reżyser na Facebooku, spektakl zgłosił na festiwal trochę z przekory, żeby pokazać młodym pasjonatom komunizmu, czym on naprawdę był i jak działały jego struktury.

Co nowego można powiedzieć o mordzie katyńskim? W jaki sposób zmierzyć się z legendą filmu Andrzeja Wajdy? Po prostu mieć coś ważnego do powiedzenia.

Narracja „Inspekcji” prowadzona jest z perspektywy głównego bohatera i nie jest nim bynajmniej jeden z uwięzionych polskich oficerów. Wasilij Zarubin jest oficerem NKWD. Ma przysłowiowy nóż na gardle, i to dosłownie: skazany na śmierć za nieudaną misję w nazistowskich Niemczech, ledwo uchodzi z życiem. Stalin powierza mu nowe zadanie: przekonanie polskich oficerów w obozach w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie, aby przeszli na stronę Związku Radzieckiego. Jaki jest finał akcji i co się ostatecznie dzieje z oficerami, doskonale wiemy. A jednak spektakl Raginisa – Królikiewicza ogląda się na wstrzymanym oddechu. Tempo akcji, które zawdzięczamy znakomitemu aktorstwu i wartkiemu, bardziej filmowemu niż teatralnemu montażowi, świetnie napisane dialogi, w których pulsują podskórne emocje, milczenie, które zawsze coś znaczy, przemyślana rola najdrobniejszych gestów, rekwizytów i elementów scenografii (szachy, kieliszki z winem, pomarańcza, które Zarubin wykorzystuje jako środek perswazji w rozmowach ze swoimi polskimi „gośćmi”, fotele w gabinecie Stalina, a potem Zarubina, w których się siedzi „zbyt wygodnie”). Do tego jeszcze muzyka Michała Lorenza, która jest jak krzyk, by po chwili przypominać rytmiczne, pełne napięcia tykanie zegara w ciszy. Nie sposób tutaj pominąć kreacji, jakie stworzyli Mariusz Ostrowski (Zarubin), Piotr Głowacki (Stalin), Zygmunt Malanowicz (Generał Minkiewicz) czy Radosław Pazura (Komarnicki). Całości dopełnia klaustrofobiczna scenografia Mariana Zawalińskiego: metalowe konstrukcje tworzące więzienną przestrzeń, prycze i najciekawsze: tajemnicze krużganki wypełnione wodą, w której brodzą oficerowie. Przypomina mi to mityczny Styks – rzekę, przez którą musieli przepłynąć umarli na Pola Elizejskie. Wreszcie, last but not least: zakończenie wątku Zarubina. Kiedy inspektor już wie, że poniósł porażkę, każe w pijanym zwidzie swojemu młodemu podwładnemu tańczyć w rytm płynącej z gramofonu „Kalinki”. Młody żołnierz tańczy do utraty tchu, z przerażeniem w oczach, ponieważ Zarubin popędza go oddawanymi na oślep strzałami. Wszystko odbywa się w lekko czerwonym oświetleniu, na tle tablicy z fotografiami uwięzionych oficerów. Życie w systemie totalitarnym jest właśnie jak taniec wśród oddawanych na oślep strzałów. A może w ogóle życie w jakimkolwiek zniewoleniu?

„Inspekcja” to opowieść o strachu. Tytuł nie jest oczywisty, bo dla Zarubina inspektorem, co w Związku Radzieckim oznaczało tyle co: panem życia i śmierci, jest Stalin. Dla podwładnych, którzy mają prowadzić śledztwo wśród polskich oficerów, inspektorem jest Zarubin. Pierwsze kilkanaście minut spektaklu to degradacja Zarubina. Wszystko się dzieje bardzo szybko i przypomina koszmarny sen Senatora z III cz. „Dziadów” Adama Mickiewicza: najpierw Senator jest „w łasce”, by po chwili „wypaść z łaski”. A wypadnięcie z łaski Stalina oznaczało w najlepszym wypadku wywózkę na Syberię. Częściej jednak strzał w tył głowy. Zarubin wie, że to jego ostatnia szansa. Musi się wykazać.

„Inspekcja” to także opowieść o wierności własnym wartościom. Nawet za cenę suchego chleba, braku latryny, niepewności jutra, wreszcie - życia. Tak, byli tacy ludzie. Tak, nie dali się przekupić ani pomarańczą, ani partyjką szachów, ani ekskluzywnym alkoholem, ani perspektywą awansu zawodowego na warunkach radzieckich, ani obietnicą wolności. Wiedzieli, że żadna to wolność, jeśli ofiarują ją z uśmiechem Sowieci. Ci ludzie nie dali się także zastraszyć faktem, że NKWD wie o nich jeśli nie wszystko, to bardzo dużo, łącznie z tym, czy przed wojną byli zwolennikami sanacji, czy endecji, i jakie są ich ulubione lektury. Nie złamała ich nawet groźba ukarania innych żołnierzy za ich „winy”.

„Inspekcja” to wreszcie opowieść o Bogu w samym środku piekła. Tym, który nosi imię Jestem i Emmanuel: „Bóg z nami”. Jeden z oficerów, który okazuje się być księdzem, czyta współwięźniom fragment Ewangelii Świętego Mateusza:

Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle.(Mt 10, 28).

Grający rolę uwięzionego kapelana Zbigniew Moskal zrobił to w sposób tak intymny, a równocześnie z tak wielkim szacunkiem dla biblijnego teksu, że przeżyłam wstrząs. Usłyszałam ten fragment na nowo, uświadomiłam sobie, co w kontekście biblijnym oznacza „nie bójcie się”: Bóg jest tuż obok mnie i to wystarczy. Bez względu na to, co dzieje się na zewnątrz.

Wzruszyła mnie również scena, gdy ksiądz odprawia Eucharystię: z suchego, razowego chleba. I Wigilia Bożego Narodzenia, podczas której ten sam więzienny chleb pełni rolę opłatka. Wreszcie: pożegnanie Swianiewicza (Marcin Kwaśny) i Komarnickiego (Radosława Pazury). Swianiewicz daje Komarnickiemu różaniec ze słowami: „Tylko to może nas uratować przed tym szatanem. Tylko to może sprawić, że nawrócimy się do końca”. Tyle. Bez moralizowania i tandetnego kaznodziejstwa. Widzimy dwóch twardych facetów w ekstremalnej sytuacji, którzy przyznają, w sposób bardzo osobisty i przez to wiarygodny, że ich bronią przed złem jest wiara w Boga. Nawrócenie do końca. Tak jak Jezus DO KOŃCA ich umiłował.

Tematy, jakie podejmuje Jacek Raginis – Królikiewicz w „Inspekcji”, ale także w innych projektach: wierność sobie, honor, ofiara z życia, Bóg jako najwyższa wartość i punkt odniesienia, nie są tematami modnymi we współczesnej kulturze. Za podejmowanie takiej problematyki można dostać łatkę „prawicowego reżysera”. Oczywiście bez rzetelnego wyjaśnienia, na czym miałaby polegać owa „prawicowość”. Te właśnie tematy są jednak dla reżysera najważniejsze. Tak naprawdę najważniejsze są dla nas wszystkich, tylko nie zawsze chcemy się do tego przyznać. Nawet przed sobą.


Link do zwiastunu:

https://www.youtube.com/watch?v=nYuPgbt2l8s

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz