niedziela, 1 sierpnia 2021


 

Myśli niedorzeczne

Dlaczego nadal chcę chodzić do dominikanów?

Tak: mogę siebie nazwać Dorosłym Dzieckiem Dominikanów. Kiedy te wszystkie przerażające rzeczy działy się we Wrocławiu, to ja także byłam w duszpasterstwie akademickim. Tyle że w Krakowie.

Określenie „dorosłe dziecko” ma bardzo wieloznaczną konotację. Jeśli ktoś jest czyimś dzieckiem, to znaczy (przynajmniej powinno znaczyć), że ta relacja jest bliska, rozwojowa, pełna miłości. Dorosłość kojarzy się z wewnętrznym zintegrowaniem, odpowiedzialnością, dojrzałością. Ale „dorosłe dzieci” to także osoby zranione. W języku, również potocznym, funkcjonują takie określenia jak DDA: Dorosłe Dzieci Alkoholików czy DDD – Dorosłe Dzieci z Rodzin Dysfunkcyjnych.

Czy duszpasterstwo dominikanów jest taką „rodziną dysfunkcyjną”? Na pewno nie. Jednak dla tych, którzy doświadczyli przemocy psychicznej i seksualnej ze strony ojca Pawła M. to będzie coś jeszcze gorszego: miejsce niewyobrażalnego zranienia. Może dla niektórych te rany są tak głębokie, że nie są w stanie ich wyleczyć. I tutaj rozumiem pełną bólu wypowiedź Piotra Żyłki opublikowaną w „Więzi” jako odpowiedź na reportaż Pauliny Guzik. Ale gdy czytam słowa: Dziś czuję, że do momentu, kiedy w waszym zakonie nie zajdą radykalne zmiany, nie będę w stanie i nie chce uczestniczyć w liturgii ani w żadnych innych spotkaniach w waszych klasztorach -  to czuję ogromny smutek. Bardzo Cię, Piotrze, cenię, bo wyczuwam w Twoich tekstach wielką troskę o Kościół, zwłaszcza ten najuboższy i najbardziej bezbronny. Potwierdzasz to swoim życiem, czym mnie po prostu zawstydzasz, prowadząc z rozmachem inicjatywę Zupa na Plantach. No i nie sposób Cię nie lubić za szacunek i miłość, jaką masz wobec naszych sióstr, zwłaszcza z Broniszewic. Ale Twoje słowa w opublikowanym w „Więzi” artykule Dorosłe Dzieci Dominikanów  bardzo trudno mi przyjąć. Dlaczego? Kościół dominikanów to dla mnie miejsce, gdzie zaczęła się moja przygoda z Jezusem. Miejsce, które ukształtowało moją wiarę. Pamiętam swoje naiwne przekonanie, że tak wygląda CAŁY Kościół. Jak u dominikanów. Że wszędzie jest taka liturgia, taki poziom kaznodziejstwa, taki sposób prowadzenia duszpasterstwa, takie właśnie traktowanie ludzi. Skąd miałam wiedzieć, że nie, skoro nie miałam wcześniej żadnych innych doświadczeń z Kościołem? Pierwszą Komunię przyjęłam w wieku lat 22, w Wielki Czwartek 1998 roku, u dominikanów na Stolarskiej… Bardzo szybko się przekonałam, że z tym Kościołem, to jest inaczej niż mi się wydawało, ale wiedziałam już, że chodzi o coś o wiele większego niż ładny śpiew i mądre kazania. Chodzi o Chrystusa i Jego sakramenty. Powoli we mnie dojrzewała świadomość, że jestem tu i w każdym innym kościele DLA NIEGO.

Ojców dominikanów, którzy wtedy budzili mój zachwyt, już dawno nie ma. Rozjechali się po różnych innych klasztorach, a dwóch odeszło z zakonu. A jednak w tamtym czasie Bóg posłużył się w moim życiu właśnie nimi. Takimi marnymi narzędziami.

Teraz, po latach, już jako dominikanka, sama mam świadomość, że jestem równie marnym narzędziem. A może jeszcze marniejszym… Że robię Panu Jezusowi kiepski PR. Ale wiem także, Kto mnie prowadzi i dla Kogo noszę ten biały habit.

Dziękuję, Piotrze, za to, że przytoczyłeś  na Twoim blogu to, co dwa dni temu napisali wrocławscy dominikanie do ofiar Pawła M.: Nie znamy wprawdzie Waszych imion ani twarzy, ale od kilku miesięcy z bólem i wstydem poznajemy Waszą historię – historię  krzywd, jakich lata temu doznaliście od naszego współbrata Pawła, ale też historię cierpienia spowodowanego przez wieloletni brak adekwatnej odpowiedzi czy sprawiedliwej pomocy dla Was ze strony zakonu. (…). Jeśli, jak opowiadacie w reportażu  p. Guzik, tym, co najbardziej was boli, jest brak kontaktu, to my z naszej strony chcielibyśmy takie właśnie osobiste spotkanie zaproponować.

To, co się dzieje w Kościele, jest dla mnie nie do pojęcia, a  z drugiej strony świadczy o tym, że powołanie jest czymś bardzo kruchym i nieuchwytnym, i bez Jezusa niemożliwym do ocalenia.

I ciągle słyszę w sercu fragment Ewangelii św. Jana:

A światłość w ciemności świeci

I ciemność jej nie ogarnęła.

(J 1, 5)

Nie ma takiej ciemności, której by nie pokonało zwycięstwo Krzyża. Dlatego kocham Kościół. Również kościół dominikanów. I mam nadzieję, Piotrze, że spotkamy się na Stolarskiej na jakiejś „dwunastce”. Akurat jestem w Krakowie na urlopie.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz