Myśli
niedorzeczne
Dlaczego
nadal chcę chodzić do dominikanów?
Tak: mogę siebie nazwać
Dorosłym Dzieckiem Dominikanów. Kiedy te wszystkie przerażające rzeczy działy
się we Wrocławiu, to ja także byłam w duszpasterstwie akademickim. Tyle że w
Krakowie.
Określenie „dorosłe
dziecko” ma bardzo wieloznaczną konotację. Jeśli ktoś jest czyimś dzieckiem, to
znaczy (przynajmniej powinno znaczyć), że ta relacja jest bliska, rozwojowa,
pełna miłości. Dorosłość kojarzy się z wewnętrznym zintegrowaniem,
odpowiedzialnością, dojrzałością. Ale „dorosłe dzieci” to także osoby zranione.
W języku, również potocznym, funkcjonują takie określenia jak DDA: Dorosłe
Dzieci Alkoholików czy DDD – Dorosłe Dzieci z Rodzin Dysfunkcyjnych.
Czy duszpasterstwo
dominikanów jest taką „rodziną dysfunkcyjną”? Na pewno nie. Jednak dla tych,
którzy doświadczyli przemocy psychicznej i seksualnej ze strony ojca Pawła M.
to będzie coś jeszcze gorszego: miejsce niewyobrażalnego zranienia. Może dla
niektórych te rany są tak głębokie, że nie są w stanie ich wyleczyć. I tutaj
rozumiem pełną bólu wypowiedź Piotra Żyłki opublikowaną w „Więzi” jako
odpowiedź na reportaż Pauliny Guzik. Ale gdy czytam słowa: Dziś czuję, że do momentu, kiedy w waszym zakonie nie zajdą radykalne
zmiany, nie będę w stanie i nie chce uczestniczyć w liturgii ani w żadnych
innych spotkaniach w waszych klasztorach - to czuję ogromny smutek. Bardzo Cię, Piotrze,
cenię, bo wyczuwam w Twoich tekstach wielką troskę o Kościół, zwłaszcza ten
najuboższy i najbardziej bezbronny. Potwierdzasz to swoim życiem, czym mnie po
prostu zawstydzasz, prowadząc z rozmachem inicjatywę Zupa na Plantach. No i nie
sposób Cię nie lubić za szacunek i miłość, jaką masz wobec naszych sióstr, zwłaszcza
z Broniszewic. Ale Twoje słowa w opublikowanym w „Więzi” artykule Dorosłe Dzieci Dominikanów bardzo trudno mi przyjąć. Dlaczego? Kościół
dominikanów to dla mnie miejsce, gdzie zaczęła się moja przygoda z Jezusem. Miejsce,
które ukształtowało moją wiarę. Pamiętam swoje naiwne przekonanie, że tak
wygląda CAŁY Kościół. Jak u dominikanów. Że wszędzie jest taka liturgia, taki poziom
kaznodziejstwa, taki sposób prowadzenia duszpasterstwa, takie właśnie traktowanie
ludzi. Skąd miałam wiedzieć, że nie, skoro nie miałam wcześniej żadnych innych
doświadczeń z Kościołem? Pierwszą Komunię przyjęłam w wieku lat 22, w Wielki
Czwartek 1998 roku, u dominikanów na Stolarskiej… Bardzo szybko się przekonałam,
że z tym Kościołem, to jest inaczej niż mi się wydawało, ale wiedziałam już, że
chodzi o coś o wiele większego niż ładny śpiew i mądre kazania. Chodzi o
Chrystusa i Jego sakramenty. Powoli we mnie dojrzewała świadomość, że jestem tu
i w każdym innym kościele DLA NIEGO.
Ojców dominikanów,
którzy wtedy budzili mój zachwyt, już dawno nie ma. Rozjechali się po różnych
innych klasztorach, a dwóch odeszło z zakonu. A jednak w tamtym czasie Bóg
posłużył się w moim życiu właśnie nimi. Takimi marnymi narzędziami.
Teraz, po latach, już
jako dominikanka, sama mam świadomość, że jestem równie marnym narzędziem. A może
jeszcze marniejszym… Że robię Panu Jezusowi kiepski PR. Ale wiem także, Kto
mnie prowadzi i dla Kogo noszę ten biały habit.
Dziękuję, Piotrze, za to,
że przytoczyłeś na Twoim blogu to, co
dwa dni temu napisali wrocławscy dominikanie do ofiar Pawła M.: Nie znamy wprawdzie Waszych imion ani
twarzy, ale od kilku miesięcy z bólem i wstydem poznajemy Waszą historię – historię
krzywd, jakich lata temu doznaliście od
naszego współbrata Pawła, ale też historię cierpienia spowodowanego przez
wieloletni brak adekwatnej odpowiedzi czy sprawiedliwej pomocy dla Was ze
strony zakonu. (…). Jeśli, jak opowiadacie w reportażu p. Guzik, tym, co najbardziej was boli, jest
brak kontaktu, to my z naszej strony chcielibyśmy takie właśnie osobiste
spotkanie zaproponować.
To, co się dzieje w
Kościele, jest dla mnie nie do pojęcia, a
z drugiej strony świadczy o tym, że powołanie jest czymś bardzo kruchym
i nieuchwytnym, i bez Jezusa niemożliwym do ocalenia.
I ciągle słyszę w sercu
fragment Ewangelii św. Jana:
A
światłość w ciemności świeci
I
ciemność jej nie ogarnęła.
(J 1, 5)
Nie ma takiej
ciemności, której by nie pokonało zwycięstwo Krzyża. Dlatego kocham Kościół.
Również kościół dominikanów. I mam nadzieję, Piotrze, że spotkamy się na
Stolarskiej na jakiejś „dwunastce”. Akurat jestem w Krakowie na urlopie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz