Mówienie prozą…
CZAS NIEOKREŚLONY.
ZAPISKI PANDEMICZNE. Portret Elizy.
Siostra, która biega
po Domu Chłopaków w kolorowym, folkowym fartuszku oraz tenisówkach i
skarpetkach w łowickie wzory. Jasna i barwna jak te ludowe kwiaty na ubraniu. Zawsze ją podziwiałam. Pojawiła się na drodze mojego życia jak promień
słońca wpadający do ciemnego pokoju. Promień, który sprawia, że nagle wszystko
nabiera kształtów. Jasności. Kolorów. Staje się oswojone, bliskie i pełne
domowego ciepła. Bo to ktoś, kto będzie mi się już zawsze kojarzył z
domem. Stworzyła wraz z kilkoma siostrami w Broniszewicach dom dla najbardziej
bezbronnych i porzuconych chłopaków. I nie chodzi tu tylko o mury, design
i cały ten medialny szum, lecz przede wszystkim o niepowtarzalny klimat
rodzinnego ciepła. Mówią do niej "mamusiu", a ona nazywa ich
"synkami". Sama jednak mam nieraz ochotę do niej powiedzieć
"mamusiu", bo i ja, kiedy przyjeżdżam do Domu Chłopaków, to czuję się
potrzebna (choć naprawdę niewielki ze mnie pożytek) i oczekiwana. I to jest
właśnie to, co najbardziej kocham w tym DOMU: ten klimat. W dużej mierze dzięki
Tobie, Elizo - jedyna księgowo z duszą poetki, jaką znam. Dziękuję, że
jesteś moją siostrą w tym właśnie zgromadzeniu. A tak w ogóle to nie zapomnę,
jak byłaś jedną z pierwszych czytelniczek mojej debiutanckiej powieści, i
Twoich bezcennych uwag. Oraz tego, jak mi dzielnie kibicowałaś w moich
teatralnych zmaganiach z młodzieżą i debiucie w Dzień Dobry TVN, bo Ty już to
nieraz przechodziłaś i wiedziałaś, że tam nie gryzą. Nigdy nie byłyśmy
"oficjalnymi" przyjaciółkami, ale bardzo mocno czuję, że jesteś tuż
obok.
Powiedzieć
o Elizie „księgowa” to tak, jakby powiedzieć o Mozarcie „muzyk”. Wszyscy
czujemy, że to tak nieadekwatne określenie, że aż boli. Eliza jest geniuszem
księgowości – nie tylko dlatego, że jest profesjonalistką, ale przede wszystkim
dlatego, że uczy nadziei. Takiej nadprzyrodzonej i przez to nie do zdarcia.
„Zrób pierwszy krok, a całą resztę zostaw Panu Bogu” – powtarza, i to się
sprawdza!
Dom
był przeznaczony do likwidacji. Nie spełniał standardów przeciwpożarowych i
jakichś tam jeszcze absurdalnych przepisów, których nawet nie jestem w stanie
tutaj wymienić. Fakt faktem, że remont dachu się nigdy nie kończył, a chłopcy
byli stłoczeni w kilkuosobowych, ciasnych sypialniach zabytkowego pałacu.
Takich, jak w latach pięćdziesiątych, tylko „szpitalne” łóżka zamieniono na
tapczany. Nie było mowy o czymś takim jak prywatność, a personalizacja wnętrz
wydawała się luksusem. Chłopcom, którzy w większości mieszkali tu od wielu lat, groziło wywiezienie do innych ośrodków…
Siostra Eliza wraz z kilkom innymi siostrami jeździła na kwesty do różnych
parafii, ale pieniądze ze zbiórek ratowały w najlepszym wypadku doraźny budżet.
Suma potrzebna na budowę domu wydawała się nieosiągalnym marzeniem…
I
wtedy właśnie zdarzyło się coś nieprzewidywalnego: Dzień Pingwina i
kilkusekundowy filmik, na zrobienie którego Eliza wpadła wraz z kilkoma
siostrami. Udawały pingwiny i prosiły, żeby zamiast życzeń przesyłać pieniądze
na budowę domu. Film stał się hitem Internetu. Domem w Broniszewicach zainteresowały
się mainstreamowe media, ludzie zaczęli wpłacać na konto miliony i nowy dom –
piękny jak marzenie – wyrósł w dwa lata.
Dla
mnie ta siostra jest znakiem, że Bóg działa w sposób twórczy i wykorzystuje to,
co w nas najlepsze. Kiedy mam chwile zwątpienia w to, co robię, jej przykład
przypomina mi, że WARTO. Że nie jestem sama. Że Bóg się cieszy tym wszystkim, w
co mnie wyposażył, i chce zrobić z tego arcydzieło. Że stereotypy nie pozwalają
podejmować nowych wyzwań, dlatego trzeba je łamać nawet za cenę krytyki. I że
pingwin to bardzo pozytywne stworzonko i ma w sobie coś królewskiego…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz