Książka
z duszą
O
najlepszym Facecie, białych glanach i czułości
(Siostry z Broniszewic. Czuły Kościół
odważnych kobiet, WAM 2021)
Wypowiedź ministra
Przemysława Czarnka i jego doradcy, Pawła Skrzydlewskiego, o „ugruntowaniu do cnót niewieścich” stała
się w kilka dni hitem Internetu. Powstają memy, nakładki na zdjęcia profilowe
na Facebooku i wierszyki. I chociaż daleka jestem od politykowania, to nie
udało mi się z tego nie zakpić…
Tymczasem właśnie
skończyłam książkę o kobiecości. Takiej, za jaką chyba każdy tęskni. Kobiecości
czułej, głęboko ludzkiej, ale też ewangelicznej. Kobiecości, która jest otwarta
na wszystkich ludzi, niezależnie od przekonań religijnych i politycznych.
Kobiecości przystępnej, bez zadęcia, za to z ogromnym dystansem do siebie. Ale też
kobiecości upartej i pyskatej, jeśli trzeba walczyć o słuszną sprawę. Noszącej
ładne torebki i pasujące do habitu białe glany…
Przeczytałam Siostry z Broniszewic. Czuły Kościół
odważnych kobiet – wywiad rzekę Łukasza Wojtusika i Piotra Żyłki z siostrami
z Broniszewic, Elizą Małgorzatą Myk i Tymoteuszą Agnieszką Gil. To książka,
która inspiruje, daję nadzieję i porusza trudne, czasem bolesne tematy, ale
tylko po to, by pokazać, że można żyć pięknie nawet wtedy, gdy się wydaje, że
wszystko wokół wali się z hukiem. I bynajmniej nie jest to tani, „kościółkowy”
optymizm. To głos kobiet, których los nie oszczędzał, a jednak potrafią być
szczęśliwe właśnie w tym czasie i miejscu, które podarował im Pan Bóg. W Domu
Chłopaków – prawdziwym domu, które siostry stworzyły dla nieidealnych dzieci.
Często odrzuconych przez własne rodziny, bo się urodziły z defektem, a okazuje
się, że są prawdziwym darem, radością i sensem życia…
Co więc nowego
znalazłam w Siostrach z Broniszewic,
skoro dobrze znam zarówno bohaterki wywiadu, jak opisywane miejsce?
1. Inspirację.
Po raz kolejny się ugruntowałam – tak właśnie: UGRUNTOWAŁAM – w przekonaniu, że
warto żyć z pasją. Kochać ludzi, do których jestem posłana, i robotę, którą
zlecił mi Szef, a także znaleźć w tej robocie coś „swojego”, niepowtarzalnego,
wyjątkowego. Dlaczego „Szef”? W taki
właśnie sposób mówi o Bogu Eliza, nazywając Go jeszcze… Facetem swojego życia.
Bardzo to do mnie trafia. Świadczy o ogromnej zażyłości. Bóg Elizy jest bliski,
opiekuńczy, zawsze obecny. To najlepszy Przyjaciel, jakiego można sobie
wymarzyć. Taki jest również mój Bóg. Taki jest Bóg całego Kościoła. Wystarczy to
odkryć, w czym może pomóc właśnie ta książka.
2. Nadzieję.
Wywiad zawiera rozdziały, które mówią o osobistym życiu Elizy i Tymki, o ich
poszukiwaniu Boga i narodzinach powołania. Nie są to cukierkowe świadectwa w
stylu: „Spotkałam Jezusa i od tej pory nic mnie nie boli, i pozbyłam się
cellulitu. Polecam!”. Przeczytamy w nich o zmaganiu Elizy z depresją, o hejcie
internautów i anonimach od współsióstr, o ciężkiej chorobie, która postawiła
pod znakiem zapytania dalszy los Tymki w klasztorze… Ale to, co najbardziej
mnie poruszyło, to moment, gdy Eliza przyznaje, że na początku życia zakonnego
czuła się we wspólnocie samotna i niezrozumiana. Inne siostry przyszły do
klasztoru z rodzin głęboko wierzących, a przynajmniej praktykujących, a ona nie
miała takiego zakorzenienia… Jej rodzice nie chodzili do kościoła. Pomyślałam:
jak to dobrze, nie jestem sama! Ja również nie wychowałam się w rodzinie
katolickiej i miałam dokładnie te same odczucia. Czasami jeszcze mam je nadal,
choć jestem siostrą zakonną od ponad dwudziestu lat… Co daje siłę Elizie i
Tymce w pokonywaniu często poważnych problemów, zarówno osobistych (depresja i
inne choroby), jak zewnętrznych (bezskuteczne szukanie sponsorów budowy Domu
Chłopaków zanim wrzuciły do Internetu opatrznościowy filmik na Dzień Pingwina,
niezrozumienie niektórych ludzi Kościoła, pandemia)? Oczywiście przede
wszystkim kontakt z tym najlepszym Facetem. W
pierwszym odruchu, cokolwiek by się działo, zawsze uderzam do mojego Faceta.
Skoro On wszystko może, no to albo Mu jęknę, albo Mu długo powtarzam, że coś
jest nie tak, ze sobie nie radzę, że coś jest za trudne, coś mnie przerasta,
nie mam sił fizycznych ani psychicznych. I On reaguje. – wyznaje Eliza.
Ważna jest jednak także siła wspólnoty, to, że siostry się wzajemnie wspierają.
3. Trudne
tematy. Pytania Wojtusika i Żyłki nie są grzeczne i ostrożne. Ci panowie bez
ogródek walą w najczulsze punkty publicznej debaty o Kościele i sytuacji w
kraju, a Eliza i Tymka bynajmniej nie unikają szczerych, odważnych
odpowiedzi. Siostry z Broniszewic
dotykają więc zagadnienia Strajku Kobiet i ochrony życia, patrząc na nie dużo
szerzej niż niektórzy internetowi prolajferzy, których aktywność często się
kończy na odpowiedniej nakładce na profilówce. Gdy widzę, że ktoś z lekkością oznajmia w mediach społecznościowych, że
jest za życiem, mam ochotę odpisać: „A czy za powykręcanym i zdeformowanym
życiem pełnym wad genetycznych też?” – mówi Eliza. I nie chodzi tutaj o
sprzeciwianie się nauce Kościoła. Siostry bardzo mocno opowiadają się za życiem
i pokazują to swoją postawą pełną miłości do powierzonych im chłopców, których
nazywają swoimi „synkami”. Chodzi o zadanie sobie ważnego pytania: skoro jestem
obrońcą życia, to w jaki sposób to okazuję? Co robię dla najsłabszych,
wykluczonych, potrzebujących pomocy, a już urodzonych? Co robię dla ich matek,
często samotnych i bezradnych? Eliza i Tymka określają siebie jako ambasadorki
rodzin dzieci niepełnosprawnych. Nigdy nie oceniają kobiet, które są matkami
takich dzieci, często w dramatycznej sytuacji. Zawsze ich słuchają. I zawsze
proponują konkretną pomoc. Drugi ważny temat: kryzys Kościoła. Przez wypowiedzi
sióstr przebija ogromna troska o Kościół, rozumienie Go jako wspólnoty, a nie
instytucji, i miłość do Jego członków, bez względu na to, na jakim są etapie
drogi do Boga. Pojawia się tez pytanie o miejsce sióstr zakonnych we wspólnocie
Kościoła. Sióstr, które stać na coś o wiele więcej niż gotowanie na plebaniach
czy praca w kancelarii parafialnej. Eliza i Tymka szczerze opowiadają o
księżach, których pewnie lepiej byłoby nie spotkać, na przykład o takim, który
stwierdził cynicznie: „Ciekawe, ile miałyście lewych sponsorów na boku, że taką
chałupę żeście wybudowały.” Ale opowiadają też o kapłanach, którzy potrafili w
czasie pierwszej fali pandemii zamknąć się w Domu Chłopaków i to nie tylko po
to, żeby sprawować sakramenty, ale też po to, żeby po prostu podarować chłopcom
swój czas i uwagę. Pojeździć z nimi meleksem, pospacerować, pograć w piłkę, a
nawet (zdarzyło się) wynająć pizzerię w czasie zamknięcia lokali. Tylko dla
nich. Żeby poczuli się ważni. Nie ma tutaj narzekania i krytykanctwa. Jest
wyraźne pokazanie kierunku, w jakim powinien zmierzać Kościół, i to bez
wymądrzania się. To wyłącznie świadectwo z własnego „podwórka”. Trzecia
kwestia: podziały w społeczeństwie. Żyjemy
w Polsce maszerującej – określa to smutne zjawisko Piotrek Żyłka – Na zmianę białe i czarne marsze. Trudno tu
znaleźć przestrzeń do porozumienia, dialogu. A tymczasem wśród przyjaciół
Domu Chłopaków jest miejsce zarówno dla Jana Pospieszalskiego czy Patryka Vegi,
jak dla Jurka Owsiaka i Doroty Wellmann. Dla tych, którzy szukają swojego
miejsca w Kościele, jak tych, którzy się zastanawiają nad podpisaniem aktu
apostazji. Jak to możliwe? Po prostu przyjeżdżają i widzą autentyzm. Zarówno
sióstr, jak chłopców. Czasem takie spotkanie może całkowicie zmienić ich życie.
Tak więc pozostaje mi zachęcić do przeczytania Sióstr z Broniszewic. A najlepiej osobiście przyjechać do Domu Chłopaków. Zobaczyć, doświadczyć i pokochać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz