Powiew
COOL – tury…
Najbardziej
mi żal kota (Osiecka, serial TVP,
2020)
Bardzo bym chciała na
przekór recenzentom ogłosić, że moim zdaniem to świetny serial, ale niestety
się nie da. Nie będę więc oryginalna: to artystyczne nieporozumienie. Postacie
– w rzeczywistości barwne i wyraziste – w serialu są jakby wycięte z papieru, niedokończone,
jednowymiarowe. A przecież przez akcję serialu, podobnie jak przez życie
bohaterki, przewija się cała galeria indywidualności: Marek Hłasko, Zbigniew
Cybulski, Elżbieta Czyżewska, Krystyna Sienkiewicz, Wojciech Frykowski, Jeremi
Przybora, Kalina Jędrusik, Daniel Passent, Seweryn Krajewski, Maryla Rodowicz,
Hanna Bakuła, Anna Szałapak. To tylko niektóre z nich. Akcja obejmuje lata 1952
– 1997. Kawał historii. Opowiada o kobiecie pełnej sprzeczności: „zetempówce” i
buntowniczce szmuglującej teksty Marka Hłaski do paryskiej „Kultury”, wrażliwej
introwertyczce i nie umiejącej kochać twardzielce, marzycielce tęskniącej za
miłością i egoistce raniącej ludzi, których spotyka, femme fatale i ofierze zauroczeń, czekającej na lekceważącego ją
mężczyznę na wycieraczce, niezależnej dziewczynie sukcesu i dużym dziecku,
niemal do końca życia (z małymi przerwami) mieszkającym z matką, genialnej
poetce i „tekściarze” piszącej pod publiczkę. Aż się prosi, żeby tym
biograficznym bogactwem zahipnotyzować widza, wstrząsnąć, porwać…
Tymczasem nikt tu
nikogo nie porywa. Serial bulgocze na małym ogniu, nie dochodząc do temperatury
wrzenia. Akcja toczy się ospale, linearnie, przewidywalnie. Jedynym atutem
takiej narracji jest możliwość zapoznania się z biografią artystki – dla tych,
którzy jej nie znają. Ale i tutaj mam zastrzeżenia. Wątki się urywają, jakby scenarzysta
nie miał pomysłu, jak je czytelnie zamknąć. O śmierci Zbyszka Cybulskiego, Marka
Hłaski i Wojciecha Frykowskiego dowiadujemy się z dialogu bohaterów. Ze
scenariusza nie wynika jasno, że Osiecka była żoną Frykowskiego. „Znika” także
Jeremi Przybora, dawni przyjaciele Osieckiej z STS, Kalina Jędrusik, Maryla
Rodowicz, kolejni kochankowie bohaterki. Nie wiadomo, dlaczego Osiecka była
studentką łódzkiej „filmówki”, a w następnym odcinku już nią nie jest. I
dlaczego 28 – letnią Osiecką od 6. odcinka gra Magdalena Popławska, która
wygląda jak jej matka, a nie Eliza Rycembel, która aktualnie jest mniej więcej
w tym samym wieku? Wreszcie – choroba i śmierć Osieckiej. Pokazana mimochodem,
byle jak, powierzchownie, podobnie jak odejście Freddiego Mercury’ego w Bohemian Rhapsody. Pamiętam, że bardzo
mnie to zirytowało w filmie o liderze zespołu Queen.
A sama Osiecka? Cóż, w
tej roli obsadzono dwie dobre aktorki i to była wielka szansa, żeby stworzyć
ciekawą i niejednoznaczną postać kobiecą. Eliza Rycembel zaintrygowała mnie w Carte blanche, a urzekła w Bożym Ciele. To nie jest typ słodkiej
laleczki. Ta młoda aktorka nosi w sobie jakąś tajemnicę, ma coś ważnego do
powiedzenia. Każde jej spojrzenie, powściągliwość ruchu i gestu, pozorny chłód
zachęca widza do odkrywania tego „czegoś” pod powierzchnią. Magdaleny
Popławskiej nie miałam jeszcze okazji widzieć ani w filmie, ani w teatrze. Czym
mnie przyciąga? Dojrzałym ciepłem, jakie emanuje z jej oczu. Widzę kobietę,
która wydeptała już niejedną życiową ścieżkę i zachowuje zdrowy dystans do
siebie i świata. Reżyser i scenarzyści mieli wyśmienitą okazję, żeby w serialu
wyeksponować atuty obu aktorek. Nie skorzystali z niej. Obie Osieckie są
przedstawione w taki sposób, jakby upływający czas i przeżycia nie miały na nie
żadnego wpływu. Żadnej ewolucji postaci, żadnej wielobarwności, żadnego
zaskoczenia. Aż trudno uwierzyć, że tytułowa bohaterka była tak fascynującą
osobowością o tak interesującej biografii!
Jestem też zawiedziona
sposobem, w jaki został potraktowany wątek „rodzinny” Osieckiej: jej relacja z
mężem Danielem Passentem i córką Agatą. Szczególnie postać Agaty jest mi bardzo
bliska – ta jej tęsknota za ciepłem rodzinnego domu, walka o matkę, bezradność
wobec jej alkoholizmu i rozpaczliwa wiara, że matka dotrzyma obietnicy i
przestanie pić. Taki wątek jest paląco potrzebny w czasach, kiedy rośnie liczba
rodzin dysfunkcyjnych, patchworkowych, dotkniętych nałogiem. Pracuję z
młodzieżą i mogę na co dzień zaobserwować, ile w naszej szkole jest przypadków
depresji wśród 17 – 18 – latków… Tymczasem
serialowi twórcy ślizgają się po powierzchni. Agata jest postacią drugo – jeśli
nie trzecioplanową. Widzimy ją w kilku odcinkach jako dziecko i dopiero w ostatnim jako młodą, wchodzącą w życie kobietę przejętą
alkoholizmem matki. Jak gdyby nie było nic pośrodku. W dodatku serialowa Agata
to postać wyjątkowo mdła i bezbarwna. A może po prostu serial nie dał aktorce możliwości
rozwinięcia skrzydeł?
Kolejna niewykorzystana
w serialu szansa to tło historyczne. Wszystko skrupulatnie zrelacjonowane przez
filmową „kronikę”, która otwiera każdy odcinek. I przez to właśnie sztuczne.
Nie widzę tu korelacji między wydarzeniami historycznymi, których przecież było
mnóstwo – stalinowski reżim, odwilż, strajki robotników, wygnanie Żydów z
Polski w 1968, Dziady Dejmka i
strajki studentów w tym samym roku, stan wojenny, Okrągły Stół – a losami
serialowych postaci. To wszystko przepływa przez akcję Osieckiej jak tandetne landszafty namalowane farbami na płótnie i
ustawione w charakterze dekoracji do kiepskiego spektaklu. Odnoszę wrażenie, że
te dramatyczne fakty nie mają żadnego wpływu na bohaterów, którzy żyją w
jakiejś innej czasoprzestrzeni. Ot, czasem przemknie jakiś cenzor i nie pozwoli
na zaśpiewanie zbyt odważnej piosenki. Może jeszcze jakaś kontrola w pociągu z
powodu wybuchu stanu wojennego pokazana jak rutynowa kontrola biletów w
tramwaju. Ewentualnie generał Kiszczak ukazany jako amator kaset z piosenkami Osieckiej.
I tyle. Nie ma też ani słowa o wyborze Karola Wojtyły na papieża, a przecież to
wydarzenie miało dla Polaków ogromne znaczenie polityczne, niezależnie od ich
przekonań religijnych.
Podsumuję jednym
słowem: szkoda. Uwielbiam piosenki z tekstami Osieckiej. Bardzo mi blisko do
jej wrażliwości. Tymczasem serial w TVP to półprodukt, który trąci sztucznością
na kilometr. A mógł być fascynującą opowieścią o wrażliwej kobiecie, która nie
mieści się w społecznych „ramach”. Albo o tęsknocie za prawdziwą miłością i
nieumiejętności kochania. Albo o naszej skomplikowanej powojennej historii.
Albo o wszystkim po trosze. Ale do tego potrzeba wnikliwości. Dobrze by było
też pochylić się z czułością nad każdym wątkiem, nawet epizodycznym, i zadać
sobie pytanie: do czego ta postać jest potrzebna? Co wnosi do serialu? Co chcę
poprzez ten wątek przekazać?
Najbardziej mi żal kota
z ostatniego odcinka. Nie mam pojęcia, w jakim celu scenarzyści zafundowali mu
tak fatalny koniec.
A jednak tego, że
oglądałam Osiecką - nie żałuję.
Przeciwnie: bardzo wam, twórcy serialu, dziękuję. Za przypomnienie tej
niezwykłej biografii. Za przejmujące piosenki, które teraz „grają” mi w głowie.
Za refleksję, jaka mi się nasunęła po obejrzeniu ostatniego, dla mnie
najmocniejszego odcinka, że życie to bal. I ode mnie zależy, z kim będę
tańczyć, co będę tańczyć i w jakim celu.
Zgadzam się w 100% !!
OdpowiedzUsuńtylko mała uwaga: na tym czarnym tle bardzo żle się czyta szary tekst
Recenzja serialu "Osiecka" ciekawsza niż sam serial.Autorka,Benedykta Karolina Baumann wskazuje czego Jej w scenariuszu serialu zabrakło. Kieruje naszą wyobraźnię do zapełniania i rozszerania ledwo zaznaczonych etapów z życia poetki.Zmusza do refleksji nad ewolucją, której przecież każdy człowiek doznaje,a szczególnie ten obdarzony talentami literackimi, nadwrażliwością i inteligencją.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Pozdrawiam serdecznie.
UsuńPrzepiękna recenzja i analiza zarówno poetki jak i czasów ..Wielki szacun. Pozdrawiam,...i tez z dzika rozkoszą obejrzałam film , który przypomniał i zaintrygował na tyle, aby widz sam poszukał wiadomości na temat Agnieszki Osieckiej i... 'zakochal' się w niej ponowie.
OdpowiedzUsuń