Notatki z rekolekcji
NA
TWOJE SŁOWO
Mistrzu,
całą noc pracowaliśmy i nic nie ułowiliśmy. Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci.
(Łk 5, 1 – 11).
Był zmęczony. To był
ten najgorszy rodzaj zmęczenia, przytłaczający poczuciem porażki. Całą noc
łowili i nie ma żadnych efektów. Prawo zysków i strat jest bezlitosne. Klienci
nie zapytają o ich wysiłek, tylko o towar. I pójdą do konkurencji. Otarł pot z
czoła. Południowe słońce nieznośnie prażyło. I nagle znowu ten Głos, ten który
wcześniej wezwał go po imieniu i nazwał Skałą:
Wypłyń
na głębię i zarzućcie sieci na połów!
Gdyby to powiedział
jego kumpel z roboty, a nawet jego brat Andrzej czy ojciec, to Szymon by się
popukał w czoło. Przecież każde dziecko wie, że na połów wypływa się w nocy. Na
wielu rzeczach się nie zna, nie umie czytać i pisać, ledwo potrafi wyrecytować Shema Israel,
i to też z błędami, ale na swoim fachu zna się świetnie. Popatrzył na
Cudotwórcę. Wzrok Nieznajomego był jasny, czysty i uważny. Znowu poczuł dziwne
ciepło w okolicy serca, jakby jakieś światło go przeniknęło na wylot. Co, u
licha? – mruknął prawie bezgłośnie, ale tamten cierpliwie czekał. W jego łodzi,
jakby był u siebie! I było tak jak kilka dni temu, gdy usłyszał, że stanie się
rybakiem ludzi i te słowa, choć kompletnie niezrozumiałe, zostały
w jego świadomości, drążyły ją jak kropla drąży skałę, wsiąkały w jego pamięć,
wracały
do niego w najmniej oczekiwanych momentach, na przykład jak kładł się spać obok
swojej żony o szorstkich dłoniach albo pośpiesznie jadł śniadanie. Poszedł za
Głosem jak się idzie we śnie, irracjonalnie i bezwiednie, a jednak z jakimś
dziwnym przekonaniem, że musi to zrobić.
Mistrzu,
całą noc pracowaliśmy i nic nie ułowiliśmy. Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci.
Zarzucił, trochę jakby
to robił ktoś inny, nie on. Ciężar, jaki próbował wyciągnąć z jeziora, był
niewyobrażalny. Przeczył jego wiedzy, doświadczeniu całego życia, kwestionował
– ba! – rozbijał bezpieczny świat, w jakim żył do tej pory, przez kilkadziesiąt
lat, i wydawało się,
że w nim umrze. To musiała być pomyłka. Nie chodziło o jego łódź, nie o niego,
nie zasłużył. Tak naprawdę ten cud go wystraszył, bo oznaczał, że coś się w
jego życiu rozsypuje, coś trzeba zbudować na nowo – może samego siebie? A to
jest niebezpieczne. Nie wiadomo, dokąd go zaprowadzi. Wzrok Nieznajomego znowu
zatrzymał się na nim. Palił. Przeszywał. Przerażał. Szymon poczuł się jak
karzeł. To musi być pomyłka. Na pewno nie chodziło
o niego. On nie udźwignie żadnego cudu, nie zrozumie, nie doceni, nie jest
godzien… Zresztą zawsze się śmiał z lokalnych cudotwórców.
Wyjdź
ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny.
Pewnie teraz Nieznajomy
go zostawi. Pójdzie do innej łodzi. Znajdzie kogoś lepszego. Powie: „O,
przepraszam. Pomyłka”. Albo: „Skoro tak,
to faktycznie nie mam tu czego szukać”.
A potem pójdzie do konkurencji jak ci, którzy szukają dobrego towaru, a Szymon
nie ma nic do zaoferowania, bo wrócił z połowu z pustymi rękami. Temu Nieznajomemu
też nie ma nic do zaoferowania. Tylko puste ręce i swój strach.
Wystarczy.
Daj mi swój strach.
Głos odezwał się tym
razem jakoś tak od środka, chyba w sercu albo w głowie, nie był pewien, bo nie
znał się na takich subtelnościach. Zdawało mu się.
Nie
bój się, odtąd ludzi będziesz łowił.
Popatrzył na
Nieznajomego z niedowierzaniem. Tym razem głos był wyraźny i skierowany tylko
do niego. Co to znaczy: będziesz łowił ludzi? Oczami wyobraźni zobaczył
rzymskich żołnierzy prowadzących skutych kajdanami jeńców wojennych albo kupców
popychających w skwarze południa niewolników na sprzedaż. Wszyscy ci ludzie,
złapani, spętani, nadzy, upokorzeni mieli w oczach pustkę. Tymczasem Nieznajomy
czekał cierpliwie na jego odpowiedź. W tym czekaniu był jakiś spokój i czułość.
Nie, nie o takie łowienie ludzi tutaj chodzi.
- No, chodź! – ponaglił
go jego brat Andrzej.
Zostawił sieci i
poszedł za Nieznajomym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz