Niedzielnie…
„Oddajcie więc cezarowi
to, co należy do cezara, a Bogu to, co należy do Boga”. (Mt 22, 21)
Faryzeusze zapytali
Jezusa, czy należy płacić podatki pogańskiemu okupantowi. Nie dlatego, żeby szukać
prawdy, lecz po to, żeby Go przyłapać na jakiejś nieścisłości, którą potem
mogliby wykorzystać przeciw Niemu.
Pierwsza myśl, jaka mi się
tutaj narzuca: Boga nie wolno traktować instrumentalnie. Bóg nie jest
narzędziem do walki ideologicznej i politycznych sporów, bez względu na to, o
której opcji mówimy: czy o aktywistach LGBT, wieszających tęczową flagę na
figurze Chrystusa, czy o zacietrzewionych kapłanach wzywających do ściągania w
kościele „kagańców” i przyjmowania Komunii do ust, bo przecież Covid nie ma
wstępu do świątyni i posłusznie się z niej wycofa…
Ewangelia nie jest po
to, żeby jej do czegokolwiek używać. Ewangelia jest po to, żeby nią ŻYĆ. A
wtedy te wszystkie spory będą niepotrzebne. Miłość porządkuje to, co w naszym
życiu niejasne i zagmatwane.
Ale jest jeszcze jedna
kwestia: oddać Bogu to, co Boskie. Czyli traktować drugiego człowieka z
miłością, niezależnie od tego, w co wierzy i jakie głosi poglądy. Nawet, gdyby
je głosił w sposób bardzo agresywny. Od miłości nie ma wyjątków.
Oddać Bogu to, co Boskie:
traktować serio Jego przykazania. Wszystkie, a nie tylko te, które mi się
podobają, bo niczego nie burzą w moim planie na życie. To jest moja forma
powiedzenia Bogu „kocham Cię”.
Oddać Bogu to, co
Boskie: mieć dla Niego czas. Tęsknić za Nim. Chcieć się z Nim spotykać. Czy w
moim życiu jest miejsce dla Boga? Czy mówię Mu na wszelkie sposoby, że Go
kocham? To pytanie zadaję przede wszystkim samej sobie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz