poniedziałek, 22 lutego 2021



 

Powiew COOL – tury…

Najbardziej mi żal kota (Osiecka, serial TVP, 2020)

Bardzo bym chciała na przekór recenzentom ogłosić, że moim zdaniem to świetny serial, ale niestety się nie da. Nie będę więc oryginalna: to artystyczne nieporozumienie. Postacie – w rzeczywistości barwne i wyraziste – w serialu są jakby wycięte z papieru, niedokończone, jednowymiarowe. A przecież przez akcję serialu, podobnie jak przez życie bohaterki, przewija się cała galeria indywidualności: Marek Hłasko, Zbigniew Cybulski, Elżbieta Czyżewska, Krystyna Sienkiewicz, Wojciech Frykowski, Jeremi Przybora, Kalina Jędrusik, Daniel Passent, Seweryn Krajewski, Maryla Rodowicz, Hanna Bakuła, Anna Szałapak. To tylko niektóre z nich. Akcja obejmuje lata 1952 – 1997. Kawał historii. Opowiada o kobiecie pełnej sprzeczności: „zetempówce” i buntowniczce szmuglującej teksty Marka Hłaski do paryskiej „Kultury”, wrażliwej introwertyczce i nie umiejącej kochać twardzielce, marzycielce tęskniącej za miłością i egoistce raniącej ludzi, których spotyka, femme fatale i ofierze zauroczeń, czekającej na lekceważącego ją mężczyznę na wycieraczce, niezależnej dziewczynie sukcesu i dużym dziecku, niemal do końca życia (z małymi przerwami) mieszkającym z matką, genialnej poetce i „tekściarze” piszącej pod publiczkę. Aż się prosi, żeby tym biograficznym bogactwem zahipnotyzować widza, wstrząsnąć, porwać…

Tymczasem nikt tu nikogo nie porywa. Serial bulgocze na małym ogniu, nie dochodząc do temperatury wrzenia. Akcja toczy się ospale, linearnie, przewidywalnie. Jedynym atutem takiej narracji jest możliwość zapoznania się z biografią artystki – dla tych, którzy jej nie znają. Ale i tutaj mam zastrzeżenia. Wątki się urywają, jakby scenarzysta nie miał pomysłu, jak je czytelnie zamknąć. O śmierci Zbyszka Cybulskiego, Marka Hłaski i Wojciecha Frykowskiego dowiadujemy się z dialogu bohaterów. Ze scenariusza nie wynika jasno, że Osiecka była żoną Frykowskiego. „Znika” także Jeremi Przybora, dawni przyjaciele Osieckiej z STS, Kalina Jędrusik, Maryla Rodowicz, kolejni kochankowie bohaterki. Nie wiadomo, dlaczego Osiecka była studentką łódzkiej „filmówki”, a w następnym odcinku już nią nie jest. I dlaczego 28 – letnią Osiecką od 6. odcinka gra Magdalena Popławska, która wygląda jak jej matka, a nie Eliza Rycembel, która aktualnie jest mniej więcej w tym samym wieku? Wreszcie – choroba i śmierć Osieckiej. Pokazana mimochodem, byle jak, powierzchownie, podobnie jak odejście Freddiego Mercury’ego w Bohemian Rhapsody. Pamiętam, że bardzo mnie to zirytowało w filmie o liderze zespołu Queen.

A sama Osiecka? Cóż, w tej roli obsadzono dwie dobre aktorki i to była wielka szansa, żeby stworzyć ciekawą i niejednoznaczną postać kobiecą. Eliza Rycembel zaintrygowała mnie w Carte blanche, a urzekła w Bożym Ciele. To nie jest typ słodkiej laleczki. Ta młoda aktorka nosi w sobie jakąś tajemnicę, ma coś ważnego do powiedzenia. Każde jej spojrzenie, powściągliwość ruchu i gestu, pozorny chłód zachęca widza do odkrywania tego „czegoś” pod powierzchnią. Magdaleny Popławskiej nie miałam jeszcze okazji widzieć ani w filmie, ani w teatrze. Czym mnie przyciąga? Dojrzałym ciepłem, jakie emanuje z jej oczu. Widzę kobietę, która wydeptała już niejedną życiową ścieżkę i zachowuje zdrowy dystans do siebie i świata. Reżyser i scenarzyści mieli wyśmienitą okazję, żeby w serialu wyeksponować atuty obu aktorek. Nie skorzystali z niej. Obie Osieckie są przedstawione w taki sposób, jakby upływający czas i przeżycia nie miały na nie żadnego wpływu. Żadnej ewolucji postaci, żadnej wielobarwności, żadnego zaskoczenia. Aż trudno uwierzyć, że tytułowa bohaterka była tak fascynującą osobowością o tak interesującej biografii!

Jestem też zawiedziona sposobem, w jaki został potraktowany wątek „rodzinny” Osieckiej: jej relacja z mężem Danielem Passentem i córką Agatą. Szczególnie postać Agaty jest mi bardzo bliska – ta jej tęsknota za ciepłem rodzinnego domu, walka o matkę, bezradność wobec jej alkoholizmu i rozpaczliwa wiara, że matka dotrzyma obietnicy i przestanie pić. Taki wątek jest paląco potrzebny w czasach, kiedy rośnie liczba rodzin dysfunkcyjnych, patchworkowych, dotkniętych nałogiem. Pracuję z młodzieżą i mogę na co dzień zaobserwować, ile w naszej szkole jest przypadków depresji wśród 17 – 18 – latków…  Tymczasem serialowi twórcy ślizgają się po powierzchni. Agata jest postacią drugo – jeśli nie trzecioplanową. Widzimy ją w kilku odcinkach jako dziecko i dopiero w ostatnim  jako młodą, wchodzącą w życie kobietę przejętą alkoholizmem matki. Jak gdyby nie było nic pośrodku. W dodatku serialowa Agata to postać wyjątkowo mdła i bezbarwna. A może po prostu serial nie dał aktorce możliwości rozwinięcia skrzydeł?

Kolejna niewykorzystana w serialu szansa to tło historyczne. Wszystko skrupulatnie zrelacjonowane przez filmową „kronikę”, która otwiera każdy odcinek. I przez to właśnie sztuczne. Nie widzę tu korelacji między wydarzeniami historycznymi, których przecież było mnóstwo – stalinowski reżim, odwilż, strajki robotników, wygnanie Żydów z Polski w 1968, Dziady Dejmka i strajki studentów w tym samym roku, stan wojenny, Okrągły Stół – a losami serialowych postaci. To wszystko przepływa przez akcję Osieckiej jak tandetne landszafty namalowane farbami na płótnie i ustawione w charakterze dekoracji do kiepskiego spektaklu. Odnoszę wrażenie, że te dramatyczne fakty nie mają żadnego wpływu na bohaterów, którzy żyją w jakiejś innej czasoprzestrzeni. Ot, czasem przemknie jakiś cenzor i nie pozwoli na zaśpiewanie zbyt odważnej piosenki. Może jeszcze jakaś kontrola w pociągu z powodu wybuchu stanu wojennego pokazana jak rutynowa kontrola biletów w tramwaju. Ewentualnie generał Kiszczak ukazany jako amator kaset z piosenkami Osieckiej. I tyle. Nie ma też ani słowa o wyborze Karola Wojtyły na papieża, a przecież to wydarzenie miało dla Polaków ogromne znaczenie polityczne, niezależnie od ich przekonań religijnych.

Podsumuję jednym słowem: szkoda. Uwielbiam piosenki z tekstami Osieckiej. Bardzo mi blisko do jej wrażliwości. Tymczasem serial w TVP to półprodukt, który trąci sztucznością na kilometr. A mógł być fascynującą opowieścią o wrażliwej kobiecie, która nie mieści się w społecznych „ramach”. Albo o tęsknocie za prawdziwą miłością i nieumiejętności kochania. Albo o naszej skomplikowanej powojennej historii. Albo o wszystkim po trosze. Ale do tego potrzeba wnikliwości. Dobrze by było też pochylić się z czułością nad każdym wątkiem, nawet epizodycznym, i zadać sobie pytanie: do czego ta postać jest potrzebna? Co wnosi do serialu? Co chcę poprzez ten wątek przekazać?

Najbardziej mi żal kota z ostatniego odcinka. Nie mam pojęcia, w jakim celu scenarzyści zafundowali mu tak fatalny koniec.

A jednak tego, że oglądałam Osiecką - nie żałuję. Przeciwnie: bardzo wam, twórcy serialu, dziękuję. Za przypomnienie tej niezwykłej biografii. Za przejmujące piosenki, które teraz „grają” mi w głowie. Za refleksję, jaka mi się nasunęła po obejrzeniu ostatniego, dla mnie najmocniejszego odcinka, że życie to bal. I ode mnie zależy, z kim będę tańczyć, co będę tańczyć i w jakim celu.

 

4 komentarze:

  1. Zgadzam się w 100% !!
    tylko mała uwaga: na tym czarnym tle bardzo żle się czyta szary tekst

    OdpowiedzUsuń
  2. Recenzja serialu "Osiecka" ciekawsza niż sam serial.Autorka,Benedykta Karolina Baumann wskazuje czego Jej w scenariuszu serialu zabrakło. Kieruje naszą wyobraźnię do zapełniania i rozszerania ledwo zaznaczonych etapów z życia poetki.Zmusza do refleksji nad ewolucją, której przecież każdy człowiek doznaje,a szczególnie ten obdarzony talentami literackimi, nadwrażliwością i inteligencją.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepiękna recenzja i analiza zarówno poetki jak i czasów ..Wielki szacun. Pozdrawiam,...i tez z dzika rozkoszą obejrzałam film , który przypomniał i zaintrygował na tyle, aby widz sam poszukał wiadomości na temat Agnieszki Osieckiej i... 'zakochal' się w niej ponowie.

    OdpowiedzUsuń