piątek, 8 stycznia 2021


 

Powiew COOL - tury

Spis lektur nieszkolnych

(Paulina Mikuła, Literatoura, Altenberg, Warszawa 2020)

Paulinę Mikułę poznałam dzięki jej kanałowi na YouTube: Mówiąc inaczej. Polecam, bo to bardzo ciekawe i rzeczowe podejście do kwestii poprawnej polszczyzny. Kiedy więc reklamowała swoją nową książkę, tym razem nie o języku, lecz literaturze, wiedziałam, że po nią sięgnę. Od razu miałam skojarzenie z rewelacyjnymi felietonami Wisławy Szymborskiej Lektury nadobowiązkowe.  

Moja pierwsza myśl po przeczytaniu Literatoury: ja bym to napisała inaczej. Inne byłoby moje spojrzenie na teksty literackie i pewnie zupełnie inny ich dobór. Tylko jeden wiersz Szymborskiej? Tylko Sezon burz Sapkowskiego? A gdzie Dziady?! I nie ma nic, absolutnie nic Brandstaettera? A Schulza? A potem pomyślałam: dzięki Bogu, że nie jestem Pauliną Mikułą. Nie zmienia to faktu, że Literatourę przeczytałam jednym tchem, nie tyle jako przewodnik po historii literatury polskiej, co – dziennik duchowy autorki.

Zupełnie się z nią nie zgadzam. Irytują mnie jej poglądy. Drażni ekshibicjonizm, gdy autorka przyznaje się, że w czasach studenckiej młodości dziarsko i odpowiedzialnie ruszyła po receptę na środki antykoncepcyjne, popiera Strajk Kobiet czy jest w trakcie terapii. Po prostu nie czuję potrzeby, żeby takie rzeczy na temat Pauliny Mikuły wiedzieć, ale rozumiem kontekst. Ma do tego prawo. Tak samo, jak ja mam prawo pisać o tym, co jest ważne dla mnie. Zresztą na moim blogu też pełno mnie i może to być dla niektórych czytelników irytujące. Nie da się tego uniknąć, gdy się pisze o czymś, co jest bardzo osobiste i bliskie. A taka może być przecież literatura i autorka świetnie to ukazuje. Chciałam opowiedzieć Wam o literaturze nie tak, jak robi się to w szkole. Chciałam pokazać, że z tych samych nudnych lektur da się wyciągnąć o wiele więcej niż może się wydawać. Starałam się udowodnić, że warto do nich wrócić, by odkryć je na nowo, bez pośpiechu i ryzyka, że zawalimy kartkówkę z treści – pisze autorka we wstępie.  I to jej się udało. Paulina Mikuła zaprasza nas w wyjątkową podróż po literaturze widzianej jej oczami. Poza takimi „pewniakami” jak Pan Tadeusz, Kordian czy Wesele, mamy tutaj galerię tytułów nieoczywistych, a nawet zaskakujących, ale takich, które mogą dużo powiedzieć o współczesnym świecie: Fejm Krzysztofa Kościelskiego, Twój ból jest lepszy niż mój Kazika Staszewskiego czy publicystykę – Pokochawszy. O miłości w języku Jerzego Bralczyka i Lucyny Kirwil w rozmowie z Karoliną Oponowicz i Young Power. 30 historii o tym, jak młodzi zmieniają świat Justyny Sucheckiej.

Sięgnęłam po tę książkę myśląc, że jest historią literatury napisaną w języku młodzieżowym. Szybko się okazało, że ani to historia, ani literatury. To pamiętnik. Intymne zapiski autorki. Coś w rodzaju autoportretu. Irytowało mnie, że tak dużo pisze o sobie, ale ja potraktowałabym temat dokładnie w ten sam sposób. Tyle, że byłaby to historia zupełnie innej kobiety.

Autorka porusza kilka istotnych zagadnień: patriotyzmu i tożsamości narodowej, poczucia własnej wartości, życiowych wyborów, zwłaszcza z perspektywy kobiecej, miłości i jej braku, rodziny, przemocy, a nawet zespołu Tourette’a. To pomaga sobie uświadomić, że literatura, nawet, jeśli jest pisana w trudnym języku, którego czasem trzeba się uczyć jak obcego, dotyka życia. I to nie „jakiegoś” życia oddalonego od naszej epoki o miliony lat, lecz Twojego i mojego. Co najważniejsze: Mikuła uczy samodzielnej lektury. „Odczarowuje” pisarzy, ściąga ich z pomnika i pokazuje, że też byli ludźmi. Zamiast się zastanawiać, co poeta miał na myśli, możemy pomyśleć, co my w jego utworze dostrzegamy, co możemy z niego wyciągnąć i uważam, że to lepsza zabawa niż sztywna interpretacja pod klucz – pisze w rozdziale o Mironczarni Mirona Białoszewskiego. I to jest w jej podejściu bezcenne! Dzięki Mikule odkryłam, że Gabriela Zapolska jest autorką bardzo smutnego, ale niestety oddającego realia tamtej epoki (czy tylko tamtej?) tekstu Z pamiętników młodej mężatki, Eliza Orzeszkowa napisała ponure opowiadanie Ascetka, utrwalające niestety stereotypowe przekonanie, że do klasztoru idzie się z powodu nieszczęśliwej miłości i życiowych niepowodzeń, a Maria Konopnicka poza nowelami, wierszami, za którymi nigdy nie przepadałam, i wiekopomnego dzieła O krasnoludkach i sierotce Marysi, jest autorką świetnych reportaży Za kratami i Na normandzkim brzegu. Przy okazji zrobiłam sobie listę kilku tytułów, które mnie zaintrygowały i chętnie je przeczytam: Rejwach Mikołaja Grynberga, Między nami dobrze jest Doroty Masłowskiej, Jak zawsze Zbigniewa Miłoszewskiego, Inna dusza Łukasza Orbitowskiego, Sońka Ignacego Karpowicza, opowiadań Joanny Rudniańskiej, Pypcie na języku Michała Rusinka.

Szkoda, że sporo też w tych interpretacjach płycizny. Świtezianka jako przykład „shit testu”? Lalka jako antyprzepis na trwały związek? Interpretacja słów Cypriana Kamila Norwida: Polak jest olbrzym, a człowiek w Polaku jest karzeł w kontekście.. przepisów ruchu drogowego? To moim zdaniem bardzo zuboża to, co w tych tekstach najpiękniejsze…

Szkoda, że autorka odrzuca religijność widząc w niej jedynie pusty rytuał przy jednoczesnym zapewnieniu, że w „coś” wierzy: w Anioła Stróża, który jest jej zmarłą babcią, w jakieś słowa szamana, w bliżej nieokreśloną „energię”. Szkoda, że zamiast Brandstaettera w książce pojawia się Boy z Piekłem kobiet.

Ale największy smutek wzbudził we mnie rozdział o Sezonie burz Andrzeja Sapkowskiego. Przyznaję, że Wiedźmina przeczytałam dopiero trzy lata temu. Pokonanie pięciu tomów sagi i kilku tomów opowiadań z gatunku fantasy, za którym nie przepadam, zawdzięczam mojemu uczniowi. Sama, bez „odgórnej” mobilizacji nigdy bym pewnie po tę pozycję nie sięgnęła. I dziękuję, Kacprze, bo zakochałam się w prozie Sapkowskiego! Fascynuje mnie podróż przez różne konwencje i epoki, mieszanie elementów współczesnych z historycznymi, intertekstualność i poruszanie zagadnienia dobra i zła, miłości i nienawiści, cynizmu i „sikania pod wiatr” czyli stawania w obronie słabszych, i wybierania takich nieopłacalnych wartości jak honor i przyjaźń. Miałam wielką nadzieję, że Mikuła zwróci na to uwagę. Cóż. Rozdział o Sezonie burz dotyczy w zasadzie niechcianej ciąży oraz jej zapobiegania i usuwania. A już kompletnie powaliła mnie konkluzja, że autorka nie chce mieć dzieci, ponieważ… światu grozi katastrofa klimatyczna.

Tak właśnie nazwałabym moje uczucie po lekturze tego rozdziału i niektórych innych fragmentów książki: smutek. Nie złość, nie pragnienie walki, nie chęć udowodnienia, że to ja mam rację, stojąc po stronie życia i oczekując od autorki przesłania nadziei. Zawsze w takich sytuacjach sobie powtarzam: ma do tego prawo. A ja mam prawo głosić, że Życie – świadomie pisane z wielkiej litery – pokonało śmierć. I przez pryzmat tej chrześcijańskiej nadziei czytam również literaturę.

A z książką Mikuły warto się zapoznać. Choćby po to, żeby wyrobić sobie własne zdanie. A może napisać swój osobisty dziennik literackiej podróży? Bo czytanie książek jest niczym innym jak właśnie fascynującą podróżą w rejony, w które być może nigdy byśmy się sami nie zapuścili. Dodajmy, że pozycja ma przepiękną okładkę i szatę graficzną Katarzyny Placek. Aż się chce po tę książkę sięgnąć!

I dlatego jedno mnie na pewno łączy z autorką Literatoury: przekonanie, że dzięki czytaniu możemy mieć nie tylko swój mały świat, ale wszystkie życia i wszystkie światy, jakie tylko zapragniemy. Tego nie odbierze nam nawet pandemia.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz