Mówienie prozą…
CZAS NIEOKREŚLONY.
ZAPISKI PANDEMICZNE. Urodziny czyli jak ocalić w sobie dziecko.
Moje
urodziny prawie się zbiegają z Dniem Dziecka. Może dlatego tak trudno mi
zachować zakonną powagę i poczucie nauczycielskiej misji. Niestety, klasa nigdy
nie milknie na mój widok jak porażona prądem. Nie potrafię wzrokiem zgasić
klasowych dowcipnisiów. Nie sprawiam samą swoją obecnością, że telefony znikają
na dnie plecaków, a na pulpitach ławek pojawiają się – jak za dotknięciem
czarodziejskiej różdżki – posusznie uzupełnione zeszyty. Na próbach moi licealni
aktorzy (zwłaszcza ci płci męskiej) pojedynkują się za pomocą kijów od miotły i
grają na posadzce auli w monety, właśnie wtedy – o z grozo! – kiedy mają się
pojawić na scenie. Poza tym robią jeszcze sporo innych dziwnych jak na
siedemnastolatków rzeczy: na przykład oświadczają się sobie nawzajem. Zdarza mi
się zapomnieć i powiedzieć im na korytarzu: „cześć”. I nie mam nic na swoje
usprawiedliwienie. Może oprócz tego, że staram się z moimi uczniami i aktorami
BYĆ. Wspierać ich modlitwą i dobrym słowem. Że obchodzą mnie ich kłopoty, choć
nie zawsze mogę pomóc. Że uwielbiam nasze wspólne wyjazdy i świętowanie. Że
jestem dumna, kiedy widzę ich rozwój na scenie, bo to oznacza także rozwój ich
człowieczeństwa. Rok temu moja teatralna młodzież wyciągnęła mnie na szkolny
wirydarz, żeby mi wręczyć kwiaty i zaśpiewać gromkie „Sto lat!”. W tym czasie
było też kilka szumnych spektakli Wesela
w różnych miejscach, a co za tym idzie: owacje na stojąco i zachwyty. No i nie
zapomnę, jak zmierzałam na lekcję religii, a przed salą – razem z klasą 2b,
którą uczę - czekał mój aktor, Filip.
-
Wszystkiego najlepszegoooooo z okazji CZTERDZIESTYCH TRZECICH urodzin!!! –zawołał
radośnie na cały korytarz.
-
Ty zarazo jedna! – powiedziałam – To prawda: mogłabym być twoją mamą.
-
O nie! – uśmiechnął się wdzięcznie – Moja mama jest młodsza. O rok.
Bardzo
mi tego w tym roku brakowało: gwaru, spontanicznej radości moich uczniów,
przedstawień musicalu o siostrze Julii, które by się właśnie odbywały, kwiatów
i wyskoków Filipa…
A
jednak otrzymałam najpiękniejszy prezent urodzinowy od samego Pana Boga:
możliwość świętowania w tym właśnie miejscu – w Domu Chłopaków. Z przyjaciółmi.
Urodziny
to zawsze czas podsumowań: czego się dokonało, na jakim etapie życia się jest,
co można by lepiej, więcej, bardziej…
Coraz
bardziej odkrywam, że brakuje mi oddechu. Takiego pełnego, nieskrępowanego,
absolutnie szczęśliwego. Umiejętności smakowania chwili obecnej bez lęku, co
będzie za chwilę. Bezinteresownej, dziecięcej radości z cukierkowego tortu,
który dostałam w prezencie od przyjaciółki. Marnowania czasu na gapienie się w
niebo. Śpiewania ulubionych piosenek. Niezadręczania się tym, kiedy nastąpi
uroczysty koniec pandemii i jak będzie wyglądało nasze życie PO. Szczerej radości,
że mam przy sobie tych, których kocham. Umiejętności rozróżniania głosów ptaków…
Słowem: życia TU I TERAZ. Zawsze jestem gdzieś obok, w innej czasoprzestrzeni, owładnięta
jakimś niepokojem, i tak ucieka mi życie.
To
był piękny dzień. Chłopcy z Broniszewic co prawda nie pamiętali, najprawdopodobniej
dlatego, że nie mają Facebooka, ale spacer po parku i sesja zdjęciowa w wykonaniu
najlepszego fotografa na świecie czyli mojej przyjaciółki, siostry Reginy, była
bezcenna. I live autorski o mojej powieści Niebo
w kolorze popiołu przygotowany spontanicznie przez pewnego niezwykle twórczego
księgarza, Pawła Lipę, na Instagramie Księgarni Świętego Pawła w Lublinie. I te życzenia od uczniów! Pierwszy, już o północy,
napisał mój aktor Filip (ten właśnie od publicznego wyliczania, ile mam lat): Ile to już lat Siostra chodzi po tym świecie
i zaraża młodych pasją do sztuki teatralnej!!! Wszystkiego najlepszego, zdrowia,
szczęścia i inne takie co się składa w ramach życzeń. Zakończył o kolejnej
północy, w zupełnie odmiennym stylu, ale równie szczerze, inny mój aktor,
Przemek: Nasza droga Siostro Beniu!
Mógłbym tu teraz zacząć tonąć w barwnej mowie usianej kwiecistymi wyrażeniami
lub też mógłbym chwalić wielce albo nawet sonet napisać... Ale nie, ponieważ ja
chciałbym najzwyczajniej w świecie podziękować.
Za to, że Siostra już z
nami jest tak długo i tak bajecznie rozkręciła teatr w „Chrobrym”,
dzięki czemu wielu z nas może spełnić swoje marzenia, których nie miałoby okazji rozwinąć nigdzie indziej. Dziękuję za to, że Siostra jest po prostu sobą, nikim innym. Do nikogo się Siostra nie upodabnia. Właśnie to sprawia, że nasza Benia jest tak wyjątkowa. I po trzecie: za to, że w Siostrze można znaleźć przyjaciółkę, rówieśniczkę. Niewielu dorosłych potrafi na nowo stać się dziećmi.
dzięki czemu wielu z nas może spełnić swoje marzenia, których nie miałoby okazji rozwinąć nigdzie indziej. Dziękuję za to, że Siostra jest po prostu sobą, nikim innym. Do nikogo się Siostra nie upodabnia. Właśnie to sprawia, że nasza Benia jest tak wyjątkowa. I po trzecie: za to, że w Siostrze można znaleźć przyjaciółkę, rówieśniczkę. Niewielu dorosłych potrafi na nowo stać się dziećmi.
To
najpiękniejsze, co mogłam usłyszeć. Że uczę innych, o całe pokolenie młodszych
od siebie ludzi, jak na nowo stać się dzieckiem - czyli ocalić w sobie to, co
najbardziej kruche, bezbronne i wrażliwe. Bo może właśnie o to najbardziej
chodzi w życiu, skoro Jezus stawia przed kłócącymi się o władzę i wpływy apostołami
dziecko. I mówi: to jest wasz wzór i przykład. Chłopcy w Domu Chłopaków tego
mnie właśnie uczą: ciągłego stawania się DZIECKIEM. Takim, które nie ocenia,
przyjmuje drugiego człowieka całym sercem i cieszy się po prostu z życia – tego
najtrwalszego prezentu, jaki możemy otrzymać. Prezentu, który nigdy się nie zestarzeje, nie zepsuje ani nie
przeterminuje, bo zahacza o wieczność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz