Niedzielnie…
Król podczas Sądu
Ostatecznego pyta o miłość. To jego pytanie przyprawia mnie o dreszcz, bo od
razu sobie przypominam te wszystkie sytuacje, kiedy mi się po prostu nie chce. Ktoś
dzwoni do drzwi i nie chce mi się otworzyć. Ktoś do mnie pisze i nie chce mi
się poświęcić tej osobie czasu i uwagi. Ktoś prosi o modlitwę, obiecuję
zdawkowo „tak, tak, będę pamiętać” i… natychmiast zapominam.
Król pyta o miłość. Nie
o światopogląd. Nie o to, na kogo głosowałam. Nie o to, czy popierałam taki czy
inny protest. Nawet nie o to, czy byłam praktykującą katoliczką – lecz o
miłość.
Czy to znaczy, że te
inne rzeczy nie są istotne? Że wszystko jedno, jakie wartości wyznaję? Że nie
ma znaczenia, na jakiego polityka głosuję i po jakiej stronie się opowiadam? A
to, czy regularnie się modlę, przyjmuję sakramenty i słucham Jego Słowa też
jest dla Niego nieważne?
Ważne. To wszystko
bardzo wiele mówi o moim życiu i o tym, co wybieram. Ale miłość mówi coś
ważniejszego: DLACZEGO wybieram. I ostatecznie tylko miłość będzie się liczyć.
Zawsze wzruszały mnie
słowa Jezusa: „Byłem głodny, a daliście Mi jeść, byłem spragniony, a daliście
mi pić.” Dzisiaj zwróciłam uwagę jeszcze na coś innego. Na słowa: „A On
ODDZIELI jednych od drugich”. Jak to? Chrystus przychodzi, żeby tworzyć
podziały? Nie: On przychodzi, żeby zaprosić mnie i Ciebie do wielkiej, bezwarunkowej
miłości, która przekracza wszelkie granice. Podział na „owce i kozły” oznacza tych,
którzy potrafią dostrzec Chrystusa w drugim człowieku - nawet, jeśli w ten
sposób Go nie nazywają - i tych, którzy Go mijają, zapatrzeni jedynie w siebie.
Panie, naucz mnie
takiego spojrzenia, które potrafi Cię rozpoznać i nakarmić, napoić, przyodziać,
przyjąć, odwiedzić…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz