czwartek, 4 czerwca 2020




Mówienie prozą…

CZAS NIEOKREŚLONY. ZAPISKI PANDEMICZNE. Portret Elizy.

Siostra, która biega po Domu Chłopaków w kolorowym, folkowym fartuszku oraz tenisówkach i skarpetkach w łowickie wzory. Jasna i barwna jak te ludowe kwiaty na ubraniu. Zawsze ją podziwiałam. Pojawiła się na drodze mojego życia jak promień słońca wpadający do ciemnego pokoju. Promień, który sprawia, że nagle wszystko nabiera kształtów. Jasności. Kolorów. Staje się oswojone, bliskie i pełne domowego ciepła. Bo  to ktoś, kto będzie mi się już zawsze kojarzył z domem. Stworzyła wraz z kilkoma siostrami w Broniszewicach dom dla najbardziej bezbronnych i porzuconych chłopaków. I nie chodzi tu tylko o mury, design i cały ten medialny szum, lecz przede wszystkim o niepowtarzalny klimat rodzinnego ciepła. Mówią do niej "mamusiu", a ona nazywa ich "synkami". Sama jednak mam nieraz ochotę do niej powiedzieć "mamusiu", bo i ja, kiedy przyjeżdżam do Domu Chłopaków, to czuję się potrzebna (choć naprawdę niewielki ze mnie pożytek) i oczekiwana. I to jest właśnie to, co najbardziej kocham w tym DOMU: ten klimat. W dużej mierze dzięki Tobie, Elizo - jedyna księgowo z duszą poetki, jaką znam. Dziękuję, że jesteś moją siostrą w tym właśnie zgromadzeniu. A tak w ogóle to nie zapomnę, jak byłaś jedną z pierwszych czytelniczek mojej debiutanckiej powieści, i Twoich bezcennych uwag. Oraz tego, jak mi dzielnie kibicowałaś w moich teatralnych zmaganiach z młodzieżą i debiucie w Dzień Dobry TVN, bo Ty już to nieraz przechodziłaś i wiedziałaś, że tam nie gryzą. Nigdy nie byłyśmy "oficjalnymi" przyjaciółkami, ale bardzo mocno czuję, że jesteś tuż obok. 
Powiedzieć o Elizie „księgowa” to tak, jakby powiedzieć o Mozarcie „muzyk”. Wszyscy czujemy, że to tak nieadekwatne określenie, że aż boli. Eliza jest geniuszem księgowości – nie tylko dlatego, że jest profesjonalistką, ale przede wszystkim dlatego, że uczy nadziei. Takiej nadprzyrodzonej i przez to nie do zdarcia. „Zrób pierwszy krok, a całą resztę zostaw Panu Bogu” – powtarza, i to się sprawdza!
Dom był przeznaczony do likwidacji. Nie spełniał standardów przeciwpożarowych i jakichś tam jeszcze absurdalnych przepisów, których nawet nie jestem w stanie tutaj wymienić. Fakt faktem, że remont dachu się nigdy nie kończył, a chłopcy byli stłoczeni w kilkuosobowych, ciasnych sypialniach zabytkowego pałacu. Takich, jak w latach pięćdziesiątych, tylko „szpitalne” łóżka zamieniono na tapczany. Nie było mowy o czymś takim jak prywatność, a personalizacja wnętrz wydawała się luksusem. Chłopcom, którzy w większości mieszkali tu od wielu lat,  groziło wywiezienie do innych ośrodków… Siostra Eliza wraz z kilkom innymi siostrami jeździła na kwesty do różnych parafii, ale pieniądze ze zbiórek ratowały w najlepszym wypadku doraźny budżet. Suma potrzebna na budowę domu wydawała się nieosiągalnym marzeniem…
I wtedy właśnie zdarzyło się coś nieprzewidywalnego: Dzień Pingwina i kilkusekundowy filmik, na zrobienie którego Eliza wpadła wraz z kilkoma siostrami. Udawały pingwiny i prosiły, żeby zamiast życzeń przesyłać pieniądze na budowę domu. Film stał się hitem Internetu. Domem w Broniszewicach zainteresowały się mainstreamowe media, ludzie zaczęli wpłacać na konto miliony i nowy dom – piękny jak marzenie – wyrósł w dwa lata.
Dla mnie ta siostra jest znakiem, że Bóg działa w sposób twórczy i wykorzystuje to, co w nas najlepsze. Kiedy mam chwile zwątpienia w to, co robię, jej przykład przypomina mi, że WARTO. Że nie jestem sama. Że Bóg się cieszy tym wszystkim, w co mnie wyposażył, i chce zrobić z tego arcydzieło. Że stereotypy nie pozwalają podejmować nowych wyzwań, dlatego trzeba je łamać nawet za cenę krytyki. I że pingwin to bardzo pozytywne stworzonko i ma w sobie coś królewskiego…



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz