piątek, 4 grudnia 2020



Powiew COOL - tury

Wszyscy jesteśmy na Dziadach

(Dziady. Noc pierwsza i Dziady. Noc druga, reż. Piotr Tomaszuk, Teatr Wierszalin, premiera: 27.05. 2017; premiera w TVP: 17 i 24. 11. 2020)

Z Dziadami jest trochę jak z Biblią. Kiedy ci się wydaje, że już wszystko wiesz, a połowę tekstu znasz na pamięć, pojawia się Piotr Tomaszuk z Teatrem Wierszalin i burzy wszelkie wyobrażenia.

Po co? Żeby otworzyć nowe horyzonty, a jednak pójść za myślą Mickiewicza i wydobyć z dzieła to, co najpiękniejsze.

Moja miłość do tego spektaklu, a przy okazji do teatru Wierszalin, to miłość od pierwszego wejrzenia. Oczywiście słyszałam o Wierszalinie dużo wcześniej, ale było mi jakoś nie po drodze. Wiele straciłam, oj, wiele…

To pierwsze wejrzenie prowadzi mnie do wnętrza, gdzie panuje półmrok – ni to kaplicy, ni to chaty, ni muzeum. Palą się świece. Z mroku wyłania się postać charyzmatycznego starca – Guślarza (w tej roli znakomity Piotr Tomaszuk) -  i słyszymy szept: Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie? Ten fragment II cz. Dziadów powraca przez cały czas trwania spektaklu niczym leitmotiv. I właściwie tylko on, ponieważ reżyser Piotr Tomaszuk zrezygnował w adaptacji z II cz. dramatu.

Wierszalińskie Dziady są podzielone na dwie części –„noce” – ale tworzą spójną całość i tak też warto je potraktować. Odprawiają się w zagadkowej przestrzeni, zaaranżowanej przez scenografa Mateusza Kasprzaka, którą można nazwać przestrzenią obrzędu. W półmroku, rozjaśnionym jedynie blaskiem świec i oszczędnym oświetleniem, przy akompaniamencie liry korbowej, cymbałów ukraińskich i akordeonu – intrygującej muzyce Jacka Hałasa. Protagonistom: Guślarzowi, Gustawowi – Konradowi i Księdzu – Księdzu Piotrowi – towarzyszy chór tajemniczych, niezidentyfikowanych postaci, które są dziećmi w domu Księdza, towarzyszami więziennej niedoli Konrada, złymi i dobrymi duchami i gośćmi w Salonie Warszawskim i na Balu u Senatora. Chór „uzbrojony” jest w arcyciekawe rekwizyty: okna (dzieci w domu Księdza) i kości zwierzęce mające symbolizować ludzkie (wszystkie postacie w scenach z III cz. dramatu). To właśnie spośród tych postaci wyłania się Sobolewski i Pani Rollison (obie role zagrane przejmująco przez Monikę Kwiatkowską), Ewa i Senator. To one wraz z protagonistami tworzą obrzęd. Bo przecież Dziady – spotkanie świata nadprzyrodzonego z ziemskim, duchów i ludzi, umarłych i żywych – dzieją się cały czas w naszym ludzkim życiu. Dlatego autor zdecydował się uczynić z cmentarnego obrzędu klamrę spinającą całe dzieło, a reżyser zaakcentował właśnie ten obrzęd i zrobił z niego wiodący temat spektaklu do tego stopnia, że nie czułam się widzem, lecz uczestnikiem misterium życia i śmierci. A przecież oglądałam jedynie telewizyjną wersję przedstawienia. To jak to musiało wybrzmiewać na żywo?!

Piotr Tomaszuk potraktował tekst dramatu swobodnie, ale z szacunkiem i elegancją. Z przyjemnością śledziłam emocjonalny dialog Gustawa i Księdza, scenę więzienną, Wielką Improwizację i Widzenie Księdza Piotra, które w spektaklu okazuje się… widzeniem Konrada. To nie tylko popis aktorskiego mistrzostwa Rafała Gąsowskiego (Gustaw – Konrad) i Dariusza Matysa (Ksiądz, Ksiądz Piotr), ale przykład wielkiej kultury słowa i nienagannej dykcji. Słucha się tych znanych przecież tekstów jak muzyki!

Pierwszy raz zetknęłam się w scenie więziennej z wykorzystaniem dedykacji autora: Świętej Pamięci Janowi Sobolewskiemu, Cyprianowi Daszkiewiczowi, Feliksowi Kołakowskiemu, Spółuczniom, Spółwięźniom, Spółwygnańcom za miłość ku ojczyźnie, prześladowanym z tęsknoty ku ojczyźnie, zmarłym w Archangielu, na Moskwie, w Petersburgu, narodowej sprawy męczennikom poświęca Autor.” Tekst ten wypowiada Konrad jak modlitwę. Brzmi przejmująco.

Dlaczego kwestię Kobiety w żałobie, która pojawia się na końcu dramatu, mówi Ksiądz z IV cz. Dziadów? Może dlatego, że Ksiądz pełni tutaj równorzędną rolę w stosunku do Gustawa. Spotkanie Gustawa i Księdza, któremu poświęcona jest cała I część spektaklu Tomaszuka Dziady. Noc pierwsza, jest dla obu bohaterów szansą na przemianę. Gustaw dostrzega w swoim życiu „Ewangeliją” czyli traktuje Boga jak partnera, punkt odniesienia, Kogoś, kogo warto szukać, a Ksiądz – „nieszczęście”, czyli uczy się współczucia.

Dlaczego Widzenie Księdza Piotra staje się udziałem Konrada? Może dlatego, że Konrad nie wypowiedział ostatniego, bluźnierczego słowa wielkiej Improwizacji i w jego życiu zwyciężył Bóg? Piękna, głęboko ewangeliczna interpretacja tej postaci.

Dziadów Tomaszuka się nie OGLĄDA. Te Dziady się DOŚWIADCZA. Niemal czułam zapach rozgrzanego wosku świec i kadzidła. Pomaga w tym rytmiczność i muzyczność spektaklu: rytm wystukiwany na instrumentach perkusyjnych, grana na żywo muzyka i polifoniczny śpiew:

Człowieku, gdybyś wiedział, jaka twoja władza,

Kiedy myśl w twojej głowie jako iskra w chmurze

Zabłyśnie niewidzialna, obłoki zgromadza

I tworzy deszcz rodzajny lub gromy i burze

 

- kwestia Ducha z III cz. dramatu wyśpiewana przez wierszaliński chór brzmi jak manifest, a zarazem – modlitwa.

Pomagają w tym doświadczaniu Dziadów również kontrasty, na których oparty jest cały spektakl. Zderzenie sacrum i profanum. Milczenia i krzyku. Światła i ciemności. Wampirycznej pieśni Konrada Zemsta na wroga, przypominającej krwawy, satanistyczny rytuał, z Widzeniem Ewy, w którym reżyser położył akcent na modlitwę prostej, niewinnej dziewczyny, bo przecież: Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą”. (Mt 5,8). Intymnego monologu Konrada Nocy cicha, gdy wschodzisz, kto ciebie zapyta, skąd przychodzisz… z eskalacją napięcia aż do granicy obłędu w Wielkiej Improwizacji.

Te zabiegi sprawiają, że choć nie są to Dziady z „tłem historycznym” i scenami rodzajowymi, a zamiast barwnej galerii współczesnych Mickiewiczowi postaci mamy chór wcielający się w różne role, trzymają widza w napięciu do ostatniej minuty.

Jednak to, co mnie najbardziej wbiło w fotel to kreacja Rafała Gąsowskiego jako Gustawa – Konrada. Czekałam na jego sceny. Byłam ciekawa, w jaki sposób aktor zmierzy się ze stworzoną przez Gustawa Holoubka, Jerzego Trelę, Artura Żmijewskiego czy Michała Żebrowskiego (żeby wspomnieć tylko niektórych) legendą grania tej postaci.

Rafał Gąsowski stworzył własną opowieść o Konradzie – nadwrażliwcu, wizjonerze, świętym. Samotniku, który niesie swoje rany (charakterystyczną częścią kostiumu aktora są bandaże na piersi), ale to właśnie one sprawiają, że jego miłość „nie na jednym spoczęła człowieku”. Konrad kocha mocno i głęboko, miłością dojrzałą, która jest wyborem, a nie porywem. Z drugiej strony Gustaw – Konrad Gąsowskiego jest pełen ekspresji, rozhuśtany emocjonalnie, chwilami wręcz neurotyczny. Przypomina szamoczącego się w klatce ptaka i rzeczywiście podczas Wielkiej Improwizacji trzyma się łańcucha, który zdaje się go więzić, i wychyla się desperacko, jakby się zrywał do lotu. Ta rola jest jak krzyk. Nigdy nie miałam zaufania do tak emocjonalnego sposobu budowania postaci. Bardziej przekonuje mnie intymność i przekazywanie emocji oszczędnie, „od środka”. Tutaj jednak taka interpretacja Mickiewiczowskiego bohatera nie razi. Jest bardzo konsekwentna. Najbardziej widać tę konsekwencję właśnie w Wielkiej Improwizacji. Nie odebrałam tego monologu jako aktu oskarżenia Boga, lecz jak pełne tęsknoty wołanie: „Boże mój Boże, czemuś mnie opuścił?”. I kiedy w finale to właśnie Konrad mówi pokorne słowa modlitwy, przeznaczone w dramacie dla Księdza Piotra, wszystko układa się w spójną całość. Zwłaszcza, że w tle widoczna jest sylwetka mężczyzny z rozkrzyżowanymi ramionami, przypominająca Chrystusa.

Konrad Rafała Gąsowskiego tęskni za światem, w którym panuje Boski porządek i ewangeliczna miłość. Ta prawdziwa. niesfałszowana przez zwyczaje, konwenanse, układy i pusty rytuał.

Po co nam kolejne Dziady? Tyle ich już było w teatrze i w filmie (Lawa. Opowieść o Dziadach Tadeusza Konwickiego, 1989). Może po to, żeby przypomnieć sobie właśnie o tęsknocie za Bogiem. I o tym, że granica między życiem a śmiercią, dobrem i złem, światłem i ciemnością, światem duchowym i ziemskim jest nieoczywista i przebiega przez ludzkie serce.

Wszyscy jesteśmy zaproszeni na Dziady, bo nasza codzienność pełna jest duchów zmarłych, którzy zaglądają nam w oczy i pytają: „Co robisz ze swoim życiem?”.

Wierszalin to teatr z duszą. Pozbawiony „instytucjonalności” (pewnie jej do końca nie uniknął, jak każdy zawodowy teatr, ale nie daje tego widzom odczuć). Bez politykowania. Bez pretensjonalności, która każe klasykę literatury odzierać z piękna, profanować to, co było do tej pory zarezerwowane dla sfery sacrum i doczepiać aktorom plastikowe genitalia, a teatr zamienia w performance o nie wiadomo czym.

Dziady z Supraśla są zdecydowanie O CZYMŚ. I dlatego warto je przeżyć.

Link do zwiastuna:

https://teatrtv.vod.tvp.pl/50818555/dziady-noc-pierwsza-zwiastun

https://teatrtv.vod.tvp.pl/50906849/dziady-noc-druga-zwiastun


 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz