Powiew
COOL - tury
Wszyscy
jesteśmy na Dziadach
(Dziady. Noc pierwsza i Dziady. Noc druga, reż. Piotr Tomaszuk,
Teatr Wierszalin, premiera: 27.05. 2017; premiera w TVP: 17 i 24. 11. 2020)
Z Dziadami jest trochę jak z Biblią. Kiedy ci się wydaje, że już
wszystko wiesz, a połowę tekstu znasz na pamięć, pojawia się Piotr Tomaszuk z
Teatrem Wierszalin i burzy wszelkie wyobrażenia.
Po co? Żeby otworzyć
nowe horyzonty, a jednak pójść za myślą Mickiewicza i wydobyć z dzieła to, co
najpiękniejsze.
Moja miłość do tego
spektaklu, a przy okazji do teatru Wierszalin, to miłość od pierwszego
wejrzenia. Oczywiście słyszałam o Wierszalinie dużo wcześniej, ale było mi
jakoś nie po drodze. Wiele straciłam, oj, wiele…
To pierwsze wejrzenie
prowadzi mnie do wnętrza, gdzie panuje półmrok – ni to kaplicy, ni to chaty, ni
muzeum. Palą się świece. Z mroku wyłania się postać charyzmatycznego starca –
Guślarza (w tej roli znakomity Piotr Tomaszuk) - i słyszymy szept: Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie? Ten
fragment II cz. Dziadów powraca przez
cały czas trwania spektaklu niczym leitmotiv.
I właściwie tylko on, ponieważ reżyser Piotr Tomaszuk zrezygnował w adaptacji z
II cz. dramatu.
Wierszalińskie Dziady są podzielone na dwie części
–„noce” – ale tworzą spójną całość i tak też warto je potraktować. Odprawiają
się w zagadkowej przestrzeni, zaaranżowanej przez scenografa Mateusza
Kasprzaka, którą można nazwać przestrzenią obrzędu. W półmroku, rozjaśnionym
jedynie blaskiem świec i oszczędnym oświetleniem, przy akompaniamencie liry
korbowej, cymbałów ukraińskich i akordeonu – intrygującej muzyce Jacka Hałasa. Protagonistom:
Guślarzowi, Gustawowi – Konradowi i Księdzu – Księdzu Piotrowi – towarzyszy
chór tajemniczych, niezidentyfikowanych postaci, które są dziećmi w domu
Księdza, towarzyszami więziennej niedoli Konrada, złymi i dobrymi duchami i
gośćmi w Salonie Warszawskim i na Balu u Senatora. Chór „uzbrojony” jest w
arcyciekawe rekwizyty: okna (dzieci w domu Księdza) i kości zwierzęce mające
symbolizować ludzkie (wszystkie postacie w scenach z III cz. dramatu). To
właśnie spośród tych postaci wyłania się Sobolewski i Pani Rollison (obie role
zagrane przejmująco przez Monikę Kwiatkowską), Ewa i Senator. To one wraz z
protagonistami tworzą obrzęd. Bo przecież Dziady – spotkanie świata nadprzyrodzonego
z ziemskim, duchów i ludzi, umarłych i żywych – dzieją się cały czas w naszym
ludzkim życiu. Dlatego autor zdecydował się uczynić z cmentarnego obrzędu
klamrę spinającą całe dzieło, a reżyser zaakcentował właśnie ten obrzęd i
zrobił z niego wiodący temat spektaklu do tego stopnia, że nie czułam się
widzem, lecz uczestnikiem misterium życia i śmierci. A przecież oglądałam
jedynie telewizyjną wersję przedstawienia. To jak to musiało wybrzmiewać na
żywo?!
Piotr Tomaszuk potraktował
tekst dramatu swobodnie, ale z szacunkiem i elegancją. Z przyjemnością
śledziłam emocjonalny dialog Gustawa i Księdza, scenę więzienną, Wielką
Improwizację i Widzenie Księdza Piotra, które w spektaklu okazuje się…
widzeniem Konrada. To nie tylko popis aktorskiego mistrzostwa Rafała
Gąsowskiego (Gustaw – Konrad) i Dariusza Matysa (Ksiądz, Ksiądz Piotr), ale
przykład wielkiej kultury słowa i nienagannej dykcji. Słucha się tych znanych
przecież tekstów jak muzyki!
Pierwszy raz zetknęłam się
w scenie więziennej z wykorzystaniem dedykacji autora: Świętej Pamięci Janowi Sobolewskiemu, Cyprianowi Daszkiewiczowi,
Feliksowi Kołakowskiemu, Spółuczniom, Spółwięźniom, Spółwygnańcom za miłość ku
ojczyźnie, prześladowanym z tęsknoty ku ojczyźnie, zmarłym w Archangielu, na
Moskwie, w Petersburgu, narodowej sprawy męczennikom poświęca Autor.” Tekst
ten wypowiada Konrad jak modlitwę. Brzmi przejmująco.
Dlaczego kwestię
Kobiety w żałobie, która pojawia się na końcu dramatu, mówi Ksiądz z IV cz. Dziadów? Może dlatego, że Ksiądz pełni
tutaj równorzędną rolę w stosunku do Gustawa. Spotkanie Gustawa i Księdza,
któremu poświęcona jest cała I część spektaklu Tomaszuka Dziady. Noc pierwsza, jest dla obu bohaterów szansą na przemianę.
Gustaw dostrzega w swoim życiu „Ewangeliją” czyli traktuje Boga jak partnera,
punkt odniesienia, Kogoś, kogo warto szukać, a Ksiądz – „nieszczęście”, czyli
uczy się współczucia.
Dlaczego Widzenie
Księdza Piotra staje się udziałem Konrada? Może dlatego, że Konrad nie
wypowiedział ostatniego, bluźnierczego słowa wielkiej Improwizacji i w jego
życiu zwyciężył Bóg? Piękna, głęboko ewangeliczna interpretacja tej postaci.
Dziadów
Tomaszuka się nie OGLĄDA. Te Dziady
się DOŚWIADCZA. Niemal czułam zapach rozgrzanego wosku świec i kadzidła. Pomaga
w tym rytmiczność i muzyczność spektaklu: rytm wystukiwany na instrumentach
perkusyjnych, grana na żywo muzyka i polifoniczny śpiew:
Człowieku, gdybyś
wiedział, jaka twoja władza,
Kiedy myśl w twojej
głowie jako iskra w chmurze
Zabłyśnie niewidzialna,
obłoki zgromadza
I tworzy deszcz
rodzajny lub gromy i burze
- kwestia
Ducha z III cz. dramatu wyśpiewana przez wierszaliński chór brzmi jak manifest,
a zarazem – modlitwa.
Pomagają
w tym doświadczaniu Dziadów również
kontrasty, na których oparty jest cały spektakl. Zderzenie sacrum i profanum.
Milczenia i krzyku. Światła i ciemności. Wampirycznej pieśni Konrada Zemsta na wroga, przypominającej krwawy,
satanistyczny rytuał, z Widzeniem Ewy, w którym reżyser położył akcent na
modlitwę prostej, niewinnej dziewczyny, bo przecież: Błogosławieni czystego
serca, albowiem oni Boga oglądać będą”. (Mt 5,8). Intymnego monologu Konrada Nocy cicha, gdy wschodzisz, kto ciebie
zapyta, skąd przychodzisz… z eskalacją napięcia aż do granicy obłędu w
Wielkiej Improwizacji.
Te
zabiegi sprawiają, że choć nie są to Dziady
z „tłem historycznym” i scenami rodzajowymi, a zamiast barwnej galerii
współczesnych Mickiewiczowi postaci mamy chór wcielający się w różne role, trzymają
widza w napięciu do ostatniej minuty.
Jednak
to, co mnie najbardziej wbiło w fotel to kreacja Rafała Gąsowskiego jako
Gustawa – Konrada. Czekałam na jego sceny. Byłam ciekawa, w jaki sposób aktor
zmierzy się ze stworzoną przez Gustawa Holoubka, Jerzego Trelę, Artura
Żmijewskiego czy Michała Żebrowskiego (żeby wspomnieć tylko niektórych) legendą
grania tej postaci.
Rafał
Gąsowski stworzył własną opowieść o Konradzie – nadwrażliwcu, wizjonerze,
świętym. Samotniku, który niesie swoje rany (charakterystyczną częścią kostiumu
aktora są bandaże na piersi), ale to właśnie one sprawiają, że jego miłość „nie
na jednym spoczęła człowieku”. Konrad kocha mocno i głęboko, miłością dojrzałą,
która jest wyborem, a nie porywem. Z drugiej strony Gustaw – Konrad Gąsowskiego
jest pełen ekspresji, rozhuśtany emocjonalnie, chwilami wręcz neurotyczny.
Przypomina szamoczącego się w klatce ptaka i rzeczywiście podczas Wielkiej
Improwizacji trzyma się łańcucha, który zdaje się go więzić, i wychyla się
desperacko, jakby się zrywał do lotu. Ta rola jest jak krzyk. Nigdy nie miałam
zaufania do tak emocjonalnego sposobu budowania postaci. Bardziej przekonuje
mnie intymność i przekazywanie emocji oszczędnie, „od środka”. Tutaj jednak
taka interpretacja Mickiewiczowskiego bohatera nie razi. Jest bardzo
konsekwentna. Najbardziej widać tę konsekwencję właśnie w Wielkiej
Improwizacji. Nie odebrałam tego monologu jako aktu oskarżenia Boga, lecz jak
pełne tęsknoty wołanie: „Boże mój Boże, czemuś mnie opuścił?”. I kiedy w finale
to właśnie Konrad mówi pokorne słowa modlitwy, przeznaczone w dramacie dla Księdza
Piotra, wszystko układa się w spójną całość. Zwłaszcza, że w tle widoczna jest
sylwetka mężczyzny z rozkrzyżowanymi ramionami, przypominająca Chrystusa.
Konrad
Rafała Gąsowskiego tęskni za światem, w którym panuje Boski porządek i
ewangeliczna miłość. Ta prawdziwa. niesfałszowana przez zwyczaje, konwenanse,
układy i pusty rytuał.
Po
co nam kolejne Dziady? Tyle ich już
było w teatrze i w filmie (Lawa. Opowieść
o Dziadach Tadeusza Konwickiego, 1989). Może po to, żeby przypomnieć sobie
właśnie o tęsknocie za Bogiem. I o tym, że granica między życiem a śmiercią,
dobrem i złem, światłem i ciemnością, światem duchowym i ziemskim jest
nieoczywista i przebiega przez ludzkie serce.
Wszyscy
jesteśmy zaproszeni na Dziady, bo nasza codzienność pełna jest duchów zmarłych,
którzy zaglądają nam w oczy i pytają: „Co robisz ze swoim życiem?”.
Wierszalin
to teatr z duszą. Pozbawiony „instytucjonalności” (pewnie jej do końca nie
uniknął, jak każdy zawodowy teatr, ale nie daje tego widzom odczuć). Bez
politykowania. Bez pretensjonalności, która każe klasykę literatury odzierać z
piękna, profanować to, co było do tej pory zarezerwowane dla sfery sacrum i doczepiać aktorom plastikowe
genitalia, a teatr zamienia w performance o nie wiadomo czym.
Dziady
z Supraśla są zdecydowanie O CZYMŚ. I dlatego warto je przeżyć.
Link do zwiastuna:
https://teatrtv.vod.tvp.pl/50818555/dziady-noc-pierwsza-zwiastun
https://teatrtv.vod.tvp.pl/50906849/dziady-noc-druga-zwiastun
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz