wtorek, 1 marca 2022


 

Notatki z rekolekcji

 Jezusowi nie przeszkadza, że nigdzie nie pasuję

Usłyszałam dzisiaj słowa, których bardzo potrzebowałam. „Zawsze jesteś tu mile widziana, i rób to, co robisz” – powiedziała siostra Eliasza, przełożona klasztoru w Broniszewicach. Poczułam się PRZYJĘTA i ZAAKCEPTOWANA.

Rzadko mówimy sobie takie rzeczy. Nie wiem, czego się boimy. Śmieszności? Ckliwości? Tego, że ktoś nam nie uwierzy? Odmienności tej drugiej osoby, bo nie jest taka jak my i nie jest taka jak „wszyscy”?

Coraz częściej mi się wydaje, że nigdzie nie pasuję.

Nie pasuję do ultrakatolików, bo uważam, że Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy to dobra inicjatywa, popieram szczepienia, nie walczę z ideologią LGBT, ani w ogóle z żadną inną ideologią, i nie słucham Radia Maryja, bo w zasadzie nie słucham żadnego radia.

Nie pasuję do „lewaków”, bo nie ma we mnie zgody na wyśmiewanie i profanację tego, co jest dla mnie święte, i takie zachowanie uważam za pospolite chamstwo.

Nie pasuję do własnego zgromadzenia, choć przecież je kocham. Ale mam wiecznie niedoprasowany habit z jakąś rzucającą się w oczy plamą, nie umiem równo przyklęknąć przed ołtarzem, niedokładnie sprzątam, kiepski ze mnie pedagog, no i nie przepadam za szkolną katechezą i gotowaniem. A wszystkie te rzeczy są przecież ważne i potrzebne. Porządkują zakonną rzeczywistość.

Nie pasuję do świata, który wydaje mi się coraz bardziej obcy i nieludzki.

Ale pasuję do Chrystusa. Tego, który mnie pierwszy wybrał i pokochał, właśnie z tym całym niedopasowaniem. Tego, któremu kompletnie nie przeszkadza, że nigdzie nie pasuję. On mówi do mnie z uśmiecham, jak dzisiaj siostra Eliasza: „Jesteś tu mile widziana. Zawsze. I rób to, co robisz.”

EDIT: po 24 lutego 2022 chyba przestałam się przejmować tym niedopasowaniem… Bo w końcu jakie to ma teraz znaczenie?

1 komentarz:

  1. jak próbowałam być u klarysek... najbardziej nie pasowałam tym, że brudziłam ścierki :P. Tam było tak, że po posiłku każda siostra sama zmywała po sobie, a swoje talerze i sztućce wycierała taką bawełnianą kuchenną ściereczką, która razem z nakryciami leżała w dużej szufladzie stołu tam, gdzie każda siedziała w refektarzu. Ich ścierki były zawsze niepokalane, ilekolwiek nie wycierały. Moje były wiecznie wymięte i po kilku dniach brudne.

    Istnieje teoria, że one nie używały ścierek, tylko chowały do szuflady mokre talerze. :P

    A na pociechę: ja też tu wcale nie pasuję, do niczego. Często myślę, że nie pasuję do Kościoła, bom ni pies, ni wydra i często dają mi to mocno do zrozumienia. Nie mam przez to poczucia, że pasuję do Chrystusa, bo On i Kościół to jedno...

    OdpowiedzUsuń