czwartek, 13 lipca 2023


 Notatki z rekolekcji


KAŻ MI PRZYJŚĆ DO SIEBIE

Mt 14, 22 – 33.

Znowu ich zostawił. Kazał im się przeprawić na drugi brzeg. Było ciężko. Zerwał się wiatr
i kilka godzin walczyli z naturą. Poranna mgła zacierała kontury, niewiele było widać,
a słońce jeszcze nie wzeszło. Nagle zobaczyli majaczącą w oddali postać. Jasny zarys sylwetki płynął NAD powierzchnią wody, w miejscu, gdzie było to niemożliwe.

- Aaaaaaa! – krzyknęli.

Odwagi! To Ja jestem, nie bójcie się!

Głos był znajomy, drogi, pełen czułości, która mogła należeć tylko do jednego Człowieka. Nikt spośród tych , których Szymon znał, nie miał w sobie takiego pokoju i czułości. Ludzie z jego otoczenia, spracowani i zahartowani przez walkę z siłami natury, byli wobec siebie szorstcy, powierzchowni i nieufni. Szymon zadrżał. Inni milczeli zdezorientowani i bezradni wobec tej sytuacji. Podniósł głowę i powiedział coś, czego sam nie rozumiał, ale po prostu wiedział, że musi to w tym momencie powiedzieć:

Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie!

Usłyszał szepty swoich towarzyszy. Ktoś parsknął śmiechem, ale zupełnie go to nie obchodziło.

Przyjdź!

Podniósł się. Łódka się zachwiała. Ktoś krzyknął. Ktoś chyba nawet zaklął. Nie zważał na to, lecz wysunął stopę poza burtę. Oparł się na krawędzi i wyszedł. Poczuł pod stopami zimną, mokrą powierzchnię. Szedł w stronę jasnej postaci. Tafla jeziora Genezaret była twarda i stabilna, wbrew temu, jaka powinna być, wbrew temu, co wiedział od dziecka, jak kiedyś… Właśnie. Miał kilka lat. Ojciec go zabrał na połów. Było tak samo ciemno i mgliście jak teraz. Wystarczyła chwila nieuwagi ojca, a on wskoczył do jeziora, bo myślał, że da się po nim chodzić. Poczuł jak zalewa go lodowata fala. Woda wlewała mu się do nosa. Tracił oddech. Sparaliżował go strach. Ojciec miał na szczęście refleks, wskoczył do wody, żeby go wyciągnąć, i potem spuścił mu solidne lanie.

Nagle znowu poczuł ten dławiący strach. Ten sam co wtedy. Poczuł niemożliwość tego, co przed chwilą zrobił. Tafla załamała się i zaczęła go wchłaniać.

Mógł zrobić tylko jedno. „Tato! Tato! Ratuj!” – wołał kilkulatek w nim.

Panie, ratuj mnie!

Poczuł mocną dłoń Jezusa. To się naprawdę zdarzyło. Na nowo. Inaczej niż wtedy, przed laty.

Czemu zwątpiłeś, człowiecze małej wiary?

Bo przypomniałem sobie to lanie, jakie dostałem wtedy od ojca. Nie potrafił mi inaczej wytłumaczyć, że nie da się chodzić po wodzie. Chciał mnie chronić. Bo popatrzyłem na swoje koślawe stopy. Bo poczułem zimno i niestabilność fal. Bo zapomniałem, że mam patrzeć na Ciebie.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz