piątek, 15 lipca 2022




 

Podróż Bez Nawigacji.

 Przystanek piąty: Dom Aktora Weterana

Dojechałam z Pawłem, moim towarzyszem z Edycji Św. Pawła, do Domu Aktora Weterana w Skolimowie. Tak przynajmniej myśleliśmy. Ulica Pułaskiego. Budynek nie wyglądał na ten ośrodek, tylko na jakąś prywatną willę. W dodatku pani dyrektor, do której Paweł dzwonił, coś mówiła o świetle migającym nad ulicą. Nie było żadnego światła. Okazało się, że dojechaliśmy w zupełnie inne miejsce, 50 km od celu...

Wreszcie się udało. Byliśmy spóźnieni, więc grzecznie przeprosiłam.

Bardzo czekałam na to spotkanie. Może najbardziej ze wszystkich będących w planie wyprawy. Byłam ciekawa tych ludzi i jak mnie przyjmą.

Przyszło tylko 8 osób (7 starszych pań i jeden dziadek), ponieważ reszta albo pojechała gdzieś na wakacje, albo do sanatorium, ktoś w szpitalu, reszta leżąca.

Wchodzę do środka. Widzę jakąś damę w chodziku. Mówię jej radośnie "szczęść Boże", a on do mnie: "Chwalibóg". Powiedziałam, że ładne pozdrowienie, z takim się jeszcze nie spotkałam, a ona na to, że to jej nazwisko.

Potem posiedziałam z nimi, trochę poopowiadałam o swoim nawróceniu i powołaniu, trochę o książkach, o dzieciństwie w teatrze, no i o Dzikich Kotach. Puściłam filmik z Edycji Św. Pawła, który był nagrywany w marcu w naszej szkolnej auli, gdzie młodzież tak ładnie się wypowiada i widać przebitki z naszej pracy nad "Nie - Boską komedią".

Czekam na pytania.

- Mam pytanie - odezwała się jedna z tych starszych dam - Dlaczego siostra nie została aktorką?

Ja myślałam, że to jakiś komplement będzie, a ona ciągnie dalej:

- Bo to, co tutaj widzę, trąci amatorszczyzną, i mam wrażenie, że siostra nie poszła za głosem powołania, i teraz siostra nie jest do końca ani w klasztorze, ani w teatrze. A tej młodzieży się należy teatr z PRAWDZIWEGO ZDARZENIA.

Pozostałe osoby mi dziękowały i były poruszone, może oprócz tego starszego pana, który nie mógł załapać, że Dzikie Koty to grupa licealistów, a nie szkoła teatralna.

Ale pytanie pani Agnieszki jakoś we mnie mocno zostało...

Zanim ruszyliśmy dalej, pospacerowaliśmy jeszcze z Pawłem po ogrodzie. Przyplątał się do nas pręgowany, majestatyczny przystojniak, też chyba emeryt, który dał się pogłaskać, a nawet wziąć na ręce. Patrzył na mnie, jakby chciał powiedzieć: "Wyluzuj. Pani Agnieszka już tak ma. A ty słuchaj swojego serca i idź własną drogą."

A potem - zamiast iść własną drogą - szedł za nami i odprowadził nas do samochodu.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz