sobota, 19 lutego 2022


 

Notatki z rekolekcji

Requiem dla starej altany

Wyszłam dzisiaj na spacer do szarego o tej porze roku parku. Trafiłam na małą rewolucję: chłopcy wraz jednym z pracowników rozbierali altanę, która ZAWSZE tam była. Latem odbywały się w niej warsztaty terapii zajęciowej prowadzone od lat przez siostrę Aldonę i siostrę Chrystianę. Tak, wiem, że ta altana w niczym nie przypominała imponującej konstrukcji, jaką była dwadzieścia lat temu, że drewno było spróchniałe i zzieleniałe od wilgoci, że nikt już tam nie siedział. Że pozostał wrak, samotny, osierocony i narażony na powolne, systematyczne zapadanie się w nicość. Ale zrobiło mi się smutno. Kolejna rzecz, którą pamiętam z czasów, kiedy przebywałam w Broniszewicach jako młoda siostra, odchodzi do sfery wspomnień czy może raczej niepamięci. Nie ma już mieszkań chłopców w zabytkowym pałacu, bo mieszkają w nowym domu, a nawet – wkrótce – już w dwóch nowych domach. Tam, gdzie było biuro, koszmar mojej zakonnej młodości, w którym przesiedziałam niezliczoną liczbę godzin nad raportami kasowymi, jest teraz terapią zajęciową. Nie ma już gospodarstwa, szklarni i ogrodu, w którym urzędowała siostra Łukasza, Eufemia i Wirginela, a siostra Wirginela urzęduje już chyba w innej rzeczywistości, bo trzeba się nią opiekować jak dzieckiem. Nie ma już dawno nieżyjącej suczki husky o imieniu Saba. Nie ma pralni i pokojów gościnnych nad pralnią, w których się tyle działo… W tym miejscu stoi właśnie nowy Dom Chłopaków. Nie ma drabinek i huśtawek na polance, zamiast tego są futbolowe bramki. Kiedy po raz kolejny przyjeżdżam do Broniszewic, to czasami czuję się jak stara kobieta wracająca kilkadziesiąt lat po wojnie do Warszawy, którą pamięta z młodości. Ta wewnętrzna „Warszawa” jest inna, a równocześnie przecież ta sama, bo jest w niej coś niezmiennego.

Niezmienna jest zwyczajność Broniszewic, miejsca, które może stać się domem dla każdego, kto tutaj przyjedzie. I będzie już domem na zawsze.

- Benia! Benia! – krzyczą już z daleka chłopaki, kiedy zbliżam się zdumiona do sterty desek, które jeszcze wczoraj były altaną siostry Aldony. Mariusz rzuca mi się na szyję z radością tak dziką jak kilka dni temu Kacper, który po trzech latach wrócił do grupy teatralnej Dzikie Koty. Ale z Kacprem łączy mnie pasja teatralna i praca nad spektaklem. Dla Mariusza liczy się to, że po prostu jestem. To moje bycie jest dla niego tak intensywnym doświadczeniem, jakbym wyjechała sto lat temu, wczoraj albo - nie wyjeżdżała nigdy.

Tak wyobrażam sobie niebo. Kiedy tam przyjdę, to wybiegną mi na spotkanie wszyscy, których kocham. Będą tacy, jak ich pamiętam, ale jednak inni, bo miłość Jezusa, która ich zachwyci, jest zawsze inna niż nasza pamięć i wyobrażenia.

Ale nie będę potrzebowała żadnych wyjaśnień. Wrócę do Domu. Będzie tam taki park jak w Broniszewicach i altana siostry Aldony, pachnąca świeżym drewnem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz