Niedzielnie…
„Zagarnęli tak wielkie
mnóstwo ryb, że sieci ich zaczynały się rwać. Skinęli więc na współtowarzyszy
drugiej łodzi, żeby im przyszli z pomocą. Ci podpłynęli i napełnili obie sieci,
tak, że prawie się zanurzały.” (Łk 5, 6 – 7).
Dzisiejsza Ewangelia
opisuje obfity połów w warunkach, które kompletnie na to nie wskazywały i
przeczyły ludzkiej logice i doświadczeniu zawodowemu rybaków, bo przecież ryby
łowi się w nocy, a nie w środku dnia.
Połów, który jest
cudem.
Żeby ten cud mógł się
zdarzyć, Piotr najpierw musiał zaufać Jezusowi. Tutaj padają te piękne słowa,
które wszyscy znamy, słowa, które mnie wzruszają, bo są streszczeniem mojego posłannictwa
katechetki: „ Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i nic nie ułowiliśmy. Lecz na twoje
sowo zarzucę sieci.” (Łk 5, 5).
Sieci aż się zaczynają
rwać! Bóg aż przesadza ze swoją miłością.
Co robi Piotr? Panikuje?
Przerywa połów? A może klnie?
Nie: wzywa na pomoc
towarzyszy.
Dla mnie ta Ewangelia
jest obrazem Kościoła, takiego, za jakim wszyscy tęsknimy, a przecież jest możliwy:
wspólnoty ludzi, którzy ufają Jezusowi i działają razem.
Kiedy podczas połowu zaczynają
się rwać sieci i wydaje się, ze cały wysiłek pójdzie na marne, rybacy z Galilei
sobie pomagają. I wtedy dokonuje się cud, nawet dwa: cud zawierzenia Jezusowi i
cud współpracy.
Myślę, że tak, właśnie tak: panikuje, klnie i wzywa na pomoc towarzyszy. :)
OdpowiedzUsuń