Notatki
z rekolekcji
Ćwiczenie
niepamięci. O zakonnym ubóstwie.
Dzisiaj była
konferencja o zakonnym ślubie ubóstwa. Wydaje się, że trudno cokolwiek nowego
na ten temat powiedzieć. A jednak.
Ślub ubóstwa to tak
naprawdę sztuka tracenia. W każdej sekundzie, minucie, godzinie, dniu tracę
kawałek siebie. W zeszłym tygodniu w mojej szkole prowadziłam bardzo intensywne
próby dla grupy teatralnej Dzikie Koty. Próby do nowego spektaklu: „Nie – boskiej komedii”. Ale to już
przeszłość. Pozostały zdjęcia i piękne wspomnienia. I owszem, będą kolejne
próby (taką mam nadzieję), ale to już będą inne próby, inne spotkania, inny
czas…
Z każdą minutą,
godziną, dniem jest mnie coraz mniej dla mnie samej, a coraz więcej dla Boga.
„A pamiętasz, jak w
postulacie poprawiłaś mi ważne przemówienie i potem było napisane taką piękną,
elegancką polszczyzną?” – zapytała mnie siostra Eliasza. Nie pamiętam.
Tak, jak nie pamiętam,
jaki był dzień tygodnia, kiedy pisałam maturę z historii, choć pamiętam temat
pracy, w co byłam ubrana i jak się nazywali przywódcy powstania krakowskiego,
bo miałam te nazwiska na ściądze pracowicie przygotowanej przez mojego
ukochanego, który też zdawał maturę z historii, ale w innym mieście, i
skorzystałam z tej ściągi, kiedy wyszłam do toalety.
Nie pamiętam wszystkich
zwrotek „Rorate caeli”, choć jeszcze kilka lat temu szczyciłam się, że umiem to
zaśpiewać bez zająknienia.
Nie pamiętam nawet – o
zgrozo! – niektórych szczegółów z własnych książek.
Ani o czym dokładnie
rozmawiałam z moim tatą, kiedy widzieliśmy się po raz ostatni w życiu w Teatrze
Śląskim w sierpniu 2020. Dla mnie wtedy ważniejsza była radość, że otworzyli
teatry, nie na długo zresztą, i tę radość, teraz zupełnie nieistotną,
zapamiętałam. I jeszcze to, jak się pożegnaliśmy i powoli się oddalał, idąc
korytarzem. Jak jego potężna, choć sponiewierana przez chorobę sylwetka,
stawała się coraz mniejsza. A ja beztrosko mu powiedziałam: „Do zobaczenia!’, i
teraz to brzmi jak okrutny żart.
Jest taki wiersz
Stanisława Barańczaka, który mną wstrząsnął, kiedy go po raz pierwszy
przeczytałam na muralu jednej z poznańskich kamienic:
Jeżeli
porcelana to wyłącznie taka
Której nie żal pod butem tragarza lub gąsienicą czołgu,
Jeżeli fotel, to niezbyt wygodny, tak aby
Nie było przykro podnieść się i odejść;
Jeżeli odzież, to tyle, ile można unieść w walizce,
Jeżeli książki, to te, które można unieść w pamięci,
Jeżeli plany, to takie, by można o nich zapomnieć
gdy nadejdzie czas następnej przeprowadzki
na inną ulicę, kontynent, etap dziejowy
lub świat
Kto
ci powiedział, że wolno się przyzwyczajać?
Kto ci powiedział, że cokolwiek jest na zawsze?
Czy nikt ci nie powiedział, że nie będziesz nigdy
w świecie
czuł się jak u siebie w domu?
Życie na ziemi to nieustanne ćwiczenie niepamięci.
Żeby zrobić miejsce Bogu. Żeby Go usłyszeć. Jego czysty, niczym niezmącony
głos. I zrozumieć język, którym On do mnie przemawia, język miłości, tej
jedynej miłości, której nie da się stracić.
EDIT: wiersz Barańczaka stał się boleśnie aktualny
po 24 lutego 2022…
ale ubóstwo materialne w niektórych zakonach powinno nieco zubożeć. I nie przykryje się tego opowiadaniami o duchowym wymiarze ubóstwa.
OdpowiedzUsuń