wtorek, 11 lipca 2023


Notatki z rekolekcji


NA TWOJE SŁOWO

Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i nic nie ułowiliśmy. Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci. (Łk 5, 1 – 11).

Był zmęczony. To był ten najgorszy rodzaj zmęczenia, przytłaczający poczuciem porażki. Całą noc łowili i nie ma żadnych efektów. Prawo zysków i strat jest bezlitosne. Klienci nie zapytają o ich wysiłek, tylko o towar. I pójdą do konkurencji. Otarł pot z czoła. Południowe słońce nieznośnie prażyło. I nagle znowu ten Głos, ten który wcześniej wezwał go po imieniu i nazwał Skałą:

Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci na połów!

Gdyby to powiedział jego kumpel z roboty, a nawet jego brat Andrzej czy ojciec, to Szymon by się popukał w czoło. Przecież każde dziecko wie, że na połów wypływa się w nocy. Na wielu rzeczach się nie zna, nie umie czytać i pisać, ledwo potrafi wyrecytować Shema Israel,
i to też z błędami, ale na swoim fachu zna się świetnie. Popatrzył na Cudotwórcę. Wzrok Nieznajomego był jasny, czysty i uważny. Znowu poczuł dziwne ciepło w okolicy serca, jakby jakieś światło go przeniknęło na wylot. Co, u licha? – mruknął prawie bezgłośnie, ale tamten cierpliwie czekał. W jego łodzi, jakby był u siebie! I było tak jak kilka dni temu, gdy usłyszał, że stanie się rybakiem ludzi i te słowa, choć kompletnie niezrozumiałe, zostały
w jego świadomości, drążyły ją jak kropla drąży skałę, wsiąkały w jego pamięć, wracały
do niego w najmniej oczekiwanych momentach, na przykład jak kładł się spać obok swojej żony o szorstkich dłoniach albo pośpiesznie jadł śniadanie. Poszedł za Głosem jak się idzie we śnie, irracjonalnie i bezwiednie, a jednak z jakimś dziwnym przekonaniem, że musi to zrobić.

Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i nic nie ułowiliśmy. Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci.

Zarzucił, trochę jakby to robił ktoś inny, nie on. Ciężar, jaki próbował wyciągnąć z jeziora, był niewyobrażalny. Przeczył jego wiedzy, doświadczeniu całego życia, kwestionował – ba! – rozbijał bezpieczny świat, w jakim żył do tej pory, przez kilkadziesiąt lat, i wydawało się,
że w nim umrze. To musiała być pomyłka. Nie chodziło o jego łódź, nie o niego, nie zasłużył. Tak naprawdę ten cud go wystraszył, bo oznaczał, że coś się w jego życiu rozsypuje, coś trzeba zbudować na nowo – może samego siebie? A to jest niebezpieczne. Nie wiadomo, dokąd go zaprowadzi. Wzrok Nieznajomego znowu zatrzymał się na nim. Palił. Przeszywał. Przerażał. Szymon poczuł się jak karzeł. To musi być pomyłka. Na pewno nie chodziło
o niego. On nie udźwignie żadnego cudu, nie zrozumie, nie doceni, nie jest godzien… Zresztą zawsze się śmiał z lokalnych cudotwórców.

Wyjdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny.

Pewnie teraz Nieznajomy go zostawi. Pójdzie do innej łodzi. Znajdzie kogoś lepszego. Powie: „O, przepraszam. Pomyłka”.  Albo: „Skoro tak, to faktycznie nie mam tu czego szukać”.
A potem pójdzie do konkurencji jak ci, którzy szukają dobrego towaru, a Szymon nie ma nic do zaoferowania, bo wrócił z połowu z pustymi rękami. Temu Nieznajomemu też nie ma nic do zaoferowania. Tylko puste ręce i swój strach.

Wystarczy. Daj mi swój strach.

Głos odezwał się tym razem jakoś tak od środka, chyba w sercu albo w głowie, nie był pewien, bo nie znał się na takich subtelnościach. Zdawało mu się.

Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił.

Popatrzył na Nieznajomego z niedowierzaniem. Tym razem głos był wyraźny i skierowany tylko do niego. Co to znaczy: będziesz łowił ludzi? Oczami wyobraźni zobaczył rzymskich żołnierzy prowadzących skutych kajdanami jeńców wojennych albo kupców popychających w skwarze południa niewolników na sprzedaż. Wszyscy ci ludzie, złapani, spętani, nadzy, upokorzeni mieli w oczach pustkę. Tymczasem Nieznajomy czekał cierpliwie na jego odpowiedź. W tym czekaniu był jakiś spokój i czułość. Nie, nie o takie łowienie ludzi tutaj chodzi.

- No, chodź! – ponaglił go jego brat Andrzej.

Zostawił sieci i poszedł za Nieznajomym.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz