Podróż Bez Nawigacji.
Dzisiaj zatrzymałam się w Katowicach.
Jest w tym mieście jakaś niejednoznaczność: niby przemysłowe, kopalniane, z
"żabkami" i galeriami, ale... z duszą.
Czułam wewnętrzny przymus, żeby wejść do
Teatru Śląskiego. Do garderoby Taty. To chyba nawet dla mnie było ważniejsze
niż cmentarz. Bardziej czuję jego obecność właśnie TUTAJ.
Pani z portierni nie zadawała zbędnych
pytań.
- To chyba była "szóstka" -
powiedziała i dała mi klucz.
Było cicho i jasno. Nic się nie
zmieniło. Tylko w szufladzie przy jego stoliku leżał już jakiś inny scenariusz.
Nie jego spektaklu. A na ścianie wisiał jego portret jak uroczyste requiem.
- Mam nadzieję, że dobrze Ci TAM -
powiedziałam do odbicia jego portretu w lustrze. Uśmiechnął się jak to on, tak
trochę zawadiacko i bagatelizująco, ale była w tym uśmiechu też nieznana mi
czułość.
Odmówiłam za niego dziesiątkę różańca.
Jeszcze weszłam na chwilę na pustą
scenę, żeby poczuć ten specyficzny, trudny do opisania zapach teatru. Zapach
całego życia mojego Taty. Jeszcze obejrzałam się za siebie na korytarz, ten, na
którym rozmawialiśmy po raz ostatni. Tak niedawno, latem 2020.
W teatrze urlopy. Tylko kilka osób z
obsługi. Przyglądali mi się i wiedziałam, że szukają w mojej twarzy jego
twarzy.
Czy chcę, czy nie chcę, jestem częścią
jego opowieści.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz