niedziela, 31 stycznia 2021


 

Niedzielnie…

Zdumiewali się Jego nauką: uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę, a nie jak uczeni w Piśmie. (Mk 1, 22)

Spotkanie z Jezusem zawsze zaczyna się od zdumienia. Że popatrzył z miłością właśnie na mnie. Nie na moją współsiostrę, koleżankę, sąsiadkę, nie na głodne dzieci w Afryce – choć to wszystko prawda – ale na mnie. Zdumienie to potężna siła, która mnie pcha, żeby zrobić krok w stronę Jezusa. Z tego zdumienia rodzi się moja wiara. Doświadczyłam tego jako 21 – letnia dziewczyna, kiedy podjęłam decyzję o byciu w Kościele.

Ale potem muszę zaufać. Pójść za tym zdumieniem w nieznane.  To już dużo trudniejsze. To chodzenie za Mistrzem małymi kroczkami, dzień po dniu, w szarzyźnie, a czasem ciemności. Czasem Go nie widać. Czasem Jego nauka powszednieje i wydaje się, że traci moc. Czasem się wydaje, że złe duchy mają się świetnie i zadomowiły się w moim życiu. Wtedy trzeba zawrócić do początku drogi. Miejsca, gdzie zaczęło się zdumienie. W księdze Apokalipsy padają mocne słowa:

mam przeciw tobie to, że odstąpiłeś od twej pierwotnej miłości.
Pamiętaj więc, skąd spadłeś,
i nawróć się,
i pierwsze czyny podejmij!
(Ap 2, 4 – 5)

Większość ludzi w synagodze zatrzymała się tylko na poziomie sensacji – tego właśnie zdumienia – ale nie poszła dalej. Kiedy emocje opadły, zapomnieli o Kimś, kto miał moc odmienić ich życie. Może nawet stali w tłumie krzyczących „Ukrzyżuj!”.

A ja? Gdzie moje zdumienie? Czy odczytuję ewangelię Jezusa ciągle na nowo? Czy idę za Mistrzem nawet wtedy, gdy wokół mnie jest ciemno i nie ma emocjonalnych i duchowych fajerwerków?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz