Powiew
COOL - TURY
Solidna dawka nadziei.
Agata
Puścikowska, Siostry z powstania,
Wydawnictwo Znak, Kraków 2020.
Czekałam na tę książkę.
Wcześniej wpadły mi w ręce Wojenne
siostry tej samej autorki, więc Siostry
z powstania. Nieznane historie kobiet walczących o Warszawę były dla mnie
naturalną kontynuacją tego ważnego tematu.
Dlaczego ważnego? Przynajmniej
z kilku powodów. Po pierwsze: jest bardzo niewiele opracowań naukowych i
popularnonaukowych dotyczących zaangażowania Kościoła w szeroko rozumianą
działalność konspiracyjną oraz prześladowań osób duchownych w czasie okupacji. Wiem,
bo sama szukałam materiałów do wojennej powieści o mojej współsiostrze Julii
Rodzińskiej Niebo w kolorze popiołu. Po
drugie: siostry zakonne tamtych czasów to często nieprawdopodobnie odważne
kobiety, które potrafiły oddać życie za drugiego człowieka, bez względu na to,
czy ten człowiek był małym, nie liczącym się żydowskim dzieckiem, czy rannym
żołnierzem AK, którego było niebezpiecznie ukrywać, czy znienawidzonym
powszechnie Niemcem, który trafił do powstańczego szpitala. Ale mało się o tym
mówi, bo zgromadzenia zakonne nie zadbały o odpowiednią dokumentację albo te
dokumenty zaginęły w czasie wojny, albo po prostu wspomnienia nie były
spisywane z lęku przed represjami najpierw nazistowskich okupantów, a potem komunistycznej
władzy. Po trzecie: w świadomości społecznej często jeszcze pokutuje stereotyp
siostry zakonnej jako potulnej gąski, której miejsce jest w kuchni na plebanii,
nie ma własnego zdania i ukończyła zaledwie podstawówkę. Po czwarte: Kościół ma
obecnie kiepski PR. Nie czas tutaj i nie miejsce rozwodzić się nad przyczynami
takiego stanu rzeczy, ale wobec tego warto zaprezentować te Jego
przedstawicielki, które potrafiły dokonywać rzeczy absolutnie niezwykłych z
bardzo zwyczajnych powodów: miłości do Boga i bliźniego. I jeszcze jedno:
potrzebujemy nadziei. W czasie, kiedy słyszymy o zakażeniach rosnących w
tysiące, o kolejnych ograniczeniach, o ponurych prognozach, które mówią, że to
może potrwać jeszcze kilka lat, ukazuje się książka o kobietach, które w czasach
prawdziwego koszmaru potrafiły zachować człowieczeństwo i pokazać innym ludziom,
że nikt im nie jest w stanie odebrać godności…
To ważna książka również
dla mnie. Prowokuje do zadania sobie pytania: co ja bym zrobiła w takiej
sytuacji. Jest sierpień 1944. Nasza dzielnica kapituluje. Snajper strzela do
każdego, kto ma nieszczęście akurat się znaleźć w pobliżu. Niemcy przeszukują
szpital, w którym pracuję, w poszukiwaniu powstańców, a ja dobrze wiem, że cała
pokaźna grupka znajduje się w tym jednym jedynym pokoju, do którego jeszcze nie
zajrzeli. Zwyrodnialcy z RONA chcą zgwałcić wszystkie znajdujące się w budynku
kobiety…
Nie wiem, co bym
zrobiła. Czy stać by mnie było na męstwo i nadzieję? Czy dałabym radę wspierać
innych, czy myślałabym tylko o sobie? Czy potrafiłabym oddać ostatni kubek
mleka dla chorych dzieci, czy wypiłabym go łapczywie, ukradkiem, a potem miała moralnego
kaca? Czy pokonałabym paraliżujący lęk przed śmiercią? Wreszcie: czy po prostu
bym się nie załamała? Nie mam pojęcia. Tego nikt nie wie. Może dlatego ważna
jest każda chwila, jaką przeżywamy - tu i teraz. Również te trudne momenty
związane z pandemią. One też się kiedyś skończą. Ale co po nich pozostanie w
życiu twoim i moim? Czy będziemy bardziej kochać? Czy będziemy umieli ze sobą
rozmawiać? Czy będziemy umieli być wdzięczni Bogu i drugiemu człowiekowi za to,
co mamy? Bo już sam fakt, że żyjemy, mamy jedzenie, ciepło, bliskich i dach nad
głową, to bardzo wiele. Siostry z Powstania doskonale o tym wiedziały.
Najnowsza książka Agaty
Puścikowskiej jest trudniejsza w odbiorze niż Wojenne siostry. Przynajmniej dla mnie. Tamta była opowieścią o 20
zakonnicach, z których każda była niezwykłą osobowością. Już same tytuły rozdziałów
zachęcały, żeby wejść w tę wojenną rzeczywistość i zaprzyjaźnić się z jej
bohaterkami: Adelgund – waleczny ród; Józefka
– komendantka, szef wywiadu; Lucyna Waleczna; Szarytka, co Ciechocinek ratowała;
Siostra Niezłomna; Julia (nie tylko) od sierot; Generał w habicie, Siostra
saper. To tylko niektóre. W Siostrach
z powstania nie ma anegdotycznych, zachęcających do natychmiastowej lektury
tytułów i barwnych, indywidualnych portretów. Agata Puścikowska posłużyła się
tu zupełnie innym kluczem: opisuje nie konkretne osoby, lecz zgromadzenia
zakonne. Jest ich 24, ale, jak zaznacza sama autorka, było ich w tamtym czasie
w Warszawie około 30. Nie wszystkie jednak dysponują źródłami, które by umożliwiły
pracę badawczą. Do tego w książce pojawia się istny gąszcz faktów, szczegółowe
opisy dynamicznej sytuacji powstania warszawskiego, topografia Warszawy, za
którą czasem trudno nadążyć, jeśli się nie zna zbyt dobrze miasta, bo na przykład
pochodzi się z Krakowa…
Trochę mi brakowało
zatrzymania się nad indywidualnymi losami bohaterek, tak jak to robi Agnieszka
Cubała w książkach Miłość 44 i Kobiety 44. A z drugiej strony: rozumiem
zamysł autorki. Ogrom materiału, który domaga się opowiedzenia, wskrzeszenia,
świadectwa. Nie byłoby możliwe tak rzetelne ujęcie tematu, gdyby Puścikowska
skoncentrowała się na kilku czy kilkunastu zakonnicach. Praca byłaby wtedy
fragmentaryczna i nie oddałaby pełnego obrazu rzeczywistości. Poza tym dzięki takiemu zabiegowi możemy sobie
uświadomić nieocenioną rolę poszczególnych ZGROMADZEŃ, a nie tylko konkretnych
SIÓSTR. Ogromne zaangażowanie w walki powstańcze KOŚCIOŁA, a nie jedynie Jego pojedynczych
REPREZENTANTEK.
Podsumowując: bardzo
warto tę książkę nabyć i przeczytać! A potem podziękować Bogu, za to, co mamy. I
uśmiechnąć się do kogoś bliskiego: bo jest obok, bo możemy razem w spokoju
wypić kawę – prawdziwą, a nie z żołędzi. Bo żyjemy. Ciągle jeszcze żyjemy i
możemy zrobić tak wiele dobra bez lęku, że trafi nas kula snajpera.
Siostry
z powstania to lekcja wdzięczności i solidna dawka
nadziei w tych trudnych czasach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz