Niedzielnie…
Bóg
przecież nie posłał swego Syna na świat, aby Go sądził, lecz aby go zbawił. Ten,
kto w Niego wierzy, nie podlega sądowi, ten jednak, kto nie wierzy, już został
osądzony, ponieważ nie uwierzył w to, kim jest jednorodzony syn Boży.
(J 3, 17 – 18)
Przestrzeganie przykazań nie ma sensu. Praktyki religijne to strata czasu. Kościół to martwa instytucja, która nie ma nic do zaoferowania poza kolejnymi skandalami. Raczej odpycha od Boga niż do Niego przybliża… zresztą: jakiego Boga?
Taka jest perspektywa
spojrzenia na życie chrześcijańskie człowieka niewierzącego. Tylko że wtedy
pytanie „gdzie jest Bóg, kiedy…” – przytrafi mi się nieszczęście, na świecie
panuje pandemia, niewinni ludzie giną w wojnach – też nie ma sensu.
Pytanie o Boga, znaczenie przykazań, moje miejsce w Kościele ma sens wtedy, kiedy WIERZĘ. A wierzę, gdy szukam Boga żywego, osobowego. Takiego, który patrzy na mnie z miłością. Że
to trudne? Że nie potrafię? Że w moim życiu nie wypali? Pewna siostra
powiedziała mi niedawno coś bardzo ważnego: zrób pierwszy krok, a Pan Bóg zajmie
się resztą. Chodziło co prawda o budowę Domu Chłopaków, ale naprawdę
zadziałało. Próbuj. Ja też próbuję i się zmagam.
Bóg patrzy na mnie i na
ciebie z miłością. Tak, jak patrzą na siebie z miłością osoby Trójcy Świętej:
Ojciec, Syn i Duch Święty. Odrębne, ale będące jednością. Wyjątkowe, a jednak
razem. Po co nam Bóg jeden, ale w trzech osobach? Nie mogłoby być prościej? Pewnie
nie – bo nasze relacje też nie są proste. Tajemnica Trójcy Świętej nam jednak
przypomina, że można – nie tracąc tego, co w nas najbardziej indywidualne, a więc
i najpiękniejsze – być razem.
Panie, przymnóż mi wiary.
Ty wiesz, jaka ta moja wiara jest krucha…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz