niedziela, 4 lipca 2021


 Powiew COOL - tury

Szczelina światła

(Magda Knedler, Położna z Auschwitz, Wydawnictwo WAM, 2020)


Kiedy sięgałam po tę książkę, to głównie z ciekawości. Sama napisałam powieść „obozową” o bł. Julii Rodzińskiej, świętej w piekle: Niebo w kolorze popiołu.  Co można jeszcze dodać? Jak napisać inaczej, bez moralizatorstwa i taniej sensacji? Jak zmierzyć się z tematem, który naznaczył nas traumą? Nas, potomków TAMTYCH ludzi. Traumą, wobec której jesteśmy bezradni.

Wydaje się, że o obozach powiedziano już wszystko. Wydaje się, że pozostaje tylko zapalić znicz przed blokiem śmierci w Auschwitz, i pomodlić się do Boga, w którego się wierzy, albo pomilczeć, jeśli się wierzy tylko w milczenie.

Sięgnęłam jednak po Położną z Auschwitz. Już sam tytuł wydawał mi się trochę banalny, wpisujący się w „holocaustowy” trend, jaki opanował empiki. Bo przecież była już Kołysanka z Auschwitz Mario Escobara i Tatuażysta z Auschwitz Heather Morris…

Sięgnęłam i… zaniemówiłam. Że można w takiej formie. Że można wbrew wojennym schematom. Że można w tak zaskakujący sposób poprowadzić narrację. Że w tej książce można odnaleźć siebie, w roku 2021, o całe lata świetlne od wojny, z zupełnie innymi przeżyciami pokoleniowymi, doświadczeniami, problemami. Siebie i swoje nadzieje, lęki, stracone złudzenia, relacje, wartości, dla których jesteśmy gotowi żyć i umrzeć.

Co mnie najbardziej zafascynowało w powieści Magdy Knedler - poza oczywiście główną bohaterką, Stanisławą Leszczyńską, zwaną Mamą? Rówieśnicą siostry Julii Rodzińskiej, która - podobnie jak siostra Julia - niosła nadzieję do najbardziej beznadziejnego miejsca na ziemi? Położną odbierającą porody więźniarek w Auschwitz na brudnym piecu, wśród szczurów, które trzeba było odganiać kijem, bez wody, ze świadomością, że większość noworodków rodzi się po to, żeby zostać utopione lub zabite zastrzykiem fenolu przez esesmanki? Położną, która w takich warunkach nie dopuściła do ani jednej śmierci matki czy dziecka, ani nawet do zakażenia okołoporodowego?

1.      Szczelina. To właściwie powinien być tytuł książki. Szczelina, która symbolizuje nowe życie torujące sobie drogę na świat. Bez względu na to, czy ten świat je chce, czy też nie. Szczelina to także pęknięcie duszy, nieuniknione w przypadku tych, którzy ocaleli z piekła, i ich dzieci. Ale to również wyłom w ciemności, miejsce, z którego widać światło – a więc niebo. Nowy początek. Nadzieję. Boga, który był siłą dla „Mamy” i dla tylu innych bohaterów wymyślonego przez ludzi piekła na ziemi: „Chciałabym wiedzieć, skąd czerpie siłę, ale jeśli ją o to zapytam, powie, że się po prostu modli. Innej odpowiedzi nie dostanę, a taka mi nie wystarczy. Szukam logicznego wyjaśnienia, szukam rzeczy, które można zmierzyć i których można dotknąć. A znajduję ją, tę małą, niską, drobną postać. Jej mogę dotknąć i mogę ją zmierzyć. I nic mi się nie zgadza.” – mówi jedna z bohaterek – współwięźniarek o „Mamie”.

2.      Odłamek lodu: znany motyw z baśni Hansa Christiana Andersena Królowa śniegu. Kiedy Królowa Śniegu całuje Kaja, chłopiec przez moment czuje, że umiera. Ale potem nie czuje już nic. „Adam powiedział mi tuż przed powstaniem, że tak sobie ich wyobraża. Tamtych z drugiej strony. Nie tyle Niemców, ile w ogóle ludzi podporządkowanych ideologii, która wyklucza. Oni również musieli to przez chwilę poczuć, musiało im się zdawać, że umierają. ale to minęło. I zrobiło im się lepiej.”

3.      Pamięć. Jedna z ocalałych bohaterek mieszka w Paryżu i jest cenioną rzeźbiarką. Mierzy się ze swoim wewnętrznym „obozem”, bo on ciągle wraca. Nawet nie musi wracać: on w niej siedzi. Szczególnie nie lubi nocy, bo wtedy jest cicho i powraca wspomnienie innej ciszy, zwanej Lagerruhe. W tej ciszy można było usłyszeć brzęczenie drutów pod napięciem. Bohaterka, już w innym czasie i miejscu, zawsze zasypia przy otwartym oknie. Nawet zimą. Wtedy słychać odgłosy ulicy, które trochę zagłuszają ten jednostajny, nieznośny krzyk pamięci…

4.      Nieoczywistość. Kiedy myślimy o literaturze wojennej, to nasuwa się pewien zerojedynkowy schemat: „my” i „oni”, „dobrzy” Polacy i „źli” Niemcy, koszmarny obóz i radość wyzwolenia. Rzeczywistość opisana przez Magdę Knedler, wyrywkowa, fragmentaryczna, w strzępach niczym obozowe łachy, przypomina mi trochę film Andrzeja Wajdy Krajobraz po bitwie: opowieść o tym, że obóz koncentracyjny to bardziej stan ducha niż druty i wieżyczki wartownicze. Nasuwa się rozpaczliwe pytanie: no dobrze, wolność – i co dalej? „Radziła sobie, znała to miejsce, wiedziała, jak się organizuje, jak zdobywa tyle jedzenia, by nie umierać z głodu, i co zrobić, by blokowe nie widziały ciepłych swetrów pod pasiakiem i grubych skarpet na nogach. By tu przetrwać i nie wylecieć kominem, zapłaciła najwyższą cenę. A teraz słyszy, że Niemcy przegrywają. Że może kiedyś stąd wyjdzie. I po co było to wszystko? Te kompromisy, ta cena?”

5.      Kobiecość. Powieść Magdy Knedler to cała galeria postaci kobiecych: silnych, które potrafią znieść więcej niż im się wydaje, rodzących życie w fabryce śmierci, walczących o miłość – przede wszystkim w sobie. Wbrew pozorom nie jest to prosta, jednoznaczna apoteoza macierzyństwa. To raczej opowieść o spełnieniu: dla jednych może nim być rola przykładnej żony i matki, dla innych – praca zawodowa, dla jeszcze innych – godzenie tych dwóch ról i bycie matką dla wielu dzieci. Również tych, którym było dane przyjść na świat wśród szczurów, na obozowym piecu, w cieniu Josefa Mengele szukającego nowego „materiału” do swoich eksperymentów… Taką drogę wybrała Stanisława Leszczyńska i pokazała najpiękniejszy aspekt kobiecości: dawanie innym życia czyli nadziei.

6.      Człowieczeństwo, podobnie jak wszystko w tej powieści, pokazane w sposób nie zawsze oczywisty. Choćby poprzez retrospekcję głównej bohaterki, „Mamy”, z czasów, kiedy była jeszcze „zugangiem” czyli świeżo przybyłą więźniarką. Zgubiła w błocie trep. Długą chwilę walczyła z breją, żeby wydobyć but i utrzymać równowagę. Więźniarki mijały ją obojętnie. Podbiegła dopiero inna „nowicjuszka”, jeszcze nie skażona obozową znieczulicą. To był moment, kiedy Stanisława zrozumiała, jakie zasady panują w obozie i co to znaczy pozostać człowiekiem. I drugi obraz: pogrzebu kilkunastu harcerek, które utopiły się podczas rejsu łódkami po jeziorach, tuż po wojnie. Pogrzebu, na którym pojawiły się tłumy mieszkańców Łodzi. I płakali. Ten płacz dla jednej z bohaterek, kobiety, która przeszła obóz koncentracyjny, był czymś fenomenalnym. Znakiem nadziei. Bo świadczył o tym, że ludzie nie zatracili wrażliwości, empatii, zdolności odczuwania…

Kiedy sięgnęłam po tę książkę, to niemal od razu wiedziałam, że chcę ją polecić wszystkim, nie tylko kobietom. To po prostu świetna proza i mądra opowieść o szczelinie czyli miejscu, gdzie można ocalić nadzieję. Pomimo Lagerruhe. Pomimo wszechobecnej znieczulicy. Pomimo pęknięcia w duszy.

Dla Stanisławy Leszczyńskiej tą „szczeliną światła” był Bóg. A dla mnie i dla Ciebie? 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz