Świątecznie…
„Błogosławieni cisi,
albowiem oni na własność posiądą ziemię” (Mt 5,5)
Osiem błogosławieństw
przez całe wieki obrosło komentarzami. Trudno się dziwić: to lekcja Ewangelii w
pigułce. Ewangelii, która jest niewygodna, niepopularna i po ludzku
nielogiczna. Ewangelii, która obiecuje coś trwałego, ale nie natychmiastowego:
nagrodę wieczną. A my przecież żyjemy w kulturze natychmiastowości. Nie lubimy
czekać.
Mnie dzisiaj uderzyło
jedno z nich: błogosławieni cisi. Może dlatego, że sama do cichych nie należę. Kiedy
dwadzieścia lat temu wstępowałam do mojego zgromadzenia, wszyscy znajomi
jednogłośnie wróżyli mi rychły powrót „do świata”. Bo albo mnie wywalą, albo ja
rozwalę klasztor… Jestem i trwam, co jest bardzo konkretnym dowodem na Boże
miłosierdzie i poczucie humoru. Mam jednak
ogromny problem, żeby nie błyszczeć, nie oczekiwać na oklaski i wybierać na „uczcie”
życia ostatnie miejsca (to z kolei wczorajsza Ewangelia). Śledzę, ile polubień
ma „Zakonnica bez przebrania”, tęsknię za przygodą, rozgłosem, kolejnymi
sukcesami na płaszczyźnie pisarskiej czy teatralnej, a czas pandemii temu nie
sprzyja.
Właśnie. Czas pandemii.
Bardzo źle znoszę to przymusowe, bezterminowe zatrzymanie, choć wiem, że ono
jest po coś. Że to jest właśnie dla mnie lekcja ciszy. Boję się tej ciszy, bo w
niej przemawia Bóg, czyli mogę odkryć trudną prawdę o sobie: jak wiele jeszcze
we mnie egoizmu, wygodnictwa, dbania o ludzkie uznanie.
Druga rzecz: kiedy cała
Polska krzyczy, na ulicach wzbiera fala agresji i pada tyle słów nienawiści - choć
przecież w debacie publicznej tak bardzo podkreśla się konieczność zaprzestania
mowy nienawiści - niczego tak nie potrzebujemy jak ciszy. To, co w Ewangelii
najważniejsze, dokonało się w ciszy: Zwiastowanie, kiedy bardzo młoda, po
ludzku nic nie znacząca dziewczyna zgodziła się zostać matką Zbawiciela, narodzenie
Jezusa w jakiejś nędznej grocie dla zwierząt na peryferiach małego miasteczka,
wreszcie: zmartwychwstanie.
Prawdziwe dobro
przychodzi niepostrzeżenie, przez granice naszych serc, i nie potrzebuje do
tego ani fleszy, ani protestów.
Fot. s. Regina Dorota Krzesz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz