sobota, 17 października 2020


 

Powiew COOL - TURY

Solidna dawka nadziei.

Agata Puścikowska, Siostry z powstania, Wydawnictwo Znak, Kraków 2020.

Czekałam na tę książkę. Wcześniej wpadły mi w ręce Wojenne siostry tej samej autorki, więc Siostry z powstania. Nieznane historie kobiet walczących o Warszawę były dla mnie naturalną kontynuacją tego ważnego tematu.

Dlaczego ważnego? Przynajmniej z kilku powodów. Po pierwsze: jest bardzo niewiele opracowań naukowych i popularnonaukowych dotyczących zaangażowania Kościoła w szeroko rozumianą działalność konspiracyjną oraz prześladowań osób duchownych w czasie okupacji. Wiem, bo sama szukałam materiałów do wojennej powieści o mojej współsiostrze Julii Rodzińskiej Niebo w kolorze popiołu. Po drugie: siostry zakonne tamtych czasów to często nieprawdopodobnie odważne kobiety, które potrafiły oddać życie za drugiego człowieka, bez względu na to, czy ten człowiek był małym, nie liczącym się żydowskim dzieckiem, czy rannym żołnierzem AK, którego było niebezpiecznie ukrywać, czy znienawidzonym powszechnie Niemcem, który trafił do powstańczego szpitala. Ale mało się o tym mówi, bo zgromadzenia zakonne nie zadbały o odpowiednią dokumentację albo te dokumenty zaginęły w czasie wojny, albo po prostu wspomnienia nie były spisywane z lęku przed represjami najpierw nazistowskich okupantów, a potem komunistycznej władzy. Po trzecie: w świadomości społecznej często jeszcze pokutuje stereotyp siostry zakonnej jako potulnej gąski, której miejsce jest w kuchni na plebanii, nie ma własnego zdania i ukończyła zaledwie podstawówkę. Po czwarte: Kościół ma obecnie kiepski PR. Nie czas tutaj i nie miejsce rozwodzić się nad przyczynami takiego stanu rzeczy, ale wobec tego warto zaprezentować te Jego przedstawicielki, które potrafiły dokonywać rzeczy absolutnie niezwykłych z bardzo zwyczajnych powodów: miłości do Boga i bliźniego. I jeszcze jedno: potrzebujemy nadziei. W czasie, kiedy słyszymy o zakażeniach rosnących w tysiące, o kolejnych ograniczeniach, o ponurych prognozach, które mówią, że to może potrwać jeszcze kilka lat, ukazuje się książka o kobietach, które w czasach prawdziwego koszmaru potrafiły zachować człowieczeństwo i pokazać innym ludziom, że nikt im nie jest w stanie odebrać godności…

To ważna książka również dla mnie. Prowokuje do zadania sobie pytania: co ja bym zrobiła w takiej sytuacji. Jest sierpień 1944. Nasza dzielnica kapituluje. Snajper strzela do każdego, kto ma nieszczęście akurat się znaleźć w pobliżu. Niemcy przeszukują szpital, w którym pracuję, w poszukiwaniu powstańców, a ja dobrze wiem, że cała pokaźna grupka znajduje się w tym jednym jedynym pokoju, do którego jeszcze nie zajrzeli. Zwyrodnialcy z RONA chcą zgwałcić wszystkie znajdujące się w budynku kobiety…

Nie wiem, co bym zrobiła. Czy stać by mnie było na męstwo i nadzieję? Czy dałabym radę wspierać innych, czy myślałabym tylko o sobie? Czy potrafiłabym oddać ostatni kubek mleka dla chorych dzieci, czy wypiłabym go łapczywie, ukradkiem, a potem miała moralnego kaca? Czy pokonałabym paraliżujący lęk przed śmiercią? Wreszcie: czy po prostu bym się nie załamała? Nie mam pojęcia. Tego nikt nie wie. Może dlatego ważna jest każda chwila, jaką przeżywamy - tu i teraz. Również te trudne momenty związane z pandemią. One też się kiedyś skończą. Ale co po nich pozostanie w życiu twoim i moim? Czy będziemy bardziej kochać? Czy będziemy umieli ze sobą rozmawiać? Czy będziemy umieli być wdzięczni Bogu i drugiemu człowiekowi za to, co mamy? Bo już sam fakt, że żyjemy, mamy jedzenie, ciepło, bliskich i dach nad głową, to bardzo wiele. Siostry z Powstania doskonale o tym wiedziały.

Najnowsza książka Agaty Puścikowskiej jest trudniejsza w odbiorze niż Wojenne siostry. Przynajmniej dla mnie. Tamta była opowieścią o 20 zakonnicach, z których każda była niezwykłą osobowością. Już same tytuły rozdziałów zachęcały, żeby wejść w tę wojenną rzeczywistość i zaprzyjaźnić się z jej bohaterkami: Adelgund – waleczny ród; Józefka – komendantka, szef wywiadu; Lucyna Waleczna; Szarytka, co Ciechocinek ratowała; Siostra Niezłomna; Julia (nie tylko) od sierot; Generał w habicie, Siostra saper. To tylko niektóre. W Siostrach z powstania nie ma anegdotycznych, zachęcających do natychmiastowej lektury tytułów i barwnych, indywidualnych portretów. Agata Puścikowska posłużyła się tu zupełnie innym kluczem: opisuje nie konkretne osoby, lecz zgromadzenia zakonne. Jest ich 24, ale, jak zaznacza sama autorka, było ich w tamtym czasie w Warszawie około 30. Nie wszystkie jednak dysponują źródłami, które by umożliwiły pracę badawczą. Do tego w książce pojawia się istny gąszcz faktów, szczegółowe opisy dynamicznej sytuacji powstania warszawskiego, topografia Warszawy, za którą czasem trudno nadążyć, jeśli się nie zna zbyt dobrze miasta, bo na przykład pochodzi się z Krakowa…

Trochę mi brakowało zatrzymania się nad indywidualnymi losami bohaterek, tak jak to robi Agnieszka Cubała w książkach Miłość 44 i Kobiety 44. A z drugiej strony: rozumiem zamysł autorki. Ogrom materiału, który domaga się opowiedzenia, wskrzeszenia, świadectwa. Nie byłoby możliwe tak rzetelne ujęcie tematu, gdyby Puścikowska skoncentrowała się na kilku czy kilkunastu zakonnicach. Praca byłaby wtedy fragmentaryczna i nie oddałaby pełnego obrazu rzeczywistości.  Poza tym dzięki takiemu zabiegowi możemy sobie uświadomić nieocenioną rolę poszczególnych ZGROMADZEŃ, a nie tylko konkretnych SIÓSTR. Ogromne zaangażowanie w walki powstańcze KOŚCIOŁA, a nie jedynie Jego pojedynczych REPREZENTANTEK.

Podsumowując: bardzo warto tę książkę nabyć i przeczytać! A potem podziękować Bogu, za to, co mamy. I uśmiechnąć się do kogoś bliskiego: bo jest obok, bo możemy razem w spokoju wypić kawę – prawdziwą, a nie z żołędzi. Bo żyjemy. Ciągle jeszcze żyjemy i możemy zrobić tak wiele dobra bez lęku, że trafi nas kula snajpera.

Siostry z powstania to lekcja wdzięczności i solidna dawka nadziei w tych trudnych czasach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz