sobota, 17 lipca 2021

Książka z duszą

O najlepszym Facecie, białych glanach i czułości

(Siostry z Broniszewic. Czuły Kościół odważnych kobiet, WAM 2021)

Wypowiedź ministra Przemysława Czarnka i jego doradcy, Pawła Skrzydlewskiego,  o „ugruntowaniu do cnót niewieścich” stała się w kilka dni hitem Internetu. Powstają memy, nakładki na zdjęcia profilowe na Facebooku i wierszyki. I chociaż daleka jestem od politykowania, to nie udało mi się z tego nie zakpić…

Tymczasem właśnie skończyłam książkę o kobiecości. Takiej, za jaką chyba każdy tęskni. Kobiecości czułej, głęboko ludzkiej, ale też ewangelicznej. Kobiecości, która jest otwarta na wszystkich ludzi, niezależnie od przekonań religijnych i politycznych. Kobiecości przystępnej, bez zadęcia, za to z ogromnym dystansem do siebie. Ale też kobiecości upartej i pyskatej, jeśli trzeba walczyć o słuszną sprawę. Noszącej ładne torebki i pasujące do habitu białe glany…

Przeczytałam Siostry z Broniszewic. Czuły Kościół odważnych kobiet – wywiad rzekę Łukasza Wojtusika i Piotra Żyłki z siostrami z Broniszewic, Elizą Małgorzatą Myk i Tymoteuszą Agnieszką Gil. To książka, która inspiruje, daję nadzieję i porusza trudne, czasem bolesne tematy, ale tylko po to, by pokazać, że można żyć pięknie nawet wtedy, gdy się wydaje, że wszystko wokół wali się z hukiem. I bynajmniej nie jest to tani, „kościółkowy” optymizm. To głos kobiet, których los nie oszczędzał, a jednak potrafią być szczęśliwe właśnie w tym czasie i miejscu, które podarował im Pan Bóg. W Domu Chłopaków – prawdziwym domu, które siostry stworzyły dla nieidealnych dzieci. Często odrzuconych przez własne rodziny, bo się urodziły z defektem, a okazuje się, że są prawdziwym darem, radością i sensem życia…

Co więc nowego znalazłam w Siostrach z Broniszewic, skoro dobrze znam zarówno bohaterki wywiadu, jak opisywane miejsce?

1.      Inspirację. Po raz kolejny się ugruntowałam – tak właśnie: UGRUNTOWAŁAM – w przekonaniu, że warto żyć z pasją. Kochać ludzi, do których jestem posłana, i robotę, którą zlecił mi Szef, a także znaleźć w tej robocie coś „swojego”, niepowtarzalnego, wyjątkowego. Dlaczego „Szef”?  W taki właśnie sposób mówi o Bogu Eliza, nazywając Go jeszcze… Facetem swojego życia. Bardzo to do mnie trafia. Świadczy o ogromnej zażyłości. Bóg Elizy jest bliski, opiekuńczy, zawsze obecny. To najlepszy Przyjaciel, jakiego można sobie wymarzyć. Taki jest również mój Bóg. Taki jest Bóg całego Kościoła. Wystarczy to odkryć, w czym może pomóc właśnie ta książka.

2.      Nadzieję. Wywiad zawiera rozdziały, które mówią o osobistym życiu Elizy i Tymki, o ich poszukiwaniu Boga i narodzinach powołania. Nie są to cukierkowe świadectwa w stylu: „Spotkałam Jezusa i od tej pory nic mnie nie boli, i pozbyłam się cellulitu. Polecam!”. Przeczytamy w nich o zmaganiu Elizy z depresją, o hejcie internautów i anonimach od współsióstr, o ciężkiej chorobie, która postawiła pod znakiem zapytania dalszy los Tymki w klasztorze… Ale to, co najbardziej mnie poruszyło, to moment, gdy Eliza przyznaje, że na początku życia zakonnego czuła się we wspólnocie samotna i niezrozumiana. Inne siostry przyszły do klasztoru z rodzin głęboko wierzących, a przynajmniej praktykujących, a ona nie miała takiego zakorzenienia… Jej rodzice nie chodzili do kościoła. Pomyślałam: jak to dobrze, nie jestem sama! Ja również nie wychowałam się w rodzinie katolickiej i miałam dokładnie te same odczucia. Czasami jeszcze mam je nadal, choć jestem siostrą zakonną od ponad dwudziestu lat… Co daje siłę Elizie i Tymce w pokonywaniu często poważnych problemów, zarówno osobistych (depresja i inne choroby), jak zewnętrznych (bezskuteczne szukanie sponsorów budowy Domu Chłopaków zanim wrzuciły do Internetu opatrznościowy filmik na Dzień Pingwina, niezrozumienie niektórych ludzi Kościoła, pandemia)? Oczywiście przede wszystkim kontakt z tym najlepszym Facetem. W pierwszym odruchu, cokolwiek by się działo, zawsze uderzam do mojego Faceta. Skoro On wszystko może, no to albo Mu jęknę, albo Mu długo powtarzam, że coś jest nie tak, ze sobie nie radzę, że coś jest za trudne, coś mnie przerasta, nie mam sił fizycznych ani psychicznych. I On reaguje. – wyznaje Eliza. Ważna jest jednak także siła wspólnoty, to, że siostry się wzajemnie wspierają.

3.      Trudne tematy. Pytania Wojtusika i Żyłki nie są grzeczne i ostrożne. Ci panowie bez ogródek walą w najczulsze punkty publicznej debaty o Kościele i sytuacji w kraju, a Eliza i Tymka bynajmniej nie unikają szczerych, odważnych odpowiedzi.  Siostry z Broniszewic dotykają więc zagadnienia Strajku Kobiet i ochrony życia, patrząc na nie dużo szerzej niż niektórzy internetowi prolajferzy, których aktywność często się kończy na odpowiedniej nakładce na profilówce. Gdy widzę, że ktoś z lekkością oznajmia w mediach społecznościowych, że jest za życiem, mam ochotę odpisać: „A czy za powykręcanym i zdeformowanym życiem pełnym wad genetycznych też?” – mówi Eliza. I nie chodzi tutaj o sprzeciwianie się nauce Kościoła. Siostry bardzo mocno opowiadają się za życiem i pokazują to swoją postawą pełną miłości do powierzonych im chłopców, których nazywają swoimi „synkami”. Chodzi o zadanie sobie ważnego pytania: skoro jestem obrońcą życia, to w jaki sposób to okazuję? Co robię dla najsłabszych, wykluczonych, potrzebujących pomocy, a już urodzonych? Co robię dla ich matek, często samotnych i bezradnych? Eliza i Tymka określają siebie jako ambasadorki rodzin dzieci niepełnosprawnych. Nigdy nie oceniają kobiet, które są matkami takich dzieci, często w dramatycznej sytuacji. Zawsze ich słuchają. I zawsze proponują konkretną pomoc. Drugi ważny temat: kryzys Kościoła. Przez wypowiedzi sióstr przebija ogromna troska o Kościół, rozumienie Go jako wspólnoty, a nie instytucji, i miłość do Jego członków, bez względu na to, na jakim są etapie drogi do Boga. Pojawia się tez pytanie o miejsce sióstr zakonnych we wspólnocie Kościoła. Sióstr, które stać na coś o wiele więcej niż gotowanie na plebaniach czy praca w kancelarii parafialnej. Eliza i Tymka szczerze opowiadają o księżach, których pewnie lepiej byłoby nie spotkać, na przykład o takim, który stwierdził cynicznie: „Ciekawe, ile miałyście lewych sponsorów na boku, że taką chałupę żeście wybudowały.” Ale opowiadają też o kapłanach, którzy potrafili w czasie pierwszej fali pandemii zamknąć się w Domu Chłopaków i to nie tylko po to, żeby sprawować sakramenty, ale też po to, żeby po prostu podarować chłopcom swój czas i uwagę. Pojeździć z nimi meleksem, pospacerować, pograć w piłkę, a nawet (zdarzyło się) wynająć pizzerię w czasie zamknięcia lokali. Tylko dla nich. Żeby poczuli się ważni. Nie ma tutaj narzekania i krytykanctwa. Jest wyraźne pokazanie kierunku, w jakim powinien zmierzać Kościół, i to bez wymądrzania się. To wyłącznie świadectwo z własnego „podwórka”. Trzecia kwestia: podziały w społeczeństwie. Żyjemy w Polsce maszerującej – określa to smutne zjawisko Piotrek Żyłka – Na zmianę białe i czarne marsze. Trudno tu znaleźć przestrzeń do porozumienia, dialogu. A tymczasem wśród przyjaciół Domu Chłopaków jest miejsce zarówno dla Jana Pospieszalskiego czy Patryka Vegi, jak dla Jurka Owsiaka i Doroty Wellmann. Dla tych, którzy szukają swojego miejsca w Kościele, jak tych, którzy się zastanawiają nad podpisaniem aktu apostazji. Jak to możliwe? Po prostu przyjeżdżają i widzą autentyzm. Zarówno sióstr, jak chłopców. Czasem takie spotkanie może całkowicie zmienić ich życie.

Tak więc pozostaje mi zachęcić do przeczytania Sióstr z Broniszewic. A najlepiej osobiście przyjechać do Domu Chłopaków. Zobaczyć, doświadczyć i pokochać.



 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz